IDM Travels

View Original

2015.05.31 Finger Lakes, NY (dzień 2)

Jak już wspominałam Finger Lakes to nie tylko wina i winiarnie ale przede wszystkim wspaniałe jeziora, trasy na hike itp. Tak więc na dziś zaplanowaną mieliśmy wycieczkę do Watkins Glen State Park. Jest to jeden z najładniejszych, jak nie najładniejszy park w tym rejonie. Przepływa przez niego strumyk, który na krótkim odcinku ma aż 19 wodospadów. Park ma parę ciekawych tras na spacery, zarówno brzegami jak i w samym wąwozie. ​

Tak więc po leniwym niedzielnym śniadanku, spakowaniu aut ruszyliśmy do parku....i tu nie miła niespodzianka. Zaczęło padać. Niestety nawet nie zapowiadało się, że przestanie. W takiej pogodzie chodzenie po wąwozie to bardziej męczarnia niż przyjemność więc postanowiliśmy „przeczekać” deszcz w jednej z wielu winiarni. Z drugiej strony, i tak mamy zamiar tu wrócić i pozwiedzać lokalne browary, których też jest bardzo dużo więc miejmy nadzieję, że wtedy pogoda dopisze i zrobimy ten hike. Jako pierwszą winiarnię wybraliśmy Lakewood.

Rodzina Stamp (właściciele Lakewood) zaczęła sadzić krzewy winorośli od ponad pół wieku. Na początku tylko sprzedawali winogrona, dopiero od 1988 zaczęli produkować swoje wina. Rozpoczęli tylko z paroma rodzajami, aktualnie mają ponad 20 rodzajów szczepów.
Jak to bywa w winiarniach, głównym punktem jest testowanie win. Oczywiście polewają Ci tylko tyle, że można wypłukać usta ale przecież na tym polega cała zabawa. Nie można wypić za dużo bo wtedy każde wino zaczyna smakować i za bardzo się nie będzie wyczuwało różnicy. Za testowanie trzeba było zapłacić $2 za osobę, które były odliczane po zakupie butelki wina. Miłe i dobry marketing dla producentów. Nam szczególnie przypadł do gustu Riesling 3-ciej Generacji. Jak nam Pani opowiedziała jest to specjalne wino, które stworzyły wspólnymi siłami wszystkie 3 pokolenia właścicieli winiarni. Ich celem było stworzenie jak najbardziej wytrawnego Rieslinga. Muszę przyznać, że bardzo dobrze im to wyszło. Ja gustuję w Rieslingach głównie z Niemiec. Do tej pory bardzo ciężko było mi znaleźć Rieslinga z Finger Lakes, który uznałam za WOW. Wygląda na to, że znalazłam swój idealnie wybalansowany Riesling.

Tak więc po małych zakupach ruszyliśmy dalej w drogę. Kolejną winiarnią na naszej liście była Glenora. Dość fajnie położona winiarnia, która posiada też hotel i restaurację. Dziś nie było pogody, żeby pochodzić po okolicy ale na pewno musi tam być cudownie w słoneczne dni.

Tutaj testowanie jest troszkę droższe ($3) ale za to uwiedli nas serami. Do każdego winka był podawany ser który idealnie wypełniał smak. Tym razem skończyliśmy na zakupach serów. Winkami nas nie powalili, aż tak bardzo za to sery mieli wyśmienite. Szczególnie zasmakował nam Twilight Cheddar, Wasabi Cheddar i w ramach eksperymentów wzieliśmy jeszcze czosnkowy cheddar. Może pomyślicie, że ser wasabi do wina totalnie nie pasuje. Ale jak go podali z winem Yellow Cab (mix czerwonych szczepów), to nie tylko kupiliśmy ser ale też i winko.

Obie winiarnie były dobre, ale to jednak nie było to. Zaczęliśmy więc bardziej szukać i pojechaliśmy do Red Tail Ridge. Miejsce to poleciła nam szefowa Darka. Winiarnia jest bardzo młoda, nawet nie ma 10 lat. Jest prowadzona przez małżeństwo, którym znudziło się życie w miastach. W 2004 roku kupili ziemię w tym rejonie i zaczęli się bawić w farmerów.
Było to drugie miejsce gdzie znalazłam Riesling, który podbił moje serce (albo podniebienie). Finger Lakes bardzo słynie z Rislinga. Ma do tego idealny, trochę zimnawy klimat. Niestety jednak większość ich win jest słodkawa a te wytrawne są zbyt cytrynowe. Na szczęście od czasu do czasu można spotkać idealny, wytrawny Risling.

Kolejny przystanek to winiarnia Dr. Konstantin Frank, założona w 1962 roku. Winiarnia położona na stoku z którego rozpościera się piękny widok na jezioro Keuka. Bardzo spodobało nam się otoczenie winiarni, piękny widok, taras na którym w pogodne dni odbywa się testowanie win oraz bardzo uprzejma obsługa.

Obsługiwał nas Pan, którego rodzina pochodzi z Krakowa, jakiś tam pra-pra dziadek. Tak więc po polsku nic nie mówił ale nazywał się Kruk. Dodatkowo zaplusowali, że nie musieliśmy nic płacić, a do tego przy zakupie wina dostaliśmy zniżkę 25% dla osób z branży.

Ostatnim punktem naszej wycieczki była winiarnia Heron Hill. Też ładnie położona na zboczu góry z przepięknym widokiem na jezioro z pomieszczenia do testowania. Wine Magazine wybrał to pomieszczenie, jako jedno z 10 najlepszych w Stanach. Testowanie kosztuje $5 od osoby, ale dla ludzi z branży było za darmo. Miło z ich strony.

Po testowaniu win Dr. Frank, te już nie powalały nas tak bardzo. Wina z Dr. Frank są poważniejsze i długo ich smak zostaje w ustach. Znaleźliśmy jednak coś dla siebie i wzięliśmy po butelce Chardonnay i Cabernet Franc. ​

Pomimo, że pogoda nam nie dopisała i nie udało nam się zrealizować naszego pierwotnego planu to dzień był udany i odkryliśmy nowy świat win, który jest tak blisko Nowego Jorku. Zostaje jeszcze świat serków i piw ale to przy następnej okazji. Ale przecież Nowy Jork to tylko mały region na całej kuli ziemskiej.....czeka nas przecież Kalifornia, Bawaria, Szkocja, Szwajcaria, Francja i wiele innych regionów z pysznym jedzonkiem, winami i innymi przysmakami. Póki co będziemy kontynuować odkrywanie naszego podwórka i za tydzień wyruszamy poznawać mikro-browary w Pensylwanii (Philadelphia).
Dzień zakończyliśmy pyszną kolacją w Luna Mazze Grille w małym miasteczku Hammondsport, oczywiście z winkiem z winiarni Dr. Konstantin Frank.