IDM Travels

View Original

2017.04.23 Doha, Qatar (dzień 15)

Jakim sposobem Doha pojawiła się na naszym planie? Muszę przyznać, że Doha nigdy nie była na mojej liście. To znaczy była jak każdy zakątek świata ale nie jako priorytet. Pojawiła się jednak okazja i trzeba było ją wykorzystać. Qatar Airlines dają możliwość zwiedzenia Dohy jeśli masz przesiadkę. Tak więc wybraliśmy połączenie z 14h layover, złożyliśmy podanie o wizę i czekaliśmy na rezultaty.

Ja wizę dostałam bardzo szybko natomiast Darek musiał czekać na nią prawie tydzień dłużej. No wiadomo, amerykanów trzeba dokładnie sprawdzać. Dodatkowym zbiegiem okoliczności jest fakt, że mamy znajomych w Doha. Mieliśmy nadzieję, że znajdą dla nas trochę czasu i pokażą nam jak to się imprezuje w nie pijącym kraju.

Samolot z Kuala Lumpur mieliśmy o 9 rano. Po 8 godzinach, czyli koło południa (czasu Qatar) wylądowaliśmy na pustyni. Lotnisko w Doha podobno jest jedno z lepszych. Rzeczywiście jak popatrzysz na sklepy i restauracje to jest super. Ale jak tylko masz wyjść z lotniska to jest masakra. Przejście przez odprawę celną zajęło nam ponad godzinę. Chciałam w tym czasie publikować bloga ale internet na lotnisku jest bardzo słaby. Tak, że wielki minus.

Udało się, dostaliśmy nową pieczątkę do paszportu (9 na tym wyjeździe), kupiliśmy bilety na miejski autobus i wyszliśmy z klimatyzowanego terminala. Co nas uderzyło? Powiew zimnego powietrza....no tak po tropikach w Azji, 35C w Doha to prawie jak zima. Naprawdę było to miłe przywitanie. Autobus 704 zawiózł nas z lotniska prosto do Souq Waqif. Nie ma problemu, że się zgubisz bo autobus jedzie do końca i musisz wysiąść na pętli.

Souq Waqif – miejsce które powinno się znaleźć na liście każdego kto zdecyduje się odwiedzić Doha. Jest to rodzaj ich starego miasta. Muszę przyznać, że byłam bardzo pozytywnie zaskoczona ilością kafejek i restauracji. My byliśmy koło 14 więc sklepy i restauracje dopiero budziły się do życia i sprzedawcy otwierali swoje straganiki. Ze względu na upały tutaj życie toczy się wieczorami. Spodobała mi się piaskowo, pustynna zabudowa. Czegoś takiego brakowało mi w Dubaju czy Abu Dhabi.

Stąd jest niedaleko do Museum of Islamic Art. Kolejne miejsce godne odwiedzenia. Miejsce jest położone w fajnym miejscu. Zaraz nad wodą. Przeszliśmy deptakiem, podziwialiśmy panoramę biurowej części miasta i zastanawialiśmy się czemu tu jest tak dużo łódek. Jak się okazało, bardzo popularne jest wynajęcie łódki na zachód słońca. Podobno nie jest to droga impreza i kosztuje ok. $100 od łódki ale my na zachód słońca już mieliśmy inne plany – Happy Hours...tik-tak, tik-tak.

Muzeum Sztuki Islamskiej – pierwszy plus dostało za klimatyzację, drugi za bezpłatny wstęp a trzeci, najważniejszy, za kolekcję. Wiedziałam, że islam ma długą historię i piękne elementy dekoracyjne. Tutaj można jednak zobaczyć okazy sprzed dwóch tysięcy lat aż po bardziej współczesne czasy.

Oczywiście dywany są elementem często powtarzającym się – no bo kto nie słyszał o perskich dywanach. Ale też wszystkie inne naczynia codziennego użytku, biżuteria, dekoracyjne elementy są majstersztykiem.

Najbardziej mnie chyba uderzył fakt, że wiele tych rzeczy jest z Syrii, Iranu, Iraku i innych krajów w których trwa wojna albo jeszcze niedawno trwała. Przykre jest, że tyle rzeczy, takie bogactwo kulturowe jest tam niszczone tylko dlatego, że jakiś idiota chce dojść do władzy.

W muzeum spędziliśmy około godzinę. I przyszedł czas spotkać się z naszymi znajomymi. Była to niedziela ale dla nich weekend to Piątek i Sobota. Tak więc my pozwiedzaliśmy najważniejsze punkty a oni akurat skończyli pracę. Obok muzeum jest piękny park, kawiarnia a wszystko jest położone nad wodą i znów można podziwiać wieżowce biznesowej części miasta.

Tik-tak, tik-tak i happy hours się kończą. Tak więc pojechaliśmy tam gdzie imprezują obcokrajowcy. Qatar jest bardziej restrykcyjny niż UAE jeśli chodzi o alkohol. Nie można niż wwieść do kraju i na lotnisku skanują wszystkie twoje bagaże, podręczne i nadawane. Z polską kiełbasą nie ma problemów ale jak masz flaszkę wódki to będziesz mieć kłopoty. Oczywiście barów tu nie ma i pić można tylko w hotelach. Jednak aby wejść do hotelu muszą zeskanować twój paszport i wpisać Cię do bazy danych. Codziennie od 6 – 8 pm są happy hour gdzie piwo w hotelu można dostać za ok.$7 potem cena idzie w górę i kosztuje przeciętnie $14. Kolejny kraj gdzie jak to Darek stwierdził ciężko jest być zawodowym pijakiem.

W Qatar mieszka dużo obcokrajowców. Pootwierały się tu duże korporacje (głównie powiązane z ropą naftową) i potrzebowali dodatkowych ludzi do pracy. No więc pierwsze pytanie jakie zadaliśmy znajomym (polce i anglikowi) to: jak wy tu dajecie radę i jak to jest z tym alkoholem. Tak więc jest jeden sklep „booz store” (jeden na cały kraj) gdzie musisz mieć mapę, żeby wiedzieć jak tam się dostać. Jak już nawet uda ci się znaleźć sklep to musisz mieć specjalną kartę, żeby wjechać na parking. Kartę taką może wydać Ci tylko twoja firma. No dobra wiesz już gdzie jest sklep i masz kartę....myślisz jestem w raju. Nie do końca. Na alkohol możesz wydać tylko 20% swojej wypłaty. Wydaje się wystarczająco ale pomyśl, że nie każdy może mieć taką kartę. Wyobraź sobie, że w grupie 6 znajomych tylko jedna osoba pracuje w firmie która ma takie benefity.

W takim wypadku pozostają hotele i ich happy hours. Dobry biznes dla hoteli – nie dziwota, że budują je tam jeden za drugim. Tak więc najlepszą imprezę mieliśmy w kraju który jest najbardziej restrykcyjny jeśli chodzi o alkohol. Zawsze powtarzamy, że nie ma to jak poznać lokalnych, którzy wiedzą gdzie iść.

Tik-tak, tik-tak i musimy wracać. Niestety samolot na nas nie będzie czekać, a i tak się już robiło późno więc wskoczyliśmy do taksówki i sru na lotnisko. Jakoś szybko poszliśmy spać po całym dniu wrażeń i obudziliśmy się dopiero nad Europą. Tak to mogę latać.