2025.01.17-19 Park City & Salt Lake City, UT (3)
W Park City byłam drugi raz w życiu i muszę przyznać że tym razem zaskoczyło mnie pozytywnie, głównie jeśli chodzi o szlaki i parki dla nie narciarzy.
Większość dni pracowałam bo pomimo nie limitowanego urlopu trzeba znać granice rozsądku i wiedzieć gdzie jest limit. Jednak praca wg wschodnich godzin, będąc na zachodzie jest super i można już o 2-3 popołudniu cieszyć się górskim klimatem.
Ze szczytów zrobiłam Quarry Peak. Bardzo fajny szlak. Spacerek na jakieś 2-2.5h ale do góry z pięknymi widokami na resort. Poza okolicznymi szczytami jest tu dużo parków i tras dla narciarzy biegowych. Jest też park który powstał po przerobieniu byłej trakcji kolejowej. Park City bowiem jest kolejnym miastem powstałym w gorączce złota. A jak gorączka złota to i kolej musi być. Tak, że się nie nudziłam i robiłam kilometry, rzadko idąc ulicą czy chodnikiem.
Samo miasteczko Park City mnie nie powaliło. Tak jak Darek pisał przez te ich prawa odnośnie alkoholu nie ma za bardzo fajnych knajpek, bo albo nastawiają się na picie i wtedy mają beznadziejne jedzenie, albo nastawiają się na jedzenie ale to mają już stoły jak w jakiś stołówkach. Jest parę bardzo fancy restauracji ale niestety nie ma nic pośrodku. Takiego średnio drogiego z fajnym klimatem.
Tak więc klimat postanowiliśmy znaleźć w Salt Lake City. Z Park City do SLC jest 30-45 min. Rzut beretem jak to się mówi. W Sobotę musieliśmy opuścić nasze mieszkanko dość wcześnie, a że Darka pas na narty nie działał w sobotę (MLK Day) to postanowiliśmy spędzić czas razem i pozwiedzać okolicę.
W okolicy Park City jest destylarnia whiskey, High West. Bardzo lubimy ich wyroby. Jest to whiskey która nauczyła mnie pić ten rodzaj alkoholu. Postanowiliśmy więc odwiedzić ich główną siedzibę i zobaczyć jak produkują ten złoty trunek.
Destylarnia położona jest na ranczo i z parkingu trzeba pokonać kawałek do góry. Na szczęście są małe autobusiki co wywożą ludzi do góry i nie ma korków na tej wąskiej krętej drodze.
Darek ma trochę produktów High West w sklepie ale nie wszystkie bo nie wszystkie można kupić poza Utah. Destylarnia ma też bardzo dobre jedzenie więc lunch z whiskey był bardzo dobrym pomysłem. I właśnie takie miejsca lubimy najbardziej, pyszne jedzenie i picie ale bez tak zwanych białych obrusów.
Mi najbardziej smakował Prisoners Share ale co się dziwić….podobno jedno z top 3 w ich kolekcji.
Po lunchu pozwiedzaliśmy trochę okolicę. Widok mają super, to im trzeba przyznać.
W słoneczku było super ciepło więc nawet nie chciało się wracać, natomiast z cienia człowiek od razu uciekał do słoneczka. Pochodziliśmy troszkę po okolicy i postanowiliśmy wracać. Chcieliśmy jeszcze troszkę pozwiedzać Salt Lake City.
Salt Lake City leży u podnóża gór i ogólnie jest dość przyjemnym miastem. Ostatni raz byliśmy tam w 2018 roku. Wtedy ja zwiedzałam trochę miasto i dokarmiałam bezdomnych. Natomiast Darek dolatywał trochę później. Tym razem Darek chciał się przejść, może nie do końca dokarmiać bezdomnych ale zobaczyć trochę miasto. Ja też w sumie byłam ciekawa jak bardzo się zmieniło.
Hotel mamy w centrum więc mogliśmy spokojnie odstawić auto i zrobić sobie kółeczko po mieście. Podeszliśmy pod ich słynną katedrę ale była cała zagrodzona i w remoncie więc poszliśmy dalej aż doszliśmy do potężnego budynku z napisem Union Pacific Railroad. Coś z tym Union Pacific mam… i zaczęłam obfotografowywać budynek na całego.
Dopiero po paru minutach olśniło mnie, że to jest przecież hotel i to sieci Marriott. Jak Darek usłyszał, że hotel i że Marriott to stwierdził, że na pewno mają tam bar i na pewno chcemy się ogrzać.
No i było wszytko… dworzec główny przerobili na recepcję hotelu z barem. Pokoje hotelowe znajdują się w dobudowanej części ale oczywiście są połączone z recepcją. Milionowy koncept ale bardzo fajny. Niestety miliony te muszą się zwrócić więc i noc w hotelu do tanich nie należy. Dlatego my tu nie śpimy.
Po zagrzaniu się ruszyliśmy dalej w kierunku graffiti. W sumie to graffiti było tylko takim punktem żeby jakoś wyznaczyć naszą trasę spacerową. W Salt Lake City nie bardzo jest co zwiedzać ale jest to przyjemne miasto, zresztą które miasto nie jest przyjemne jak się z chodnika widzi górki.
Bezdomnych też niestety trochę mają. Już za pierwszym razem zapadli oni mi w pamięć a teraz tylko utrwalili się. Na szczęście skupiają się w swoich grupkach i parkach i tak jak my nie chcemy być zaczepani tak samo oni. Widać też że SLC się rozrasta bo powstają nowe mieszkalne osiedla, browary i restauracje.
Odwiedziliśmy browar Level Crossing, pyszne piwko mają, ale nie siedzieliśmy długo bo się ściemniało a my głodni się robiliśmy. Kolejne cudowne wakacje postanowiliśmy zakończyć dobrym amerykańskim stekiem… Niestety musiały być sieciówki jak Ruth Chriss czy Capital Grill. Postawiliśmy na Capital i był to pyszny wybór.
Na szczęście do restauracji nie mieliśmy daleko bo mrozik był. Jakby nie patrzeć to zima jest. Może śniegu nie widać ale temperatury dość niskie są. Pod hotelem mamy lodowisko ale my jednak woleliśmy oglądać ludzików z okien ciepłego hotelu.
I to już koniec… w niedzielę dość rano mieliśmy samolot do NY. Tak rano, że śniadanie musieliśmy jeść na lotnisku a nie w hotelu… dobrze, że są lounge… Lot minął na szczęście spokojnie i bez opóźnień.