IDM Travels

View Original

2016.03.12-13 Stratton i Okemo, VT

W tym tygodniu w NYC temperatura przekroczyła 20°C. Dla narciarzy oznacza to jedno – końcówka sezonu, wiosenne narty. W sumie to u nas, na północnym-wschodzie niewiele śniegu spadło w tym sezonie, więc nie wiadomo czy nie jest to ostatni wyjazd na narty. Tak więc uzbrojeni w krem do opalania, okulary przeciwsłoneczne i grill zaatakowaliśmy Vermont.

Na sobotę zaplanowaliśmy Stratton, resort w którym nie byliśmy już parę lat. Kiedyś Stratton nazywany był Aspen wschodniego wybrzeża ze względu na wysokie ceny mieszkań, nowe wyciągi i idealnie ubijane trasy. Ale to już było. Teraz Stratton nie ma już ogrzewanych chodników, wyciągi są już ponad 10 letnie, a dbanie o trasy też ma wiele do życzenia.

Wiem, że w tym sezonie jest mało śniegu, ale w niedzielę jeździłem w Okemo gdzie trasy były dużo lepsze. Nie tracąc czasu uderzyłem na szczyt, bo wiedziałem, że od południa będzie się już dość ciężko jeździć. Ludzi nawet było trochę, ale zaletą jeżdżenia samemu jest to, że można wchodzić poza kolejką i nie tracić czasu na stanie w niej. Było słonecznie, ciepło, z lekkim wiatrem a śniegu ubywało z każdą godziną.

Rano się nawet jeździło OK. Śnieg na trasach nie był jeszcze rozjeżdżony. Można było carvingiem szybko zlatywać i odpoczywać na krzesełkach opalając się.

Jak nasi znajomi koło południa do nas dotarli, to już niestety warunki nie były takie fajne. Narciarze zeskrobali śnieg z tras więc lód był wszędzie. Porobiły się też duże, mokre muldy co dodatkowo utrudniało jazdę. Około trzeciej po południu nogi powiedziały, że wystarczy tej zabawy i trzeba odpocząć przy grillu w hotelu. Tak też uczyniliśmy i relaksowaliśmy się cały wieczór w miłym towarzystwie zajadając przepyszną kolację.

Niedziela - Okemo

Ten resort jest już nam bardzo znany. Jeździmy tam często, bo widać, że gospodarze o niego dbają i ciągle inwestują w nowe technologie.

Niestety nie było pierwszego krzesełka, bo ktoś kiedyś wymyślił zmianę czasu na czas letni. I to nas zaatakowało dziś rano. Z lekkim opóźnieniem, ale pełen sił wyruszyłem podbijać Okemo. Trasy narciarskie były znacznie lepiej przygotowane niż wczoraj w Stratton. Znajdowało się na nich więcej śniegu, który nawet skutecznie przykrywał lód i kamienie.

W Okemo odbywały się jakieś zawody, więc dużo ludzi była w głównej części góry. Pojechałem do South Face gdzie prawie nikogo nie było. Śnieg był mokry, ale było go dużo i był fajnie przez ratraki ubity. Jeździłem tam aż do południa ciesząc się z super pogody, braku ludzi i dobrych warunków śnieżnych jak na ten okres. Na niektórych trasah widać jednak było potężne braki śniegu. Tam gdzie nie było sztucznego zaśnieżania, to wiosna już była na całego.

Później pojechałem do Jackson Gore gdzie warunki też były ok. Było już po 12, wiosenne muldy się pojawiały, ale były malutkie. Widać, że jak jest mało narciarzy to trasy o dobrej kondycji mogą nawet być do popołudnia. Tutaj też parę razy zjechałem i zacząłem się posuwać w kierunku głównej części, gdzie planowaliśmy zrobić wiosenny piknik na łonie natury.

Siedząc tak, zastanawialiśmy się czy to czasem nie będzie nasz ostatni wyjazd na narty w tym sezonie. Za trzy tygodnie planujemy jeszcze jeden wyjazd na narty, ale po ilości śniegu jaka jest w górach, to różnie z tym może być. Jak rozmawiałem z lokalnymi na wyciągach to mówili, że nie pamiętają tak słabego sezonu narciarskiego. Opady śniegu były 4-5 razy mniejsze niż średnia roczna jaka jest w tym rejonie.
Dwa tygodnie temu we Francji narzekałem na nadmiar tego białego skarbu, a teraz narzekam na jego brak. Jakoś Matka Natura w tym sezonie „troszkę” to nierówno podzieliła. Obiecałem też sobie, że już nigdy więcej nie powiem, że jest go ZA DUŻO!!! Lepiej się męczyć z jego nadmiarem, niż patrzeć na trasy jak kwiatki rosną.