IDM Travels

View Original

2016.07.04 Mt. Baker, WA

Samolot, redeye mamy dopiero o 10 wieczorem (mamy przynajmniej taką nadzieję), więc cały dzień chcieliśmy wykorzystać na zwiedzanie tego pięknego stanu. Pogoda nie zapowiadała się na najlepszą, ale my jak zwykle chcieliśmy jak najwięcej zobaczyć. Godzinę na północ od naszego hotelu rozpoczyna się droga 542, którą można wyjechać na wysokość ponad 5,000 stóp.

Przepiękna, zawiła droga ciągnie się przez ponad 40 mil od poziomu Oceanu Spokojnego i kończy się na zboczach czynnego wulkanu Mt. Baker (10,781 stóp). Większość drogi prowadzi przez wilgotne lasy (rainforest), gdzie flora jest tak zielona i bujna, że często musieliśmy się zatrzymywać, podziwiać i oddychać tym jakże innym i nasyconym wilgotnością powietrzem. Oczywiście jak to w tym klimacie, padał deszcz, ale to tylko dodawało uroku otaczającemu nas lasowi.

Jeden z przystanków zrobiliśmy w rejonach wodospadów Nooksack. Mieliśmy szczęście i dzięki dalej topniejącym śniegom wysoko w górach, woda w North Fork Nooksack River była duża i rwąca. Minusem tego był wielki huk jaki ta spadająca woda powodowała, ale tego przecież na zdjęciach nie widać ani nie słychać. ​

​Po jakieś kolejnej godzinie wyjechaliśmy z lasu, ale niestety wjechaliśmy w chmury, więc widoków dalej nie było.

​W jakim byliśmy szoku (a zwłaszcza ja) jak pod koniec drogi zaczął się pojawiać śnieg, a na końcu było go już wiele metrów. Przecież to jest lipiec a nie marzec...!

W tych rejonach znajduje się też resort narciarski, Mt. Baker ski area. Resort, jak to resort na zachodzie, duże obszary, jazda ponad lasami.... Czym się wyróżnia? Ilością śniegu. Jest rekordzistą na świecie! Średnia ilość opadów śniegu w zimie to 640 inches (16 metrów). Rekord padł w 1998-99, spadło 1140 inchy (29 metrów) tego białego złota. Ale to musiało fajnie wyglądać. Szkoda, że mnie tu wtedy nie było. Jazda w takiej ilości śniegu musi być ciekawa. Teraz jest lipiec, a śniegu jest dalej mnóstwo.​

​Mieliśmy plany ubrać raki i trochę pochodzić po zboczach Mt. Baker. Niestety chmury i deszcz wybiły nam to z głowy. Trochę było to niebezpieczne. A szkoda, bo teren i widoki są ponoć oszałamiające. Mt. Baker, jak i cały park bardzo nam się spodobał i planujemy tu często wracać. Może nawet bardziej się przygotować i wyjść na szczyt, na który się idzie tylko dwa dni. Ludzie mówią, że zanim będziesz się wspinał na Mt. Rainer (14,410 stóp), to powinieneś się sprawdzić na Mt. Baker. Jeśli tu dasz radę, to masz szanse na Rainer'a. Mt. Rainer jest to wulkan, a zarazem najwyższa góra w stanie Washington. Dużo lodowców, idzie się parę dni, przewodnik i zezwolenie wymagane.
Pochodziliśmy trochę w klapkach wokół parkingu, ale deszcz szybko nas wygonił do samochodu.

Miejmy nadzieję, że następnym razem jak tu przyjedziemy będzie lepsza pogoda. Zjechaliśmy parę tysięcy stóp w dół, gdzie w przepięknym wilgotnym lesie strefy umiarkowanej zrobiliśmy sobie piknik. ​

​Dostaliśmy informacje, że nasz samolot jest o godzinę opóźniony. Trochę nas to zdenerwowało, ale z drugiej strony mieliśmy jeszcze jedną więcej godzinę na zwiedzanie. Postanowiliśmy wracać do Seattle lokalnymi drogami, żeby coś więcej zobaczyć. Pierwsze wrażenie, wszędzie bardzo zielono, widać, że flora potrzebuje dużo deszczu, żeby być bujną. Małe domki, trochę przypominające letniskowe, ludzie w miasteczkach w swoim (zwolnionym) tempie wszystko załatwiają. Jak potrzebują się dostać do sąsiada na skróty na piwo, to mają tylko dwa rodzaje transportu:

​Do Seattle dotarliśmy koło 6 po południu. Byliśmy „trochę” głodni, więc zanim pojechaliśmy na lotnisko oddać samochód, Ilonka wyszukała fajną restaurację na kolację, Elliott's Oyster House. Dwa dni temu jedliśmy przepyszne ostrygi w innej knajpie w Seattle, tak nam zasmakowały, że teraz też mieliśmy na nie wielką ochotę. Oczywiście nie chcieliśmy wracać do tego samego miejsca, więc znaleźliśmy coś nowego. Mieli ponad 20 różnego rodzaju ostryg, były pyszne, ale chyba dwa dni temu, były jeszcze lepsze. Natomiast rybki mieli wyśmienite. Zamówiliśmy Łososia i Halibuta. Obie ryby były łowione w północnym oceanie spokojnym u wybrzeży Alaski, a nie z farm. Ale pychota, lekko wypieczone, rozpływały się w ustach. Polecamy to miejsce dla ludzi co lubią żyjątka z oceanów.

Oddaliśmy samochód na lotnisku, nadaliśmy bagaże i myśleliśmy, że to już koniec przygód jak na ten weekend. Upssss.... pomyliliśmy się! Samolot mieliśmy o 11 wieczorem, tym razem American Airlines. Około 10:30 pani mówi, że lot jest odwołany. Co?!? Każdy tak zareagował. Jak to odwołany, dlaczego, przecież stoi koło rękawa? Pani na te pytania, nie umiała odpowiedzieć.

Wszyscy natychmiast ustawili się w gigantycznej kolejce do zmiany biletu na inny samolot. Wiedzieliśmy, że już dzisiaj niewiele poleci samolotów na wschodnie wybrzeże, a że jest długi weekend to i tak pewnie większość miejsc będzie zarezerwowana. Zamiast stać w tej długiej kolejce i pewnie nic nie wystać, szybko zadzwoniliśmy do American Airlines i przedstawiliśmy jaka jest sytuacja. ​​

​Pan ze spokojnym głosem powiedział, że nam postara się pomóc, ale że już nic do Nowego Jorku dzisiaj nie leci, że są tylko przesiadki. Myśmy się na to zgodzili i zmienił nam lot, który wylatywał za godzinę ze Seattle do Philadelphia, a później za dwie godziny do Newark w NJ. Stamtąd w 45 minut pociągiem można dostać się na Manhattan. Tym oto sposobem, ominęła nas kolejna noc w Seattle.
Udało się, lecimy na wschód. Po wylądowaniu w Philadelphia zjedliśmy śniadanko na lotnisku i udaliśmy się na samolot do Newarku. Upssss.... kolejna przeszkoda, Ilonka już powinna być w pracy, a my jeszcze w Pensylwanii. Dzisiaj miała ważne spotkanie, na którym powinna być, przynajmniej telefonicznie. Akurat o tej porze by była w samolocie. Czyli.... znowu nie leci. Za dwie godziny leci samolot na Queens, na LaGuardie, sprawdziła czy są miejsca i poprosiła o przesunięcie. Ja już zostałem przy moim locie, bo się spieszyłem do pracy.

​Wsiadłem do czegoś malutkiego i wzniosłem się do góry.

Lot trwał tylko 25 minut i wylądowałem prawie w domu. Jeszcze tylko pociągiem 45 minut i już byłem w pracy.
Naprawdę im się bardzo spieszyło, bo jest taka zasada, że dopóki pasażerowie są w samolocie to nie wolno go tankować. Chyba to nie dotyczy długich weekendów, bo tylko jak wylądował to podjechała cysterna i zaczęła lać paliwo. ​

Z reguły staramy się podróżować bez nadawania bagażów. Chyba, że robimy duże hiki i musimy mieć raki i kije, które nie mogą być w podręcznym bagażu. Tym razem mieliśmy taki sprzęt, więc oba plecaki nadaliśmy. Jak w Philadelphi wyszło, że Ilonka leci na Queens, to zmieniliśmy oba bagaże na nią, bo ląduje blisko domu i taksówką łatwo to wszystko zawiezie. Hmmmm....... to by było za piękne. Ja, po wylądowaniu w Newarku sprawdziłem na telefonie, że ja nie posiadam żadnego bagażu, oba ma Ilonka i żaden ze mną tu nie przyleciał. Super, pomyślałem, w końcu im się coś udało. Wyznając zasadę, że nie ufaj nikomu, to poszedłem z ciekawości zobaczyć na taśmę na której wyjeżdżają bagaże. I co widzę? Widzę dwa nasze plecaki jak się ładnie kręcą na taśmie. K....... pomyślałem i głośno powiedziałem. Gdybym tam nie poszedł, to znowu by były problemy z ich odzyskaniem lub z dostarczeniem.
Tak oto, tym sposobem, ja wylądowałem w Newarku, Ilonka na LaGuardii, a oczywiście nasz samochód jest na JFK, bo stamtąd startowałem i tam mieliśmy planowo wylądować. Dzisiaj po pracy pojechałem po niego, przecież jestem wypoczęty po długim weekendzie.
Dziękujemy bardzo Delta i American Airlines za wspaniały „długi” i bezstresowy weekend. Ja rozumiem, że w piątek w NYC był ostrzeżenie przed tornadem, że był to największy dzień w historii Stanów jeśli chodzi o ilość pasażerów na lotniskach. Wiem, że pogoda czasami spłata figle, że samoloty się psują, ja to wszystko rozumiem. Ale że dwie największe amerykańskie linie nie potrafią znaleźć pilota przez ponad 6 godzin, albo, że nie podstawią innego samolotu jak się jakiś zepsuje to chyba coś tu nie jest tak.
Myślę, że bossowie tych korporacji powinni mieć jakieś głębsze przeszkolenie gdzieś w Azji i nauczyć się jak szanować, respektować i nie tracić klientów. Już wielkie ptaki z największego kontynentu lądują na paru lotniskach w Stanach. Wiem, że chcą dalej wejść w amerykański rynek. Ostatnio Delta, AA i United przegrało rozprawę i rząd amerykański zezwolił azjatyckim linią latać więcej po Stanach. Wszyscy wiemy jak to się dalej potoczy..... ✈️✈️✈️ Nowsze, lepsze samoloty, więcej miejsca, super miła obsługa... Jak jeszcze dadzą bagaże za darmo i konkurencyjne ceny biletów to już wszyscy wiemy co się stanie.
Happy 4th of July.......!!!!!