IDM Travels

View Original

2018.06.16 Nova Scotia, Canada (dzień 1)

Plan wyjazdu do Nowej Szkocji siedział w naszych głowach już od wielu lat. Zawsze albo nie było czasu, albo były „ciekawsze” miejsca na Ziemi do odwiedzenia. Jakoś nie chcieliśmy „marnować” tygodnia na ten rejon Kanady. Woleliśmy gdzieś dalej polecieć samolotem.
Dwa lata temu odwiedziliśmy stan Maine, a dokładnie jego wybrzeże, które rozciąga się od Portland aż po Kanadę. 

Pojechaliśmy wtedy do Parku Narodowego Acadia. Ten park już był daleko a Nova Scotia jest jeszcze dalej. Dlatego tydzień wydaje się optymalnym okresem.

My za plażami nie przepadamy, ale skaliste, oceaniczne wybrzeża lubimy zwiedzać i słuchać jak fale z potężną siłą rozbijają się o nie. Maine nam się strasznie spodobał, a wiedząc, że nowa Szkocja jest podobna albo i nawet ładniejsza wyjazd tam był już nieunikniony.
I tak jest piątek, godzina 9 wieczorem, a my właśnie wyjeżdżamy z NY i mkniemy na północny wschód. Przed nami 10 dni, 5,000 km i na pewno wiele niezapomnianych wrażeń. Część noclegów planujemy w hotelach, a część na campingach. Wzięliśmy ciepłe śpiwory bo w nocy temperatury w czerwcu w północnej Nowej Szkocji spadają do +2C i nie zawsze będzie czas albo siła na rozpalanie ogniska. Podjechaliśmy 3h w kierunku Bostonu. Niby nie wiele ale zawsze coś. Do hotelu zajechaliśmy koło pierwszej w nocy więc szybko padliśmy do spania. Czekał nas w końcu cały dzień jazdy.

SOBOTA

Droga przed nami była długa – 8h ciągłej jazdy czyli około 11 godzin jak się doliczy wszystkie przerwy i lunch gdzieś po drodze. Na szczęście tą noc też spaliśmy w hotelu więc nie stresowaliśmy się, że za późno dojedziemy. Z kempingiem to by była całkiem inna bajka. Tak więc korzystając z sytuacji, że możemy sobie troszkę więcej pospać z hotelu wyszliśmy dopiero o 9 rano. Śniadanie, śniadaniem....ale jaki zestaw mieliśmy. Wszyscy wiedzą, że aktualnie są mistrzostwa świata więc nie mogło się obyć bez oglądania meczu przy śniadaniu.

Grała Islandia z Argentyną – i ku wszystkim zaskoczeniu Islandia zremisowała. Mogę się założyć, że 80% ludzi obstawiało wygraną Argentyny. A tu...upsss....zaskoczenie....no i dobrze! Fajnie jak czasem mniejszy zespół pokaże pazurki! Jak tylko przestaliśmy oglądać to przestali strzelać bramki. Niestety nie mamy na tyle czasu aby oglądać każdy mecz ale urywki staramy się oglądnąć jak tylko się da...no tak tak... miałam pisać o Nowej Szkocji a nie o mistrzostwach....no dobra.

Tak więc ruszyliśmy w drogę. Jak wspominaliśmy, na tym wyjeździe będziemy spać trochę na kempingach a trochę w hotelach. Ale jak tu pojechać na kemping bez siekiery... no właśnie. My popełniliśmy błąd i zapomnieliśmy naszej starej siekierki. Nie zmartwiło nas to wcale. Jak Darek sobie uzmysłowił, że przecież jest w Maine to od razu miał tylko jeden cel w życiu. Odwiedzić Home Depot i kupić siekierkę. Rzeczywiście asortyment w Maine jest inny niż w Nowym Jorku. Tu wybitnie królują grille, duże siekiery i piły i wszystko inne co potrzebujesz, żeby zbudować dom.

Szczęśliwi z zakupu pognaliśmy w kierunku granicy. Po drodze zatrzymaliśmy się na lunch. Nie bardzo przepadamy za McDonaldem więc często wolimy sobie zrobić coś na grillu niż wybrać „szczura” z McDonalda. Udało nam się znaleźć bardzo fajny zajazd. Niby przy autostradzie ale wśród drzewek, klimatycznie i całkiem miło. Dobrze jest mieć grilla – ja wiem nosić to, miejsce tylko zajmuje ale tak na prawdę 30 minut i ma się super jedzonko. Oszczędność kasy i żołądków.

Teraz już nam pozostało tylko 3h do kolejnego hotelu. Na tym wyjeździe testujemy hotele Marriotta'a. Będziemy spać w czterech różnych. Mam nadzieję, że dobrze się spiszą. Powiedzmy, że moja kariera zawodowa zależy od ich sukcesu więc miejmy nadzieję, że obronią renomę. Niestety ten koło Bostonu już podpadł ale miejmy nadzieję, że pozostałe trzy obronią honor.

Granicę przekroczyliśmy bardzo szybko. Pamiętając długie kolejki w Vancouver trochę się obawialiśmy ale na szczęście nie potrzebnie. Kolejki w ogóle nie było a Pani służbistka zadała szybko 4 pytania czy wwozimy broń, alkohol i papierosy. Tak więc na szczęście nie chcieli, żebyśmy rozpakowywali samochód – a to by było śmieszne bo jakoś tak mamy zapakowany samochód po sam dach. ​Ok, 11 w nocy zajechaliśmy do Mochton. Nie do końca nas zaskoczyło, ale nadal zdenerwowało, że nam zabrali godzinę. W Novej Scotia jest inna strefa czasowa. Niestety nie jest to nowa strefa czasowa dla nas. Z tą godziną to jest śmiesznie – a kiedy nie jest, nie? Po pierwsze to Nowa Szkocja jest bardzo na północ, ponieważ do tego ma inna strefę to o 10 w nocy jest dopiero zmierzch. Nie wiele dalej (w stanie Maine), jest podobne położenie słońca ale tam jest 9 wieczór. Takim sposobem można zwiedzać do wieczora w dosłownym tego słowa znaczeniu.

Po drugie jak przekraczasz strefę czasową samochodem to od razu ci się zmienia zegarek. My to traktujemy neutralnie bo wiemy, że nam oddadzą tą godzinę jak będziemy wracać. Czasem tylko jest problem jak człowiek podróżuje samochodem, ale zapomni o zmianie strefy. Wtedy mu się zmienia zegarek o godzinę i jest wielkie upss....a upss jest jeszcze większe jak musisz zdążyć na samolot czy masz coś innego w planie. Tak, my się nauczyliśmy na własnych błędach.

Droga mijała nam fajnie. Niby z autostrady nie wiele jest do oglądania ale zawsze coś fajnego się wypatrzy. Wiedzieliśmy biegnące sarenki, piękne kwiatki, no ale atrakcją wieczoru został Bociek! Niestety za szybko przejechaliśmy, żeby zrobić zdjęcie ale bociek był i siedział w swoim gnieździe i podziwiał okolicę. Tylko łosia żadnego nie spotkaliśmy – ale może i lepiej bo jakby tak Subaru spotkało się z łosiem to nie wielkie szanse by miało.

Wreszcie po długiej nocy dotarliśmy do hotelu. Na dzień dobry Pan powiedział, że daje nam upgrade do suite czyli mamy mały pokój z łóżkiem powiększony o mini salon. Nadal jest to wielkość pokoju hotelowego ale fajnie mieć miejsce gdzie można posiedzieć na kanapie i przy piwku dokończyć bloga. Teraz zmykamy do spania bo jutro kolejna podróż. Tym razem już będziemy się zatrzymywać i pstrykać zdjęcia – obiecujemy!