IDM Travels

View Original

2016.09.03 Webster, White Mountains, NH

W ten długi weekend minęła druga rocznica naszego wspaniałego bloga. Wszystko rozpoczęło się siedząc dwa lata temu przy ognisku na jednym z najlepszych kempingów na wschodnim wybrzeżu, Lafayette Campground w NH. W tym roku jeszcze nie byliśmy w New Hampshire, więc wybór na długi weekend był oczywisty.

​W piątek szybko po pracy i ociekając od upałów Nowojorskich podążyliśmy na północ. Siedem godzin "szybko" zleciało i zostaliśmy przywitani przez chipmunki na naszym ulubionym polu 46, na kempingu Lafayette. Ogniska nie chciało nam się już rozpalać tylko przyrządziliśmy sobie przepysznego dzikiego łososia i około drugiej nad ranem poszliśmy spać.

Niestety nie pospaliśmy długo, bo godzinę później, czyli ok. trzeciej nad ranem, kemping odwiedził niedźwiedź. Wygląda, że w tym roku ​misiu często pojawia się w naszych opowiadaniach. Naszego pola na szczęście nie odwiedził, bo wiemy jak się zachować z jedzeniem. Natomiast inne pola nie miały tyle szczęścia. Z tego co się dowiedzieliśmy na drugi dzień, parę ludzi mocno wystraszył i to ich krzyki nas obudziły. Podobno tez rozbił szybę w jednym z samochodów, bo kierowca nie do końca domknął okno i zapach jedzenia wydostał się na zewnątrz. Misiu po rozbiciu szyby splądrował samochód w poszukiwaniu jedzenia. My się obróciliśmy na drugi bok i poszliśmy spać. Niestety ok. piątej rano temperatura spadła do 5C co nas znów wyrwało ze snu. Musieliśmy opatulić się naszymi śpiworami jak mumie. O siódmej rano budzik powiedział, ile można spać, wstawać w góry! Na dzisiejszy dzień zaplanowaliśmy średniej długości hike w Crawford Notch.

​Crawford Notch jest to przepiękna dolina położona w centralnej części Białych Gór. Żadne z nas jeszcze tam nie było. Wybraliśmy jedną z najbardziej popularnych tras, na szczyt Webster, 3,910 stóp. Trasa ta pokrywa się ze szlakiem Appalachian Trail (AT). Szlak ten ciągnie się ponad 2tys mil, od Georgi do Maine. Średnio potrzebujesz 6 miesięcy, aby to przejść. ​

Z naszych wcześniejszych obliczeń wychodziło, że wędrowcy, którzy idą z południa na północ, powinni się znajdować dokładnie w tym rejonie. Miałem nadzieję spotkać paru, pogratulować im wytrwałości, a także chwile z nimi pogadać. W końcu planujemy to kiedyś zrobić z Ilonką! Nie wiem tylko dlaczego ona się uparła i chce rozpocząć ten szlak w żaden inny dzień tylko 31 luty. Nie rozumiem?

​Jak większość szlaków w Białych Górach, rozpoczyna się ostro i pomału wzdłuż strumyków idzie się w górę. Ten szlak był wyjątkowo równomierny, cały czas równomiernie ostro pod górę. Od samego początku przecinał ostro poziomice i nawet nie dał nam czasu na rozgrzewkę.

Na wysokości około 3000 stóp osiągnęliśmy grań. Mały odpoczynek, podziwianie pięknych widoków, i dalej w górę. Od tego momentu napęd na cztery łapki był wymagany.

Trasa szla samą granią, więc piękne widoki nas nie opuszczały, wiaterek nas schładzał, a ręce kurczowo trzymały się skał.

​Po jakiejś godzinie wspinania się po grani osiągnęliśmy szczyt Webster.

Była tak piękna pogoda i przepiękne widoki ze siedzieliśmy tam chyba z trzy kwadranse. Zajadając kabanosy i popijając zimnym piwkiem.

Nie zawiodłem się i na całej trasie spotkałem ponad 20 thru-hikers (ludzi którzy idą cały AT). Większość samotnych, albo już ze swoimi nowymi znajomymi z trasy. Przeróżni ludzie pod względem wieku (20-60+ lat), jak i ubioru, jedni w zimowych czapkach, inni bez koszulek. Każdy nastawiony na idę, idę i muszę przejść, nie ma innej opcji, ja na pewno dojdę do końca. Lubiłem z nimi rozmawiać, każdy z nich miał wiele pozytywnej energii, optymistycznego nastawienia na wszystko, byli oni również bardzo przyjaźni i gadatliwi. Jakby nasz zepsuty świat składał się tylko z takich ludzi, to żyłoby się jak w raju. Część z nich nie szła sama, szła ze swoim przyjacielem, psem. Psy niosły swoje jedzenia, a także wodę do picia. Jeden z thru hikerów na zadane pytanie, czy długo idzie ze swoim psem, odpowiedział:
​Nie, pies towarzyszy mi tylko przez ostatnie dwa miesiące.

​​W sumie nie wiele zostało im do końca. Lekko ponad 300 mil czyli około miesiąca, a dojdą do mety. Co mnie najbardziej zaskoczyło to fakt, że dużo z nich nie ma ze sobą namiotów. Uważają, że są to zbędne kilogramy. Śpią w hamakach a nad sobą maja tylko płachtę przeciwdeszczowa. Może i racja, lżejsze, szybciej się rozkłada i składa, a komary i tak uciekają od tych spoconych i brudnych ciał. ​

Zejście z grani nie było łatwe. Chyba łatwiej się wychodzi po stromym, niż schodzi na dół. Pomalutku, kroczek po kroczku obniżaliśmy się. Było już pod wieczór a dalej spotykaliśmy ludzi z dużymi plecakami i dużą brodą. Niektórzy, jeszcze szli, ale większość szukała już miejsca na swoje "łóżeczko" na kolejna noc.

Nasze łóżeczko czekało na nas na dole. A obok niego ognisko i oczywiście przepyszna kolacja. Dzisiaj jedliśmy wypasione na maxa hamburgery!!!

A teraz siedzimy przy ognisku, piszę bloga i zastanawiamy się co nasz kolega misiu wymyśli dzisiejszej nocy...

No i wymyślił, bo zanim usnęliśmy znów słyszeliśmy ludzkie krzyki gdzieś w oddali. Ach ten misiu, nawet nie pozwoli się wyspać. Chyba powinienem mu zostawić jednego hamburgera żeby się najadł i wrócił do lasu.