2020.02.22 Zermatt, Szwajcaria (dzień 1)
Oglądaliście "Pewnego razu w Hollywood" (Once upon time in Hollywood)? Jest tam scena w samolocie… w tamtych czasach to były samoloty. Dużo miejsca, wygodne fotele, tańczyć nawet można było, no i białe obrusy!
Jakie zaskoczenie pojawiło się na twarzy Darka kiedy Pani przyniosła mu jedzenie ale wcześniej na stoliku rozłożyła biały obrus.
Tak to można lecieć…. ceny biletów ekonomy tanieją. Już za $500-$600 można spokojnie polecieć do Europy. Czasem nawet taniej. Jeszcze jakieś 10 lat temu płaciło się koło tysiąca. Teraz za tysiąc można mieć lepszą klasę. Pojawia się tylko pytanie czy latać częściej i taniej czy lepiej i rzadziej? Nam już się nie chce latać na weekend do Europy więc wybieramy rzadziej a lepiej.
A właściwie to gdzie lecimy? Na nartki do Zermatt. Ostatni raz byliśmy tam 5 lat temu. Najwyższy czas wrócić do tego resortu.
Lecieliśmy Deltą i o ile klasa ekonomy jest dość ciasna na długie dystanse to premium już im lepiej wyszła. Podobno jest to nowa klasa na lotach międzynarodowych w Delcie i trzeba przyznać, że dobry pomysł.
Po samolocie przesiedliśmy się na pociąg. Tutaj klasa juz jest jak typowe bydło. Jak pięć lat temu narzekaliśmy na pociągi Szwajcarskie tak i teraz. Zacznijmy od biletów. Tak skomplikowali system biletów i wprowadzili jakieś karty zniżkowe, że się nie idzie w tym połapać. Jak już jakoś to zrozumieliśmy to się okazało, że na żadną zniżkę się nie kwalifikujemy i trzeba zapłacić $250 za osobę za bilet w dwie strony.
Chcieliśmy kupić bilety na internecie i zarezerwować sobie miejsca ale niestety coś nasze karty kredytowe nie przechodziły. Dziwni są. Skoro się nie da to się nie da i kupiliśmy bilety dopiero na dworcu w automacie….o rezerwacji siedzeń mogliśmy zapomnieć.
Nie rozumiem tego. Wiedzą, że ludzie podróżują z bagażami a miejsca na walizki jest jak na lekarstwo. Ludzie z nartami się przeciskają, upychają bagaże po kątach a korytarze i przejścia są tak ciasne, że dwie osoby się nie miną. Gdzie te słynne wspaniałe koleje szwajcarskie….
Do Zermatt można dojechać tylko pociągiem. Jest to miasto wolne od samochodów. Tylko małe elektryczne autka są dozwolone. Niestety nie ma bezpośredniego pociągu z Zurich do Zermatt i trzeba się przesiąść w Visp na lokalny pociąg. Tam też jest walka o miejsca choć mamy nadzieję, że skoro nie jedziemy tam rano to może nie będzie aż tyle narciarzy.
Ops….pomyliliśmy się. Niestety prawie cały ekspres z Zurich wpakował się do tego małego lokalnego pociągu. To co się działo to masakra. Ludzie się przepychali, lecieli przez peron z walizkami w górze. Dobrze, że okna się tu w pociągach otwierają tylko na szparkę bo by się działo to co w latach 70-80-tych w Polskich pociągach.
Jednym słowem masakra….znów siedzenie na podłodze i wspominanie jakie to fajne pociągi są w Japonii.
Akurat znajomi, którzy z nami pojechali byli niedawno w Japonii. Ich syn skomentował to krótko: czym się różni pociąg w Japonii od pociągu w Szwajcarii. W Japonii masz siedzenie!
Ufff…..udało się. Dotarliśmy. Dawno tak mi się nie chciało prysznica niż po tej podróży. Dobrze, że Szwajcaria jest czysta i można siedzieć na schodach w pociągach a nie jest to NY metro.
Śpimy w Arca Hotelu, blisko stacji kolejowej, na obrzeżach miasteczka ale i tak w sumie blisko wszędzie. Tak więc po prysznicu i drzemce ruszyliśmy na najlepsze hamburgery w mieście. Wg. nas są one w Brown Cow przy Bahnhofstrasse. Tak nam smakowały jak byliśmy tam ostatnim razem, że ich smak pamiętamy do dziś. Nie mogło się obejść bez Stinky hamburger (dla stinky person) i Swiss burger dla Swiss person - pierwsze to słowa Darka, drugie dopowiedział kelner. Nie zawiedliśmy się! Smak był taki jaki zapamiętaliśmy - wspomnienia wróciły!
Pomimo drzemki jet lag nas dopadł więc rozrabiania dziś nie będzie. Jutro ostro ruszamy w górki. Nie ma łatwo. Główna pogodynka powiedziała, że ładna pogoda będzie tylko do połowy wtorku - nie ma więc, że boli i pierwsze dni trzeba wykorzystać na maksa. Ciekawe czy nasza aklimatyzacja pozwoli nam rzeczywiście wykorzystać te góry na maksa.