2015.10.10 Londyn, UK
Znajomi często nas się pytają czy nas nie męczy takie ciągłe latanie, czy nam się chce i czy warto lecieć na tak krótko. Oczywiście na wszystko odpowiedź jest tak...jakby tak nie było to byśmy pewnie tego nie robili. Ziemia jest za duża i za piękna, żeby nie korzystać z każdej okazji jaką nam daje życie. A życie jest za krótkie by się zastanawiać czy warto i czekać na lepszy moment. Najlepszy moment jest dziś, w tej chwili i teraz. Więc jeśli masz okazję zobaczyć coś nowego to leć. My mieliśmy to szczęście, że nie tylko mogliśmy zobaczyć coś nowego, przeżyć kolejną przygodę, ale również odwiedzić przyjaciół po drugiej stronie Atlantyku, spędzić z nimi super weekend i dzielić z nimi ten wspaniały czas.
Tak więc polecieliśmy, tym razem do Londynu, na 48h. Miało być 50 ale lot się opóźnił o 2h.....tym razem American Airlines się nie popisało. Ale wszystko dobre co się dobrze kończy. Na szczęście lot był tylko jedyną nie przyjemną przygodą.
Pomimo, że wiedzieliśmy wcześniej, że samolot jest opóźniony o 2h byliśmy na lotnisku wcześniej. Mieliśmy nadzieję, że uda nam się polecieć jakimś wcześniejszym samolotem.. Niestety się nie udało, tak więc mieliśmy czas na zjedzenie kolacji na lotnisku. W sumie to dobry pomysł bo mogliśmy spokojne spać w samolocie, przespać obiad i obudzić się na śniadanie. Tak więc te 7h lotu jakoś mineło.
Heathrow lotnisko na pewno należy do jednych z największych lotnisk na świecie i jest szóste na świecie jeśli chodzi o ilość pasażerów jaką obsługuje rocznie. Podoba mi się jak to lotnisko ma rozwiązaną logistykę W końcu tyle ludzi się przez nie przewija i na pewno nie jest to łatwe a jednak przy wprowadzeniu niewielu maszyn można to super usprawnić Czego niestety nie można powiedzieć o innych lotniskach. Tak więc myśmy wlatywali jako obywatele Unii Europejskiej, co troszkę ułatwiło sprawę przy wlocie. Nie musisz czekać w żadnych kolejkach tylko przechodzisz przez bramki które skanują twój paszport, robią Ci zdjęcie i wiedzą, że to ty. Potem tylko odebranie bagażu i miłych wakacji. Natomiast w drodze powrotnej też było parę udoskonaleń. Pierwsze to lotnisko jest podzielone na sekcje i wchodzisz w sekcję która jest przypisana do twoich linii lotniczych. Takie coś próbują zrobić na JFK ale niestety co z tego, że weźmiesz drzwi z napisem American Airlines jak potem musisz iść na koniec terminala. Drugi plus dostali za sprawdzanie wizy. Robią to jak stoisz w kolejce. Były 3 osoby które chodziły od osoby do osoby i sprawdzały czy masz wizę, paszport, green card. Przynajmniej nie traci się czasu w kolejce, a potem się jest krócej przy okienku gdzie nadaje się bagaż. Kolejny plus to sprawdzenie boarding pass. Wiadomo, że przed bramkami zawsze sprawdzany jest boarding pass czy na pewno idziesz do dobrych bramek.. Tutaj robi to automat. Skanujesz boarding pass i idziesz do bramek na sprawdzenie. Tu niby prosta rzecz ale też oczywiście z automatyzowana. Na końcu taśmy, która prześwietla bagaże jest specjalne miejsce na pojemniki, które potem dołem wracają puste i znów....napełniasz je swoimi rzeczami i tak w kółko. No i potem już tylko bramki, do samolotu które przechodzisz bez problemu, no chyba, że jesteś Daruś i cię wylosują na specjalne prześwietlenie. Ale i tak to idzie szybko. Tak więc podsumowując Heathrow ma najlepsze usprawnienia jakie do tej pory widziałam na lotnisku. Na JFK to wszystko robią ludzie tylko czy przez to jest to bezpieczniejsze? Wątpię. Dodatkowo Heathrow ma pociąg do centrum Londynu tylko 15 minut.....no dobra 20 jak jesteś na troszkę dalszym terminalu. Jechałam nim przy, którejś z wcześniejszych wizyt w Londynie. Super sprawa. A JFK? 1:15-1:30 Airtrain + nie punktualne, zatłoczone, brudne metro. Tak, o Tobie piszę MTA.......!!!
Tak więc wylądowaliśmy i po szybki przejściu granic, nie tracąc czasu ruszyliśmy na podbój Londynu. Czy 48h jest wystarczające, żeby go zwiedzić? Pytanie czy chcesz go zwiedzać 48h? Miasta jak Londyn się nie zwiedza, je się czuje. Oczywiście jest parę miejsc, które każdy chce zobaczyć jak London Eye, Parlament z Big Benem, Westminster Abbey, Buckingham Palace, St Pauls Cathedral, London Tower i Tower Bridge. Tylko do katedr i London Tower można wejść. Katedry to tylko wejście do środka natomiast w Tower jest muzeum, które pewnie kiedyś odwiedzimy. Dziś skupiliśmy się na ogólnym zwiedzaniu miasta i rozpoczęliśmy je od London Eye.
Mała rada? Kup zwykłe bilety wcześniej na internecie a potem zobacz jaka jest kolejka. Zawsze można dokupić Fast Track, który się przydaje jak kolejka jest za długa. Byłam tam dwa razy (za każdym w weekend i to ciepły weekend). Za pierwszym razem kolejka była mała, za drugim dokupiliśmy Fast Track. Tak, że wszystko zależy od pogody, pory dnia, roku, dnia itp.
Widok jest bardzo fajny, zwłaszcza można zobaczyć jak duży jest Parlament, który stał się naszą kolejną destynacją.
Zdecydowanie bardzo ładny architektonicznie, przepięknie położony nad Tamizą i oczywiście słynny Big Ben. Szkoda, że nie można tam wejść ale się nie dziwię skoro nadal się tam spotykają ludzie i próbują naprawić świat z różnym skutkiem.
Z Parlamentu można się przejść na nogach pod Buckingham Palace. Fajnie jest iść bocznymi uliczkami, cichymi i czystymi. Mijać tradycyjne wąskie angielskie domki w zabudowie szeregowej czy tradycyjne budki telefoniczne czy skrzynki na listy. No i tradycyjne taksówki.....tu przecież wszystko jest takie królewskie, takie wykwintne.
Buckingham Palace nie jest już siedzibą królowej. Ona wybrała życie na wsi gdzie można sobie pojeździć na koniach, pospacerować po niekończących się obszarach zieleni i być z daleka od tego całego tłumu ludzi. W Buckingham Palace przyjmowani są nadal oficjalni goście i itp.
Soho zdecydowanie ma fajne knajpki. Wstąpiliśmy do paru, żeby sobie usiąść odpocząć i napić się dobrego, angielskiego piwa.
Angielskie puby charakteryzują się ciekawym, bogatym wystrojem, tłumami ludzi i dobrymi piwami. Jednak sposób imprezowania różni się trochę od Polskiego czy Amerykańskiego.
Ale o ich stylu picia za chwilę bo dopiero wracając do domu zrozumieliśmy to wszystko. Zanim jednak to się stało, nadal chcieliśmy zobaczyć Tower Bridge jak i Tower gdzie jak już wspominałam jest muzeum. Na Tower Bridge można również wyjść choć wg. mnie ten most się najlepiej prezentuje z oddali.
Zarówno most jak i Tower of London znajdują się troszkę dalej od innych główniejszych atrakcji jak parlament. Można oczywiście się przejść i zobaczyć więcej miasta ale nas gonił czas więc wybraliśmy metro (zwane po angielsku Tube). Dzięki tej podróży Darek zrozumiał określenie „Mind the Gap” (uważaj na dziurę na peronie). Rzeczywiście w Londynie są dość duże odległości między pociągiem a peronem. Wydaje nam się, że miejscami może nawet być ponad 30 cm. Tak więc trzeba zdecydowanie uważać. Londyńczycy jednak nic z tym nie robią tylko ostrzegają na prawo i lewo „Mind the gap”. Poza tym Londyńskie metro jest dość czyste, szybkie i ma wygodne miękkie siedzenia, co zdecydowanie jest plusem.
Wreszcie przyszedł czas na powrót. Byliśmy trochę zmęczeni, baliśmy się, że pociągi przestaną jeździć a my do domu mieliśmy daleko. Nasi przyjaciele mieszkają na obrzeżach Londynu i trzeba wziąć do nich pociąg. Dzięki temu zobaczyliśmy jak imprezują Anglicy....do końca. Tak więc po kolei nasze obserwacje. Po pierwsze to zaczynają dość wcześnie. Godzina 7 a oni już idą do barów gdzie w NY standardem jest 22 a w Polsce podobnie 19-20. Zaczynają wcześniej bo mają restrykcje i nie zawsze mogą sprzedawać piwo do rana. Oczywiście nadal na wzór amerykański jest dużo miejsc gdzie są kolejki po godzinie, a ludzie jednak w nich stoją. Angielki zdecydowanie lubią być wyrozbierane, a że tam nie jest najcieplej to stoją w tych kolejkach, trzęsą się z zimna, ale plecy i cała reszta na wierzchu. Kolejna rzecz, którą zauważyliśmy to średnia wieku. Więcej widuje się starszych ludzi a nie jakieś dzieci. Tak więc średnia to 30-40 lat czasem nawet 40-50. W zaleźności od miejsca. Ponieważ bary mają różne, godziny zamknięcia w zależności od licencji, to mają dzwonki. Dzwonek oznacza, że jest to ostatni dzwonek, żeby zamówić piwo/drinka.. Jak nam opowiadali, to wtedy wszyscy się rzucają do baru i biorą po 5 kolejek na osobę. Bo Anglicy niestety lubią pić do upadłego. Do póki stoją na nogach to piją. A potem wymiotują w pociągu (wiem, okropne....ale widzieliśmy). Teraz już się nie dziwię, że w Krakowie swego czasu pojawiały się szyldy, że angielskich wieczorów kawalerskich nie obsługujemy. Albo, że hotele nie przyjmowały angielskich dużych grup. Jak oni się opiją (co widzieliśmy w pociągu) to wymiotują tak po prostu gdzie się da, śmieją się na cały głos, dyskutują i ogólnie zachowują się totalnie nie po królewsku. Ciekawe czy wtedy puszczają im wszystkie ograniczenia, które próbują zachować w normalnym życiu.
No i ostatnia atrakcja na dziś i kolejna rzecz która zaskoczyła Darka (mnie mniej bo już w Anglii byłam parę razy) to było oczywiście rondo. Jest ich w Anglii mnóstwo. Zazwyczaj jest to tylko duża kropka namalowana na drodze. Podobno dzięki temu jest bezpieczniej - chyba naprawdę tak jest a dla turystów jest to kolejna rzecz która cieszy i zaskakuje.