IDM Travels

View Original

2019.05.22 Porto, Portugalia (dzień 5)

Po wczorajszym długim zwiedzaniu miasta Porto jakoś bardzo nie chciało nam się dzisiaj rano wstać. Ledwo co zdążyliśmy na śniadanie. Ale żeby dobrze miasto poznać to i w dzień i wieczorami trzeba się po nim wałęsać i zaglądać tu i tam.

Wczoraj był odpoczynek od samochodu, więc dzisiaj nadszedł czas na odwiedzenie garażu, odpalenie Merola i w drogę. I to w nie byle jaką drogę. Najpierw odwiedzenie jednego z najważniejszych rejonów produkujących wina na świecie, mowa to o Douro i winie Porto, a potem mamy zamiar pojechać do miasta w północnej Portugalii w celu odwiedzenia kogutów.

Dlaczego wino Porto jest takie sławne, pyszne, ciekawe? Na pewno, każdy kto pija wina zna Porto. Wino z północnej Portugalii, z doliny rzeki Douro o niepowtarzalnym smaku. Wino Porto tak jak Tokaj i Chianti są jednym z najstarszych chronionych rejonów na świecie. Ludzie sadzili tutaj winorośl od tysięcy lat, ale dopiero dzięki Anglikom kilkaset lat temu wina Porto nabrały sławy.

Anglia prowadziła wojnę z Francją i dostawa francuskich win do Anglii została ograniczona. Anglicy zaczęli szukać innych rynków i natrafili na Portugalię gdzie się dogadali i zaczęli sprowadzać wina Porto. Żeby te wina nie psuły się w transporcie zaczęli do nich dolewać brandy i tak powstało 19-21% wino Porto.

W 45 minut samochodem od Porto wjechaliśmy w rejon Douro gdzie znaleźliśmy winiarnie Sandeman. Małą wąską drogą wyjechaliśmy pod górę i wjechaliśmy do pięknie położonej winiarni.

Parę z ich win mam w sklepie (Tawny 10 i 20 letni) ale chciałem popróbować starszych roczników. Poszliśmy do pomieszczenia gdzie się testuje wina i zamówiliśmy 30 i 40 letnie Porto, a także ich nowsze roczniki.

Dostaliśmy deskę serów i można się było bawić. Wygrało 30 letnie. Bardzo złożone, ciekawe suszone owoce, orzechy i miało jeszcze trochę owocowy smak. Natomiast 40 letnie też było dobre, ale jak dla mnie to już za dużo dębu, wanilii i przypraw a za mało owoców.

Posiedzieliśmy chyba z godzinę, odpoczęliśmy i poszliśmy się przejść po winiarni. Odjechaliśmy około 70 km od wybrzeża, więc było już „trochę” ciepło. W cieniu było ok, ale w słońcu już się czuło południową Europę, mimo, że to dopiero maj.

Wspomniałem na początku, że jedziemy szukać kogutów. Dlaczego kogutów? Bo koguty są tu wszędzie. Na każdej pamiątce, magnesie czy koszulce. Jest to najbardziej popularny element folklorystyczny i dekoracyjny w Portugalii. Oczywiście wszystko przez legendę. Oni mają koguty my mamy smoka. A legenda brzmi:
W małym miasteczku popełniono morderstwo. Nie wiedzieli kto to zrobił, a że w mieście pojawił się pielgrzym, który szedł do Santiago do Compostela to od razu został posądzony i skazany na śmierć. Jako ostatnie życzenie poprosił o kolację u sędziego, który go skazał. Pielgrzym próbował przekonać sędziego, że jest nie winny, ale sędzia był nie ubłagany. Pielgrzym zakończył kolację słowami "Jestem tak nie winny jak pewne jest to, że ten kogut co przygotowaliście na kolację jutro jak mnie powiesicie zapieje". Nikt nie wierzył bo przecież kogut był już upieczony ale na drugi dzień w momencie jak wieszali pielgrzyma kogut zapiał. Sędzia szybko poleciał pod szubienicę i na szczęście udało się uratować pielgrzyma.

Niestety pomyliliśmy miasteczka i zajechaliśmy do Braga, a nie Barcelos. Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Braga jest fajnym, małym, historycznym miasteczkiem. Zaciekawili nas ludzie handlujący na ulicach. Dużo z nich było poprzebieranych za królów, księżniczki, chłopów, ogólnie ubrani byli w średniowieczne stroje. Dodawało to fajnego uroku straganom i starym uliczką.

Powałęsaliśmy się troszkę po uliczkach, przekąsili coś i niestety musieliśmy się zbierać. Czas na drugą część wakacji, na portugalskie wyspy.
Oddaliśmy samochód na lotnisku w Porto i w końcu mogliśmy wypróbować naszą nową kartę kredytową z Chase, Sapphire Reserve.

Nie użyliśmy jej na JFK bo dopiero przyszła jak byliśmy w Portugalii. Nie było ją łatwo dostać, troszkę trzeba było się postarać i udowodnić bankowi, że jest się fajnym. Opłata za nią wynosi $450 rocznie. Pomyślicie, za kartę płacić? Po co? Też tak myśleliśmy, ale jak odpowiednio i umiejętnie ją używasz to możesz zarobić $2,000-2,500 rocznie. Karta ma wiele plusów i dużo masz w niej wliczone rzeczy, na dzień dobry oddają ci $300 jak kupisz jakiś bilet lotniczy albo hotel. Potem dostajesz zwrot 3% za wszystkie wydatki związane z podróżami i restauracjami. Do tego wszystkiego masz wejście do lounge na lotniskach. Już nie musimy z tłumami siedzieć tylko wygodnie, komfortowo się relaksować. W dodatku masz za darmo jedzenie i picie (alkohol też). Wiedząc, że często ceny za wszystko na lotniskach są chore to jak się często lata to można zaoszczędzić.
Pożyjemy, zobaczymy i zdamy relacje czy się opłaca. Jak do tej pory mamy kartę Barclay dzięki której rocznie zaoszczędzany do $1,000 a płacimy tylko za nią $90.

Lot na Madeira trwał dwie godziny i wylądowaliśmy na lotnisku o nazwie..... co najbardziej Portugalczycy kochają? ...... piłkę nożną! Więc oczywiście, że lotnisko dostało nazwę Christiano Ronaldo, który tutaj się urodził i po raz pierwszy kopał piłkę. Więcej o lotnisku i jak można zbudować pas startowy na górzystych i wulkanicznych wyspach w następnych odcinkach. Była już prawie północ, więc nie braliśmy samochodu tylko spaliśmy obok w hotelu Albatroz, który jest 3 minuty od lotniska a zarazem znajduje się na skalnym urwisku nad oceanem. Jutro będą zdjęcia. Póki co dobranoc!