IDM Travels

View Original

2019.09.27 Singapur (dzień 13)

Pobudka o 6 rano, taksówka na lotnisko, cztery godziny lotu i znów byliśmy na naszym ulubionym lotnisku. Jak to Darek stwierdził, lecimy do domku, bo Singapur to taki nasz Azjatycki domek. Pomału zaczynam rozumieć ludzi, którzy wracają w swoich podróżach w te same miejsca. Wspominaliśmy o tym już przy innych okazjach, ale powtórzymy znów.

Zanim jednak wylądowaliśmy na naszym ulubionym lotnisku, postanowiliśmy zobaczyć co do zaoferowania ma Hong Kong. Słyszałam, że Hong Kong stoi wysoko na liście fajnych lotnisk. Nie przekonaliśmy się o tym jak pierwszy raz tu wylądowaliśmy bo od razu poszliśmy na prom. Tym razem odlatywaliśmy z międzynarodowego terminala wiec spodziewaliśmy się fajerwerków.

Było OK. Nie powiem, że lotnisko mi to specjalnie utkwiło w pamięci ale też na pewno było dużo lepsze niż Newark. Chyba najbardziej w Hong Kongijskim lotnisku zaskakują nas schody. Terminal jest dość wysoki, ma kilka poziomów I nieskończoną ilość ruchomych schodów. Schody omijają niektóre piętra i dzięki temu ludzie nie mają możliwości wejść tam gdzie nie powinni.

Ogólnie podczas naszej wizyty w Hong Kongu nie widzieliśmy za dużo kolejek. Nawet na wyjazd na wzgórze Victoria nie musieliśmy czekać choć widzieliśmy, że są przygotowani na duże tłumy i kolejki. Pierwsza kolejka jaką zobaczyliśmy była do lounge. Hong Kong przeżywa turystyczny kryzys. Widać to po kolejkach do atrakcji turystycznych ale też w samolotach. Ciekawe jak wejście do lounge wygląda jak jest standardowy przepływ turystów.

Ten wpis miał być o Singapurze więc, wskoczymy w samolot i przenieśmy się do Singapuru. Zawsze mi się wydawało, że taksówki w Singapurze są drogie ale zainstalowałem aplikację Grab i się okazało, że za niecałe $20 można dojechać do centrum. Tak więc wskoczyliśmy w taksówkę i jak Pan się spytał czy my pierwszy raz w mieście to dumnie odpowiedzieliśmy, że nie….że to już nasz trzeci raz. Poczuliśmy się dumnie.

Tym razem spaliśmy w jeszcze innej części miasta.Na pożegnanie wybraliśmy Clarke Quay i Swissotel. Kiedy Marriott kupje Swissotel? Fajnie by było - bardzo lubimy te hotele, jednak należą one do konkurencyjnej sieci Accor i chyba szybko nie będą na sprzedaż. W każdym razie był to pierwszy pokój w Singapurze, który był sensownych wymiarów. Czyli jednak się da…. Chyba oficjalnie Swissotel zostanie naszym hotelem w SG.

Jest blisko do wszystkiego - zarówno do Marina Bay jak i do dzielnicy barowej. Ale najważniejsze jest, że ma bardzo blisko do sushi co się kręci. Dokładnie, nie trzeba iść na drogie sushi, żeby się objeść i żeby było smacznie.

Blog tasteaway.pl polecił kolejne miejsce. Chyba mamy taki sam smak bo znów nam bardzo smakowało. Może nie było łatwo znaleźć to miejsce bo trzeba wejść do hotelu Novotel, zjechać dwa poziomy i nadal ciężko trafić bo ukryte jest w kącie. Ale nie poddawaliśmy się, restaurację znaleźliśmy po zaglądnięciu w każdy zakamarek i siedliśmy przy “barze”. Restauracja (a może powinnam napisać suszarnia ta) słynie z sushi na pasku. Oznacza to, że po taśmie jeżdżą talerzyki z sushi, siedzisz sobie przy taśmie, bierzesz na co masz ochotę a potem płacisz za ilość talerzyków. Jakież to proste, fajne i ciekawe. Talerzyki mają różne kolory i od koloru zależy cena. Ale mniej więcej jest to od $2 do $6 za talerzyk więc nie jest źle.

Choć oczywiście Darek znalazł talerzyk za $15 ale to już trzeba zamawiać na życzenie, ale skoro Pani poleciła to Darek nie odmówił i na stolik wjechały trzy rodzaje tuńczyka. Rzeczywiście ta najdroższa jednocześnie była najlepsza.

Rewelacja - kręciło się, i się kręciło i tak w nieskończoność. A kucharz co jakiś czas dawał coś nowego na taśmę i dalej się wszystko kręciło. Ludzie przychodzili i odchodzili a my jak te zahipnotyzowane chipmonki kolekcjonowaliśmy coraz to więcej talerzyków.

Chyba szybko zostaliśmy uznani za dobrych klientów, bo poza sushi częstowali nas jeszcze zupkami, zielonymi herbatkami i innymi specjałami z zaplecza. Siedzielibyśmy dłużej ale już nasze brzuszki mówiły wystarczy. Jednego czego nam brakowało w tym miejscu to dobrego wina i sake. Jednak picie piwa do sushi szybko zapełnia i nie ma się miejsca na dobre rybki.

Po dość ciężkim obiedzie/lunchu i kolacji w jednym pochodziliśmy trochę po okolicy. Clarke Quay to dzielnica barowa, która zaczyna dopiero żyć po zmierzchu. Fakt faktem w Singapurze temperatury są dość wysokie więc życie na zewnątrz dopiero toczy się w nocy. Te pięć ulic, które składają się na najbardziej imprezową część Singapuru dodatkowo ma klimatyzację na ulicach. Jest to chyba jedno z niewielu miejsc gdzie da się siedzieć na zewnątrz bo pobudowane są ogromne klimatyzacje, rury z wiatrakami i fontanny. Wszystko to aby ochłodzić powietrze. No tak tylko w Singapurze klimatyzuje się chodniki.

Za dnia dzielnica ta jest opuszczona. Wszystkie biznesy są zamknięte, ludzi można policzyć na palcach jednej ręki i słychać tylko ciszę. Inaczej to wygląda po godzinie siódmej kiedy to otwierają się wszystkie bary i restauracje, ludzie wychodzą na ulicę, a muzyka z jednego miejsca przygłusza drugie. Wtedy to właśnie włączają klimę, wystawiają stoliki na zewnątrz i zaczyna się życie. Dodatkowo byliśmy tam w piątek więc spodziewaliśmy się tłumów i tak też było.

My z Darkiem to lożę szyderców zrobiliśmy. Byliśmy za trzeźwi, żeby wchodzić do tych wszystkich klubów gdzie słowa się nie powie i ciężko jest wytrzymać, siedzieliśmy sobie na ulicy, piliśmy piwko i słuchaliśmy muzyki. Od czasu do czasu śmiejąc się w wynalazków, którzy przechodzili ulicami.

Jako ciekawostka to alkohol w całym Singapurze jest dość drogi. Wliczając w to Clarke Quay. Dopiero jak się idzie na ilość i zamawia się kubełek piwa, cały dzbanek, czy rurę to cena za kufel spada do rozsądnych liczb. Tylko trzeba szybko pić bo trunek wietrzeje, grzeje się i traci smak.

Dwa tygodnie szybko minęły. Jeszcze nie tak dawno byliśmy w Singapurze a nasze głowy były pełne myśli co to nas czeka, i czy wpuszczą mnie do tych wszystkich krajów. Dziś to wszystko to już tylko wspomnienie ale wspomnienia żyją i wyjazd ten na pewno długo zostanie w naszej pamięci. Zwłaszcza zakręcone się sushi.