2015.11.14 Giant - Adirondacks, NY
Oficjalnie sezon zimowy hików został rozpoczęty. Rozpoczęliśmy go hikiem na Giant, 4627 ft. Jest to dwunasty co do wysokości szczyt w stanie Nowy Jork.
Na Giant można wyjść paroma szlakami. Myśmy wybrali najkrótszy (Giant Ridge), ale za to najbardziej stromy, 3 mile – 3000 ft. do góry. Nie są to może powalające liczby ale biorąc pod uwagę, że większość trasy była oblodzona to szlak był dość trudny.
Tylko 4h samochodem i w okolicach 10 rano byliśmy już w Adirondack a o 10:30 rozpoczęliśmy podejście do góry.
Pomimo, że na dole nie było śniegu to i tak zapakowaliśmy raczki do plecaków i po stromym liściastym zboczu zaczęliśmy się wspinać.
Na parkingu było dużo samochodów więc wiedzieliśmy, że na trasie będzie dużo ludzi więc szlak powinien być przetarty. I tak też było. Po około godzinie czyli 1000 ft wyżej zaczął pojawiać się śnieg i oblodzone kamienie. Opłacało się nieść raczki bo stały się koniecznością. Nie mam pazurów jak niedźwiedź.
Mijając parę grup, rozmawiając z górołazami, minęła kolejna godzina jak i wysokość zmieniła się o kolejne 1000 ft. Tu już była prawie zima, więcej śniegu na drzewach i ziemi, no i oczywiście więcej lodu.
Często trasa szła niezalesionymi graniami, dzięki czemu widoki były powalające ale i wiatr dokuczał coraz bardziej. Giant leży w Adirondack High Peaks (wysokie szczyty) ale jest troszkę z boku więc po drodze mogliśmy podziwiać panoramę i najwyższe szczyty tego regionu.
10-15 minut przed szczytem nachylenie trasy było tak duże i w dodatku oblodzone, że nawet raczki miały problemy z utrzymaniem się. Na szczęście w najtrudniejszym odcinku, ktoś dla ułatwienia zamontował linę, która ułatwiła nam wyjście.
Po 3,5h osiągnęliśmy szczyt na którym niestety nie mogliśmy mieć przerwy na lunch bo był silny, mocny wiatr. Do tego widoczność była zerowa, ze względu na chmury.
Zaraz pod szczytem zrobiliśmy sobie przerwę na małe co nieco i ruszyliśmy w dół w kierunku parkingu.
Po wyjściu z chmur widzieliśmy góry pięknie oświetlone przez zachodzące słońce.
Zdziwiliśmy się, że po drodze minęliśmy parę osób które pomimo, że było ok. 3 popołudniu oni szli dopiero na górę. Schodzenie po tym lodzie po ciemku chyba nie jest łatwe a na pewno nie jest bezpieczne.
Nam też się nie udało zejść za dnia i ostatnie 15 minut pokonaliśmy z lampkami na czołach. Ale jak to Ilonka mówi, dobry hike albo zaczyna albo kończy się z lampkami. A bardzo dobry hike zaczyna i kończy się z lampkami.
Był to bardzo fajny, krótki hike. Szczególnie polecamy go latem gdzie jest łatwiej a widoczność jest dużo lepsza. Dopełnieniem hiku jak zwykle jest pyszna kolacja. Tym razem w restauracji milion gwiazdkowej nad jeziorem Chapel serwowano przepyszne hamburgery.