IDM Travels

View Original

2019.05.21 Porto, Portugalia (dzień 4)

Nie rozumiem ludzi którzy zwiedzają Europę odwiedzając tylko jej stolice. Odwiedzić Lizbonę i powiedzieć, że się było w Portugalii to tak jak odwiedzić Nowy York i powiedzieć, że się widziało Stany. Jak się przekonaliście we wczorajszym wpisie my lubimy wziąć samochód, pokonać kilometry trasy i zobaczyć coś poza stolicami.

Niestety czasem kilometrów jest za dużo i na drugi dzień nie mamy ochoty w ogóle wsiadać do samochodu. Tak właśnie było dzisiaj. Dziś był dzień relaksu i bez pośpiechu. Dziś zwiedzaliśmy Porto.

Porto jest drugim co do wielkości miastem w Portugalii. Sławę wśród turystów zyskało głównie przez wino porto. Niedaleko miasta jest dolina rzeki Douro. W dolinie tej znajdują się najsłynniejsze winiarnie produkujące głównie wino Porto. My winiarnie planujemy odwiedzić jutro ale jak ktoś woli pozostać w Porto to też może spróbować wiele win porto jak i dowiedzieć się o historii największych winiarni.

Całe wybrzeże w dzielnicy Vila Nova de Gaia Porto to albo restauracje albo budynki należące do winiarni. Rożnego rodzaju porto można spróbować tu na każdym kroku, ale przoduje Sandeman. Bardzo lubimy Sandeman'a 20 letniego tawny. Kiedyś dostaliśmy butelkę w prezencie i tak nam zasmakowało, że Darek zamówił do sklepu. Porto za często nie pijamy bo jednak jest to słodkie wino ale od czasu do czasu po kolacji na lepsze trawienie można się napić kieliszek.

Nas jednak upal dobijał i wybraliśmy chłodne piwko w cieniu a nie ciężkie porto. Życie w Porto toczy się nad rzeką. Po pierwsze lekki chłodek sprawia, że miło się siedzi a po drugie pełno jest tam grajków, knajpel, restauracji no i oczywiście sklepów z pamiątkami.

Jest tez dużo prania. My nauczeni do używania suszarki zapominamy, że nadal niektórzy wywieszają wyprane ciuchy na zewnątrz. Śmiesznie to trochę wygląda jak gacie wiszą w samym centrum miasta.

Porto jest bardzo górzyste. Już Lizbona zaskoczyła nas pagórkami po których się wspinaliśmy ale Porto miało tego więcej. A do tego temperatura była dużo wyższa i prawie zero wiatru.

Oba brzegi połączone są mostem Louis I, którym można przejść. Most jest dwu poziomowy. Na górze mogą chodzić ludzie i jeżdżą tramwaje. Na dole jest pas dla pieszych i samochodów. Przejście się górą mostu robi wrażenie. Jest niesamowicie wysoko i widać całe miasto z góry. Muszę przyznać, że mój lek wysokości troszkę dal o sobie znać. Wracaliśmy już dolnym poziomem i efektu nie było żadnego.

Centrum miasta jest dość małe i można spokojnie przejść wszystko na nogach. Natomiast jeśli kondycja nie pozwala ci na chodzenie góra dół to zawsze można wziąść kolejkę która wywozi ludzi na górne ulice.

Dopiero jak słońce zaszło to zrobiło się przyjemnie chłodno i nawet zdecydowaliśmy się zjeść kolacje na zewnątrz. Oczywiście poleciała rybka. Knajpkę wybraliśmy po ilości ludzi a nie jak zazwyczaj po Tripadvisor. I tu chyba był nasz mały błąd bo jedzenie było tak przesolone, że nie bardzo czuliśmy smak ryby. Dobrze ze przynajmniej kelner był wesoły a na ulicy fajnie grali to i na przesolone jedzenie nie zwracaliśmy uwagi.

A tak na marginesie....widzieliście Darka promującego Statuę Wolności? Myślę, że tym zdjęciem można podsumować nasze rozrabianie w Porto...