IDM Travels

View Original

2020.05.24 szczyt Sawteeth, Adirondack Mountains, NY (dzień 2)

Wczoraj za długo nie siedzieliśmy przy ognisku. Mimo, że na maksa byliśmy spragnieni przebywania na zewnątrz to „niestety” na dzisiaj był zaplanowany duży hike i wczesna pobudka była wskazana.

O 6 rano budzik powiedział że wystarczy już tego wylegiwania się i trzeba wstawać. A szkoda, bo mimo, że może to nie był najlepszy materac na jakim spałem to i tak o wiele wygodniejszy od karimaty w namiocie. Traktujemy ten wyjazd jak campingowy wypad za miasto, tylko, że można się wyspać w domku na kołach.

Mieszkamy w największym parku stanowym w całych Stanach, w Adirondack Park. 6 milionów akrów (2.5 milionów hektarów). Jak już pewnie wiecie, w tym parku robimy 46 najwyższych szczytów. Mamy już na koncie 29. Dzisiaj przyszedł czas na 30 szczyt, na Sawteeth.

Z tym szczytem nie mamy najlepszych wspomnień. Mieliśmy już dwie próby zdobycia go, niestety dwie nieudane próby.
Pierwsza była 7 lat temu, na moje urodziny. Wraz z moim tatą końcem października rano wyjechaliśmy z deszczowego Lake Placid i w pół godziny dojechaliśmy na parking i ruszyliśmy w góry. Na parkingu jeszcze padał deszcz, ale wraz z nabieraniem wysokości deszcz zmienił się w lód, a następnie w śnieg. Śniegu przybywało, robiło się stromiej i niebezpieczniej. Musieliśmy zawrócić.

Październik 2013

Drugi raz, już tylko z Ilonką parę lat temu też chcieliśmy go zdobyć. Szliśmy na parę innych szczytów: Gothics i Pyramid, a Sawteeth miał być ostatni na liście. Niestety brakło czasu i z obawy przed letnimi, popołudniowymi burzami, a także powrotem po ciemku, Sawteeth też nie został zdobyty.

Maj 2014

Miejmy nadzieję, że dzisiaj przełamiemy złą passę i staniemy na szczycie Sawteeth, wysokość 4,150 stóp (1,265 metrów).
W ciągu godziny dojechaliśmy na parking, a tu pierwsza niespodzianka. Przy wjeździe stoi w masce park ranger i nie pozwala wjeżdżać. Niestety z obawy przed wirusem parking w połowie jest zamknięty, więc już był pełny.
Na szczęście w tym rejonie jest wiele miejsc gdzie można parkować, także kilkaset metrów od parkingu udało nam się zostawić samochód.

Wydłużyło nam to hike o jakiś kilometr (500 metrów w każdą stronę), ale czego nie robi się dla zdobycia kolejnego szczytu w Adirondack. Z 21km zrobiło się 22km.
Drogą asfaltową doszliśmy do głównego parkingu gdzie ten sam strażnik parku pożyczył nam dobrego dnia i ruszyliśmy w góry.

Pierwsze parę kilometrów idzie się szeroką drogą z niewielkim nachyleniem. Po około 1.5 godziny doszliśmy do jeziora Lower Ausable.

Z tego miejsca zaczyna się wiele ciekawych szlaków. Nas oczywiście dalej interesuje trasa na Sawteeth.
Po małej przerwie na uzupełnienie kalorii i nasmarowaniu się kremem przeciwsłonecznym ruszyliśmy w górę.

Do jeziora szło się cały czas w cieniu drzew i wzdłuż strumyka, więc nie było nam gorąco. Tutaj jednak zaczęła się poważniejsza sprawa.

Szlak szedł znacznie stromiej i oczywiście południowym stokiem. Od razu to poczuliśmy. Stromo do góry w słońcu. Była gdzieś godzina 11 rano, czyli słoneczko dobrze w plecy świeciło.

Po ostatnich spacerach wprowadziliśmy zasadę, że za bardzo nie chce nam się chodzić w miesiące letnie po górach poniżej 7,000 stóp (2,000) metrów. Niestety w związku z epidemią wirusa Covid ciężko jest nam lecieć samolotem w inne góry i musimy się „męczyć” na wschodzie w upale i z tymi przeklętymi muszkami.
Oczywiście dalej wolimy spacer w cieple do góry niż siedzenie w domu z klimą.

Zdziwiło nas bardzo jak od około 3,000 stóp wysokości zaczął pojawiać się lód, a potem śnieg na trasie. Przecież jest pewnie z 25C a tu śnieg i lód

Im dalej posuwaliśmy się w górę tym robiło się chłodniej i śniegu przybywało. Doszliśmy do skrzyżowania szlaków. Jest to przełęcz pomiędzy Gothics a Sawteeth. Tutaj już była prawie zima.

Do szczytu mieliśmy jakieś 800 metrów. Nie jest to dużo, ale w takich warunkach i to bez raków/raczków każdy metr to dużo.
Tak, zapomnieliśmy wziąć raków ze sobą! Wszystko przez ten wirus. W normalnych czasach to ja jeżdżę na nartach w tych górach do kwietnia a nawet do maja. W tym roku niestety ze względu na zamknięcie resortów zakończyłem sezon końcem lutego. Czyli przez 3 miesiące nie byłem w górach. Dlatego nawet nie myślałem, że może być tutaj tyle śniegu.

Postanowiliśmy iść na szczyt, ale zawrócić jak sytuacja będzie stawała się niebezpieczna. Mieliśmy w sumie do podniesienia się jeszcze jakieś 200 metrów.

Na początku nawet szło się po w miarę płaskim terenie. Z jednej strony to dobrze, ale wiedzieliśmy, że gdzieś o te 200 metrów trzeba się będzie podnieść.
Gdzieś tak w połowie tego odcinka się zaczęło. Ostro pod gorę!

Jeszcze na początku ludzie zrobili schody w zmrożonym śniegu, ale później już nawet tego nie było.

Niestety zawróciliśmy. Do szczytu zostało nam może 200 metrów. Jeszcze do góry może i by się jakoś wyszło, ale na dół mogło to być niebezpieczne.

Szkoda, bo było to już nasze trzecie podejście na ten szczyt. No coż, tak widocznie musi być. Wygrał zdrowy rozsądek. Góra nigdzie nie pójdzie, będzie tu nadal na nas czekała. O wypadek w takich warunkach nie trudno.

Ostrożnie wróciliśmy do skrzyżowania szlaków i zrobiliśmy sobie przerwę. Smutno nam było z nieosiągnięcia zamierzonego celu. Brawura i brak rozwagi w górach często prowadzi do wypadków, o które nie jest trudno. Przybiliśmy sobie piątkę i obiecaliśmy, że tu na pewno wrócimy bardziej przygotowani.

​Ruszyliśmy w dół. Na początku też powoli i ostrożnie po lodzie i śniegu. Poniżej 3,000 stóp utrudnienia w postaci zamrożonej wody się skończyły i już praktycznie zlecieliśmy na dół.

Do samochodu wróciliśmy inną trasą. Nie chciało nam się iść znowu tą nudną drogą. Po drugiej stronie Ausable rzeki jest fajny, mało uczęszczany szlak. Jest trudniejszy niż droga, ale przynajmniej ciekawy.

Odwiedziliśmy jeszcze Beaver Meadow Falls, który to odkryliśmy na wcześniejszych hikach i około godziny 18 wróciliśmy na dalej w sumie pełny parking. Widzieliśmy trochę ludzi w górach z dużymi plecakami, więc pewnie zostają tutaj na noc.

Obfity i wyczerpujący dzień zakończyliśmy pyszną kolacją i oczywiście ogniskiem.

Wczoraj były steaki, wiec dzisiaj też był steak ale z ryby. Na ruszta wrzuciliśmy Tuńczyka. Z dobrym nowozelandzkim winem Pinot Noir (Burn Cottage) smakował wyśmienicie.