IDM Travels

View Original

2019.01.02 Park City (dzień 2)

Do Park City przyjechaliśmy na tydzień. Pierwszą noc "niestety" spaliśmy w Marriott hotel. Piszę niestety, bo hotel nie znajduje się przy trasach narciarskich i musiałem ich autobusem 10 minut dojeżdżać do centrum. Wiem, 10 minut to nic, ale dzień wcześniej musiałem zrobić na niego rezerwacje i podać dokładną godzinę który autobus chcę wziąć. Są limitowane miejsca i jak nie masz rezerwacji to nie pojedziesz. Ja nie wiem co będę robił dzisiaj wieczorem, a tym bardziej jutro rano. Jestem na wakacjach i chyba nie muszę aż tak tego ustalać, prawda?

Pozostałe 6 nocy śpimy w kwaterze przy samym resorcie i nie ma nic piękniejszego niż wyjście prawie przed domek, zapięcie nart i już się jest na wyciągu.
Dwa lata temu Park City połączył się z Canyons tworząc największy resort w Stanach. Dzisiaj postanowiłem tylko jeździć w Park City, zwłaszcza, że mam nowe narty i za bardzo nie wiem jak będą się sprawować.

Park City, jak większość dużych resortów na zachodzie Stanów ma różne trudności tras narciarskich. Na początek z nowymi nartami nie wybierałem się w „ciekawe” rejony, raczej starałem się w dolnych partiach zobaczyć co one potrafią.

Wyjechałem pierwszym wyciągiem i zacząłem pomału niebieską w dół zjeżdżać. Nowe, ostre nartki idealnie wcinały się w zmrożony śnieg, ale nic nie było takiego WOW. Dwie płyty tytanowe w każdej narcie powinny to jeszcze lepiej robić. Wiem, dużo o tym wcześniej czytałem, muszę się nauczyć na nich jeździć zanim je w pełni wykorzystam.
Pierwszą połowę dnia jeździłem na w miarę łatwych trasach ucząc się nowych nart. Dobrze, że byłem sam, bo pewnie by mnie każdy dobry narciarz okrzyczał za prędkości i wybór stoków.

Na lunch zjechałem do starej części miasteczka i na Main Street w Starym Mieście przy piwku i kanapce w końcu sobie odpocząłem.
Po lunchu nabrałem odwagi i ruszyłem dalej w góry. Wyciągiem Jupiter wyjechałem na ponad 10,000 stóp (3,000 metrów). Tutaj najłatwiejsza trasa to podwójny, czarny diament.

Powiem wam szczerze, że za bardzo nie wiedziałem jak zjechać. Oczywiście nie chciałem się ześlizgiwać, a nachylenie stoku było dobrze strome. Twarde narty nie chciały się między wielkimi muldami wyginać. Ogólnie to ja nie lubię muld, ale jakoś sobie na nich radzę. Dzisiaj miałem pewne trudności z pokonaniem tych ścian. Wiem, moje narty nie są na muldy. One są przystosowane do dużych prędkości na ubitych trasach.

Zjechałem gdzieś, wziąłem jakiś inny wyciąg i pojechałem do lasu. Lubię laski. Oczywiście tam też są muldy, ale o wiele mniejsze. I zawsze jest dreszczyk emocji jak się przejeżdża blisko drzew.
Oczywiście jeździłem do końca i około 16:15 zjechałem na sam dół.
Dzisiaj za bardzo nie było czasu na apès ski. Musieliśmy zrobić tygodniowe zakupy w supermarkecie i potem jeszcze odwiedzić główną ulicę w mieście.

Zakupy się udały, lodówka pełna, więc czas na odwiedziny głównej ulicy w mieście i na kolację.
I tu trochę się zawiedliśmy. Niestety Park City nie ma tak fajnego centrum jak Vail, Whistler czy Zermatt. Na start są samochody. Ja uważam, że centrum miasteczek powinno być wyłączone z ruchu kołowego, tylko piesi. Wtedy jest taki fajny klimacik. Ulice pełne ludzi, oświetlone choinki, stragany, muzyka na żywo, gorące wino.......
Tutaj tego nie było. Dużo ludzi przeciskających się na wąskich chodnikach i uważających jak wchodzisz na drogę żeby cię samochód nie przejechał. Nie spodobało nam się to, więc weszliśmy do restauracji na kolacje.

Udało nam się trafić na dobre jedzenie. Nie było z tym łatwo. Albo knajpy nic nie miały fajnego, albo były super drogie. Jesteśmy z Nowego Jorku, więc przyzwyczajaliśmy się do wysokich cen, ale tutaj czasami to już przeginali na maksa.
Nam się udało i wylądowaliśmy w Alpine Distilling. Jest to miejsce gdzie testujesz wiele rodzajów whiskey, ale też mają restauracje.
Tatar z tuńczyka i świnka były przepyszne.

Park City ma wiele autobusów które jeżdżą dość często i wszystkie są za darmo. Ale nie ma nic lepszego niż spacer po górskim miasteczku po obfitej kolacji. Także w 20 minut po wąskich, słabo odśnieżonych, nieoświetlonych chodnikach (niestety nie mamy zdjęć, było za ciemno) wróciliśmy do naszego mieszkanka. Może kiedyś Park City zmieni swój plan rozwoju i bardziej się nastawi na pieszych niż na samochody i komunikację publiczną.