2017.08.22 Valle Nevado, CL (dzień 6)
Na czym polega narciarstwo w mega-wielkich resortach? Niektórzy chcą być na każdym wyciągu, inni zjechać każdą trasą, być w każdej wiosce. Jeszcze inni chcą zrobić jak najwięcej kilometrów na trasie albo w pionie. Ja lubię jeździć i zwiedzać góry. W zimie za pomocą wyciągów i tras mogę w ciągu dnia zobaczyć wielkie przestrzenie. Mogę przebyć kilkadziesiąt kilometrów, gdzie w lecie, gdy nie ma śniegu jest to niemożliwe.
Dzisiaj postanowiliśmy pojechać górami do kolejnego resortu, do La Parva. La Parva wraz z El Colorado i Valle Nevado tworzą dosyć spory (największy w Ameryce Południowej) obszar w Andach, który zimą można zwiedzić na nartach. Dzisiaj też wysokie Andy pokazały swoje pazury i spłatały figla pogodowego. O pogodzie napiszę trochę później.
Do La Parva jak i do El Colorado oczywiście nie ma łatwej drogi z Valle Nevado. Znaczy się jest jedna, dosyć szybka. Wymaga dobrego śniegu i dobrych umiejętności narciarskich. Wybrałem tą drogę. Wyjechałem na górę i jadę bardzo płaską (po kijach) trasą w kierunku La Parva. Po chwili trasa zaczyna iść lekko do góry i w tym momencie żeby uniknąć podchodzenia trzeba odbić w lewo i stromo w dół zlecieć do resortu. Niestety brak śniegu wyłączył tą opcję. Za dużo kamieni. Do góry nie będę podchodził, więc znalazłem opcję trzecią.
Wziąłem jeszcze dwa orczyki i pojechałem dalej w góry. Tutaj rano nie było nikogo. Do tego stopnia, że jak podjechałem pod wyciąg to on był wyłączony. Dopiero jakiś pan wyglądnął przez okienko i coś do mnie po hiszpańsku powiedział. Ja do niego La Parva i nagle wyciąg został włączony. Jakoś się do niego wpiąłem i wyjechałem na górę.
Za bardzo nie wiedziałem gdzie mam jechać, ale widziałem w dole miasteczko, więc w tym kierunku się udałem. Po jakimś czasie dojechałem do innych wyciągów i tras. Zaczęło też przybywać ludzi. Dużo tras było zamkniętych, widziałem na nich zjeżdżających zawodników. Tutaj też trenują? Pomyślałem...
Jak się później okazało to tutaj atleci z wielu krajów mają zawody. Zawodnicy ze Stanów, Niemiec, Francji, Finlandii... wspólnie ćwiczą, pewnie przed olimpiadą.
La Parva jest wielkim resortem położonym wysoko w Andach. Niestety nie mogą tutaj robić olimpiad zimowych. W lutym u nich jest lato. Natomiast co zrobili, to ponazywali doliny i trasy nazwami z olimpiad. Nie ma też żadnych hoteli, wszystko to prywatne pensjonaty. Coś jak alpejskie miasteczka.
Kolega dojechał do mnie i razem poznawaliśmy dalej ten resort. Coraz więcej tras gdzie wcześniej trenowali zawodnicy otwierali, więc można było po ich śladach zlatywać w dół. Górne wyciągi nie mają prądu. Dalej pracują na ropę. Inny daleki świat, nie?
Nagle pogoda się zmieniła, jak to w wysokich górach. Wyszły chmury i zaczął wiać silny wiatr. Im wyżej tym mocniej.
Postanowiliśmy uciekać z tego resortu do nas zanim nie zamkną wyciągów. Musieliśmy aż wziąć pięć wyciągów żeby wyjechać na przełęcz. Nawet orczyki zwalniali lub zatrzymywali, bo aż tak wiało.
W końcu udało nam się wyjechać na przełęcz. Ale tu wiało. Wyciągi z Valle Nevado były już zamknięte. Dobrze, że z La Parva nie zamknęli, bo byśmy mieli problem.
Cały śnieg z tras był zwiany, zjeżdżało się jak po lodowisku.
Udało się. Zjechaliśmy na dół i dojechaliśmy do ogniska, gdzie Ilonka już siedziała i pilnowała miejsca.
Z oczywistych przyczyn Darek jak i inni narciarze nie lubią wiatru. Są jednak stworki na świecie, które to uwielbiają. Mocniejszy wiatr w górach sprawił, że kondory opuściły swoje gniazda i zaczęły latać. Kondor, który żyje w Andach jest największym ptakiem na świecie. Ma on nawet do 3 metrów rozpiętość skrzydeł i waży około 15 kg.
Mega resorty - a raczej mega górki to nie tylko zapierające dech w piersiach widoki, niesamowite przestrzenie dla narciarzy i górołazów ale też zmęczenie, choroba aklimatyzacyjna itp. O chorobach aklimatyzacyjnych dużo się słyszy ale chyba nie każdy zdaje sobie sprawę co to tak naprawdę jest. Prawdziwa choroba aklimatyzacyjna objawia się wyłączeniem mózgu. To nas nigdy nie dopadło i ogólnie nie jest to powszechne zjawisko. Chyba, że człowiek weźmie helikopter, i przemieści się z poziomu niskiego w wysokie góry (np. 14tys ft. / 4tys metrów). Przy normalnej aklimatyzacji wszystko jest w miarę ok. Piszę w miarę bo nie czujesz się tak jak na niskich wysokościach. Najpopularniejsze objawy to senność. To dopadło nas w pierwsze dwa dni ale zwalczaliśmy to mobilizując się do aktywności fizycznej. Po ok. 2-3 dniach objaw ten mija. Organizm jest jednak troszkę zmęczony, odwodniony (na wysokościach trzeba pić więcej niż normalnie) i przez to łatwiej łapie choroby. Również powietrze w Valle Nevado było bardzo suche więc naturalną reakcją jest krwawienie z nosa. Wysokość, suche powietrze i ogólne osłabienie organizmu. Jeszcze nigdy nie spaliśmy tak wysoko w górach. Bywaliśmy w górach po 14 000 ft. / 4000 m. ale zawsze spaliśmy niżej. Najwyżej chyba spaliśmy w Vail, CO - 8 000 ft / 2500 m. Valle Nevado jest natomiast na wysokości 9843 ft / 3000m. Wtorek był właśnie dla nas takim przełomowym dniem. To właśnie dziś dopadło nas ogólne osłabienie i parę razy polała się krew z nosa. Tak więc nie siedzieliśmy długo przy ognisku tylko poszliśmy regenerować siły do hotelu. Witaminka C, rutinoscorbin i dużo owoców pomogły nam zatrzymać krwawienie z nosa i inne objawy osłabienia.
Cukier też podobno jest dobry na krzepnięcie krwi. Tak więc po kolacji poleciał najbardziej kaloryczny (ale przepyszny) deser, tort karmelowy robiony na podobieństwo naszego piszingera. Do tego zjedliśmy po całym talerzu owoców i już mieliśmy z powrotem siły na ratowanie świata przed Pandemią. Tym razem udało nam się 3 razy wygrać w tą grę. Praktyka czyni mistrza - chyba czas zwiększyć stopień trudności i dokupić jakieś dodatki. Jutro zapowiada się kolejny piękny dzień w górach.