IDM Travels

View Original

2016.02.25 Les 3 Vallees, Francja (dzień 6)

Czy może być za dużo śniegu? Ci z Was którzy nie lubią nart czy innych sportów zimowych pewnie stwierdzą, że oczywiście. Ale czy narciarz może stwierdzić, że jest za dużo śniegu? Chyba dziś właśnie nastąpił taki dzień, że pytanie to mocno chodziło nam po głowie....zarówno mojej jak i Darka. Całe wschodnie wybrzeże w stanach modli się o śnieg a tu sypie non-stop już od paru dni. W takiej Japonii to chyba musi w ogóle sypać od Świąt do lutego non-stop.

To jak znajomi z NY...mamy przywieść trochę śniegu w walizkach ;)
My się jednak nie poddawaliśmy i ruszylismy w drogę, odkrywać kolejne zakątki tego ogromnego resortu. Ja zrobiłam drugie podejście do słynnego resortu Courchevel. Z jednej strony myślałam, że po co będę tam jechać skoro markowe, drogie sklepy mam codziennie na 5 alei w NY ale z drugiej strony jak człowiek nie zobaczy to nie może mieć zdania...no więc pojechałam. Wzięłam największą gondolę, najbardziej wypasioną i pojechałam oglądać ten przepych.

Myślałam jeszcze zrobić jakiś hike ale pogoda nie wiele się zmieniła od wczoraj i dalej były duże mgły i słaba widoczność więc olałam hike. Ale wracając do rzeczy....Courchevel – szóste najdroższe miejsce na świecie pod kątem cen nieruchomości za metr kwadratowy. Średnia cena to 37tys EUR za metr kwadratowy. Tak – dobrze widzicie, w niektórych krajach można za to kupić mieszkanie a tu tylko metr kwadratowy. A my narzekamy, że mieszkania w NY są drogie. No to skoro miasto to przyciąga tak bogatą klientelę to nie może nie posiadać pięcio (czy sześcio) gwiazdkowych hoteli. No i oczywiście restauracji i sklepów największych projektantów mody. Resort ten posiada 11 hoteli pięciogwiazdkowych a także 2 hotele sześcio-gwiazdkowe. System 6 gwiazdek został wprowadzony we Francji dla hoteli pałacowych. W całej Francji 8 hoteli dostało to wyróżnienie z czego 2 znajdują się w Courchevel. Te pałace (6*) znajdują się w części Jardin Alpin do której już dziś nie dojechałam ale pewnie i tak hotele są tak ogrodzone, że nic się nie zobaczy.

Szczerze? Samo miasteczko nie wywarło na mnie żadnego WOW wrażenia. Jest podzielone na część tańszą ze “zwykłymi sklepami” jak Tommy Hilfighter i na tą bogatszą z Louis Vitton. Jak to bywa w takich sytuacjach większy nacisk jest położony na hotele, restauracje i sklepy a nie na wyciągi, trasy itp. Tak więc jeśli chodzi o bazę wyciągów to nawet bym powiedziała, że mają trochę stare i zdecydowanie nowsze i ładniejsze są u nas w Meribel. Nawet przy wyciągach nie ma map z trasami tylko są reklamy zegarków, samochodów i innych ekskluzywnych rzeczy.

A teraz się pewnie zastanowicie kto właściwie tam przyjeżdża. Na pewno dużo sławnych ludzi a poza tym....podobno dużo rosjan. Zwłaszcza w czasie ich świat (połowa stycznia). Rosjan tu rzeczywiście jest dużo. Śmiejemy się, że pierwszy język to angielski, drugi rosyjski a dopiero trzeci to francuski.

Teraz prawie pod sam koniec naszego pobytu tu mamy przekrój wszystkich miasteczek i zdecydowanie cieszymy się z naszego wyboru. Meribel. Nasze miasteczko, położone jest w centrum (środku) tego reosrtu. Tak więc zarówno można dojechać stąd do Courchevel jak i do Val Thorens. Nasze miasteczko upodobali sobie Anglicy więc i nie można narzekać na ilość młodych ludzi, barów i restauracji. Co nas dziwi to fakt, że w większości miejsc (tych tańszych) kelnerzy i barmani to anglicy. Że właściciel anglik to nas nie dziwi ale, że cała załoga to anglicy....hmm....wygląda, że przyjeżdżają na sezon i pracują tu. Do tego znają francuski....nadal w końcu francuzów się tu spotyka.

Inne miasteczka, niżej też nie mają najgorszego dojazdu do tras narciarskich i zdecydowanie są tańsze ale nie ma tam prawie życia i każdy jest zamknięty w swoim pokoiku. Przynajmniej takie miałam wrażenie dwa dni wcześniej w Les Allues ale mogę się mylić. Może po zmierzchu całe miasto się budzi.

Zawiedziona Courchevel postanowiłam wrócić do naszego miasteczka. Nie ma to jak małe własne podwórko. Poszwędałam się jeszcze tu i ówdzie, aż dołączył do mnie Darek i postanowiliśmy znów odwiedzić Meribar. Pomimo, że wczoraj kelnerki nie popisały się i obsługa była do kitu to ich żeberka tak ładnie wyglądały, że postanowiliśmy dać im drugą szansę. Dziś nawet nie było najgorzej. Nowe kelnerki, dużo milsze i szybsze.

Pogoda nie zachęcała nas do krzątania się po mieście więc odwiedziliśmy tylko jeszcze sklep z serami, zaopatrzyliśmy się na kolację w sery, wędlinki i wróciliśmy do naszego pokoiku. A tu czekała nas niespodzianka bo Pani przygotowała nam jaccuzi i mogliśmy się fajnie zrelaksować. No i oczywiście coś na poprawę nastroju...nie mogliśmy przejść obojętnie koło Macaroons.

No bo nie każdy miał taki lekki dzień jak ja...prawda Darek?

No tak, mój dzień znowu nie był łatwy. Znowu dużo śniegu i widoczność nie najlepsza. Nartki rozpocząłem od jeżdżenia w Meribel. Trochę już znam ten rejon, więc mapa schowana w kieszenie, a ja wyszukiwałem nowych terenów.

Poźniej przejechałem do Courchevel i tam też jechałem gdzie mnie narty poniosą. Mieliśmy z Ilonką tam zjeść lunch, ale jak się dowiedziałem, że to nie nasze klimaty to wróciłem do Meribel.

W całym Les 3 Vallees jest potężna ilość instruktorów, przewodników, zwłaszcza dla dzieci. Często i wszędzie ich się spotyka. Prywatnych i grupowych. Rodzice o 9 rano oddają swoje dzieci w ich ręce, a sami sobie szaleją po górkach aż do lunchu. Na lunch je zabierają do wcześniej zarezerwowanych restauracji i tam siedzą ze dwie godziny. Później już nie jeżdżą, bo to przecież nie ma już sensu. Z reguły rezerwuje się instruktora na cały tydzień, żeby on/ona widział postępy dzieci.
W Courchevel jest tego jeszcze więcej. Tam to prawie każde dziecko ma swojego instruktora. Ciekawe ile to kosztuje. Ale przecież to nie ma żadnego znaczenia jak się mieszka w Courchevel w pięciogwiazdkowych hotelach i co rok kupuje się nowy kombinezon narciarski a potem się go tam zostawia bo za rok już będzie niemodny....