IDM Travels

View Original

2019.09.22 Busan, Korea Południowa (dzień 8)

Plan na dzisiaj był bogaty. Miała być wioska kulturowa Gamcheon, miała być wieża Busan, miała być świątynia Haedong Yonggungsa. A było…. nic. Jak się obudziliśmy to tajfun był w swoim żywiole. Na recepcji mówili, że tajfun idzie, wg. nas on już był i się zastanawialiśmy jak będzie jak naprawdę przyjdzie.

Troszkę zawiedzeni pogodą stwierdziliśmy, że trzeba podejść do dzisiejszego dnia z minuty na minutę. Tak więc jak przystało, zaczęliśmy od śniadania. Tak, te pierogi na zdjęciu były na śniadanie. Azjaci lubią jeść duże śniadania. Podobno to zdrowe ale mnie nadal dziwi jak na śniadanie są podobne potrawy jak na kolację. Często widuje się na śniadanie ryż, pierogi, jakieś mięsko itp.

Po śniadaniu zdecydowaliśmy, że w taką pogodę można tylko wziąć taksówkę i pojechać do muzeum. Wyszliśmy przed hotel, stanęliśmy grzecznie w kolejce do taksówki i obserwowaliśmy jak Pan zamiatał kałuże. Tak dobrze czytacie. Miał dwie miotły i przesuwał wodę z kałuży aby spłynęła.

Doczekaliśmy się, załapaliśmy się na taksówkę i pojechaliśmy w kierunku Busan muzeum. Pan próbował coś nam opowiadać, trochę chyba przeklinał na korki ale my tylko kiwaliśmy głowami nie wiele rozumiejąc. Dziś pogoda nie sprzyjała jeżdżeniu więc korki były na maksa. Choć myślę, że w tak dużym mieście korki są na porządku dziennym. Co ciekawe to światło dla pieszych na pasach jest bardzo krótko i rzadko. Myślę, że jest to ich sposób na rozładowanie korków, bo przecież czekający ludzie nie robią korków więc można ich trochę przytrzymać. W NY by to nie przeszło, zniecierpliwieni ludzie by weszli na ulicę i by dopiero się porobił chaos.

Muzeum Busan jest jedną z opcji na deszczowy dzień. Samo muzeum jest bezpłatne i można się nauczyć dużo o historii Busanu i Korei od czasów prehistorycznych. Co myśmy z tej wizyty wynieśli. Po pierwsze jakoś do mnie nie docierało, że kiedyś Korea Południowa i Północna to było jedno państwo. Podział nastąpił pod koniec drugiej wojny światowej kiedy to Rosja przejęła "opiekę" nad Koreą Północną a Stany południową. Ogólnie Korea to ma przekichane. My w Polsce śmiejemy się, że mamy ciekawych sąsiadów ale Korea to dopiero ma przekichane. Z jednej strony Korea Północna na nich najeżdżała, z drugiej Japonia ich atakowała a w przerwach Chiny i Rosją też dorzucali swoje. Jednym słowem towarzystwo wyborowe.

Zanim jednak wystawa doprowadziła nas do historii wojen to przeszliśmy przez kolekcję wykopalisk. Myśląc o wykopaliskach, myślimy głównie o tym co zostało przykryte piaskiem i ziemią. W muzeum Busan można zobaczyć też rzeczy wykopane na dnie oceanu. Na Wschodnim Morzu Chińskim odbywał się bardzo duży transport handlowy ale niestety nie wszystkie statki dopływały szczęśliwie do portu. Po latach nurkowie wydobyli z dna oceanu duże ilości ceramik i innych skarbów. Ja byłam w szoku jak dobrze to się zachowało.

Zwiedziliśmy całe muzeum i choć nie chciało nam się wychodzić na zewnątrz to czas było zbierać się do hotelu. W Korei nie ma Ubera, więc opcja zawołania taksówki pod drzwi muzeum nie wchodziła w grę. Dzwonić też nie ma jak, no bo jak tu się dogadać. Pozostało metro. Jakoś do niego dotarliśmy. Trochę przemokliśmy ale parasolka jeszcze dawała radę i trochę nas ochroniła.

Gorzej było w drodze z metra do hotelu. Tam już straciliśmy parasolkę. Niestety nie przetrwała wiatru i poległa. Na szczęście do hotelu nie mieliśmy daleko więc szybko wpadliśmy do pokoju i ściągnęliśmy mokre ciuchy. Na kolację poszliśmy do hotelu. Pogoda to jeden z powodów naszego wyboru. Zdecydowaliśmy się na kolację w hotelu tylko i wyłącznie ze względu na opcję bufetu. Po pierwsze widzieliśmy tam duży wybór sushi ale też chcieliśmy spróbować różnych potraw kuchni koreańskiej.

Muszę przyznać, że sushi nas rozczarowało. Było OK, ale za te pieniądze można zjeść dużo lepsze sushi w NY. A przecież NY ma dalej do Japonii. Pewnie jedzenie było tak drogie bo spaliśmy w niby pięcio-gwiazdkowym hotelu. Tylko, że hotel wcale na taki nie wyglądał i prawda jest taka, że jakbyśmy zostawali tam noc dłużej to byśmy nie poszli tam drugie raz.

Spacer nad oceanem odpadał bo z każdą godziną wiało i lało coraz bardziej. Kiedyś słyszałam określenie poziomego deszczu. Tutaj po raz pierwszy zobaczyłam deszcz padający do góry. Kombinacja deszczu i wiatru sprawiała, że deszcz już nie padał z góry na dół, przybierał on każdy możliwy kąt nachylenia.

Jako ciekawostka to zauważyliśmy dziś w metrze dużo chłopaków w krótkich spodenkach. Bardzo rzadko widywaliśmy mężczyzn w krótkich spodenkach w Korei. Ale widać jak jest deszcz, to spodenki są popularne. Darek to prosto wytłumaczył. Przecież noga wyschnie szybciej niż spodnie. No w sumie co racja to racja.