2018.09.06 Triglvski Park Narodowy, Słowenia (dzień 6)
Po całym dniu chodzenia po górkach przyszedł czas na cały dzień siedzenia za kółkiem. Wczoraj Darek zdobył Triglav - pomyślicie no i super....ale nie zdacie sobie sprawy, że wspinaczka ta była na granicy limitu pomiędzy jednym a dwu-dniowym trekkingiem. Darek jest najlepszy i zrobił to w jeden dzień. Nie było łatwo...na pewno. Ja z mamą wczoraj wyszłyśmy mu na przeciw i doszłyśmy do przełęczy. Widoki były piękne ale się nie zmęczyłyśmy za bardzo...
Zmęczeni czy nie zmęczeni, zwiedzać trzeba dalej. Tak więc dziś zaplanowaliśmy dzień mniej wspinaczkowy a bardziej samochodowy. W planie mieliśmy zrobić przełęcz Vrsic. Podobno droga z Kranjska Gora do Bovec jest najładniejszą trasą samochodową w Parku.
Słowenia podobno jest małym krajem. Tak, każdy myśli kto jedzie tam po raz pierwszy. Jak na mały kraj to 250 km, które planowaliśmy dziś pokonać to wcale nie mało. Tyle dokładnie zajęło nam okrążenie całego parku. Nasz hotel i szlaki na Triglav znajdują się po wschodniej stronie parku. Natomiast przełęcz Vrsic znajduje się po zachodniej. Tak więc wskoczyliśmy w autko i ruszyliśmy objechać park dookoła.
Jak już wspomniałam, przełęcz rozpoczyna się w Kranjska Gora. Miasteczko to jest resortem narciarskim ale również w lecie przyciąga tłumy turystów spragnionych relaksu, spokoju i świeżego powietrza. W miasteczku jest jezioro - no tak w Triglavskim Parku Narodowym jeziora i wodospady są co parę kilometrów. Często. jezioro jest nie odłącznym elementem miasteczka.
Jezioro Jasna jest sztucznym jeziorem (a właściwie dwoma jeziorami), ale nadal wypełnionym czystą turkusową wodą. Wiem, że się powtarzamy ale w Słowenii niesamowicie zaskoczyła nas czystość i kolor wody.
Jak to bywa z przełęczami, droga na nią była kręta, wąska ale pełna widoków. Pięknie było podziwiać góry wyłaniające się za każdym zakrętem. Ze względu na wąską drogę, nie było dużo punktów widokowych ale nadal parę przystanków można zrobić. Jednym z takich przystanków była Cerkiew Rosyjska. Cerkiew ta jest z 1917 i wybudowana ona została na pamiątkę rosyjskich więźniów wojennych, których zginęli podczas lawiny. Przełęcz Vrsic i rosyjska cerkiew powstały na skutek pierwszej wojny światowej. Krajańska Góra była strategicznym punktem, kiedy to w 1915 roku Włosi wypowiedzieli wojnę Austriakom. Wówczas, rozkazano wybudowanie przełęczy Vrsic. Do budowy zaciągnięto rosyjskich więźniów wojennych. W 1916 roku większość jeńców zginęła w lawinie a ci co przeżyli wybudowali cerkiew aby uczcić pamięć swoich rodaków.
Niestety cerkiew jest zamknięta więc długo tam nie byliśmy i pognaliśmy w drogę za harleyowcami. To co nas zaskoczyło na drodze to ilość ludzi na motorach Była ich masa. Po takich drogach na motorze to można poszaleć. My czasem mieliśmy problemy na zakrętach bo droga do szerokich nie należała. Natomiast motory śmigały jeden po drugim.
Jak dotarliśmy na szczyt przełęczy to przywitało nas stado motocyklistów i stado baranów. Barany chodziły, pasły się na pobliskich łąkach ale też darły się i krzyczały na ludzi, żeby dostać jakieś jedzenie. Z karmieniem zwierząt trzeba uważać, bo da się im palec to wezmą całą rękę. Tak więc my tylko pogłaskaliśmy i je olaliśmy.
Z tego miejsca to już tylko prosto na dół, aż do miasteczka Bovec. To tutaj właśnie kończy się przełęcz. Miasteczko wielkością przypomina Kranjską Górę. Ludzie tu bardziej jednak uprawiają sporty wodne niż narciarstwo. W Bovec bowiem są najlepsze spływy kajakowe czy pontonowe. My na spływ nie poszliśmy, ale za to znaleźliśmy knajpkę z największymi hamburgerami w mieście. Po takim hamburgerze to nawet kolacji nie muszę jeść.
Miasteczko Bovec leży niedaleko doliny rzeki Soca. Odłamem rzeki Soca jest rzeka Lepena. Warto zboczyć z drogi i przejechać się kawałek doliną Lepena albo jeszcze lepiej zrobić mały spacerek do Wodnego Gaju (Vodni Gaj). Wodny Gaj jest miejscem w lesie gdzie przeplatają się wodospady, rzeki i jeziora. Spacer do niego zajmuje około 10-15 minut w jedną stronę. Na szczęście miejsce to nie jest jeszcze popularne to i można się nacieszyć spokojem.
Niedaleko miasteczka Bovec jest wodospad Boka. Podobno największy wodospad w Słowenii. My jednak nie mieliśmy szczęścia. Widać, że pomimo, iż pada od paru dni to woda wyschła zarówno w korycie rzeki jak i w samym wodospadzie. W wodospadzie jeszcze coś tam płynęło ale do rzeki już nie docierało. Wodospad musi być piękny jak topnieją śniegi w górach....no nic może następnym razem przyjedziemy tu na wiosnę.
Natomiast parę kilometrów dalej jest przepiękna turkusowa rzeka przepływająca pod mostem Napoleona. I co to Instagram robi z ludźmi. Nie dotarlibyśmy tu gdyby nie zdjęcie, które zobaczyłam na Instagramie. Tak mi się spodobał kolor wody w połączeniu ze skałami, że stwierdziłam, że też sobie chcę pstryknąć takie zdjęcie. Na most można też trafić przejazdem jak się pojedzie nad wodospad Kozjak.
Dla nas to był koniec przygód. Okrążając park można jeszcze odwiedzić wąwozy Pokljuka Gorge albo Vintgar Gorge. Można wyjechać kolejką na Vogel (co zrobiliśmy parę dni wcześniej). Oczywiście jest wiele innych miejsce które warto odwiedzić. Dla nas robiło się już późnawo, deszcz zaczął padać, więc wróciliśmy do hotelu prosto na pyszną kolację.