IDM Travels

View Original

2021.01.02 Equinox. Green Mountains, VT (dzień 3)

Korzystając z okazji, że wyrwaliśmy się z miasta postanowiliśmy zostać w górkach aż do poniedziałku. Tak więc jeden dzień (wczoraj) mieliśmy odpoczynek/leniuchowanie. Dziś postawiliśmy na zdobycie jakiegoś szczytu a jutro i pojutrze będą nartki. Tak więc dość aktywnie i na powietrzu czyli to co lubimy najbardziej.

Niestety ze względu na obostrzenia wybraliśmy nocleg w stanie NY. Podróżowanie w obrębie stanu jest w większości przypadków dozwolone. Dozwolone są też wizyty w sąsiadujących stanach szczególnie jak pobyt jest ograniczony do paru godzin i kontakt z innymi ludźmi jest minimalny lub jeszcze lepiej zerowy. My nie przyjechaliśmy tu, żeby się z ludźmi spotykać tylko spędzać czas na świeżym powietrzu z dala od wszystkich.

Do wyboru mieliśmy parę miejsc na hike ale wybraliśmy zdobycie szczytu Equinox w pobliskich Zielonych Górach (Green Mountains). We wrześniu zdobyliśmy najwyższy szczyt w VT (Mansfield) i tak nam się spodobały szlaki w Vermont, że postanowiliśmy dodać jeszcze jeden szczyt do naszej kolekcji.

Dojazd na szlak zajął nam trochę (ok. 1.5h) ale coś za coś. Czasem trzeba się poświęcić, żeby osiągnąć cel. Dawno nie szliśmy na zimowy hike a ten zdecydowanie taki był. Już na parkingu ubrałam raki, reszta załogi doszła do wniosku, że są twardziele i idą po śniegu bez raków. Szlak był pokryty śniegiem ale mokrym i szedł do góry ale nie miał jakiś super stromych podejść więc w sumie w dobrych butach można spokojnie iść.

Na parkingu nie było za dużo aut ale jak tylko podeszliśmy do punktu informacyjnego to zdziwiła nas ilość szlaków w tym rejonie. Wygląda, że VT może nie jest tak słynne jak Adirondacks czy Białe Góry ale ma bardzo fajnie przygotowane szlaki i naprawdę dużo opcji. Od krótkich spacerków wokół jeziora do dłuższych paro-godzinnych na szczyty. Nasz hike przewidziałam na 6h czyli idealnie jak na zimowy spacer.

Na szlak wyszliśmy przed 10 rano. Dość szeroka droga wspinała się delikatnie do góry. To na tym właśnie odcinku było dużo odgałęzień na inne szlaki. My w stałym tempie posuwaliśmy się do góry. Jak tylko skończyły się połączenia z innymi szlakami (gdzieś tak po 30 minutach) to szlak zaczął piąć się ostrzej do góry. W tym samym czasie zaczęło padać. Był to lekki deszcz a myśmy mieli nadzieję, że im wyżej będziemy się poruszać tym bardziej deszcz będzie zmieniał się w śnieg.

Tak też się stało. Deszcz zamienił się w śnieg. Temperatura spadła ale nam to nie przeszkadzało. Idąc w zimie w góry nie można się za grubo ubrać bo się człowiek momentalnie spoci. Nie mówię tu oczywiście o ekstremalnych temperaturach gdzie ciężko się spocić. Nadal mówię o przyziemnych temperaturach jak minus 5C. Tak więc nie można się za grubo ubrać więc jak robi się chłodno to po prostu trzeba iść szybciej. Dopiero na przerwie warto ubrać jakąś grubszą bluzę a najlepiej kurtkę puchową.

Szeroką droga doszliśmy do ławeczki. Mała przerwa na poprawę sprzętu i ruszyliśmy dalej w górę. Tutaj ścieżka zrobiła się węższa i bardziej stroma. Na szczęście było dość dużo śniegu więc nie widzieliśmy tych wszystkich kamieni. Bo wygląda, że trasa jest dość nierównomiernie pokryta kamieniami i korzeniami. Tutaj spotkaliśmy pierwszego człowieka. To znaczy ludzi widzieliśmy wcześniej na parkingu ale oni z pieskami tylko szli na te szlaki bardziej w dolinach. Natomiast na szczyt dziś wychodziliśmy chyba tylko my i ten pan którego spotkaliśmy.

Zdobyliśmy szczyt - około 3.5h zajęło nam wyjście na szczyt. Na szczycie byliśmy w tej śniegowej chmurze tak więc nie sypało ale niestety nie było też żadnych widoków. Na górę Equinox można wyjechać samochodem. Wygląda, że w Vermont lubią robić drogi na sam szczyty. Tak więc skoro i jest droga to i jest schronisko. Niestety na zimę schronisko jak i droga są zamknięte. Udało nam się jakoś osłonić od wiatru, bo wiało tam niesamowicie, i przegryźć jakiegoś batona żeby uzupełnić kalorie.

W zimie jest kolejny plus - nie traci się czasu na przerwy. Zazwyczaj po minucie dwóch na każdej przerwie podczas zimowego chodzenia po górach zaczyna być zimno i człowiek chce się znów zacząć ruszać. Dzięki temu udało nam się zdobyć szczyt w miarę dobrym tempie, ale też udało nam się zacząć schodzenie też w miarę szybko.

Tak więc po bardzo krótkiej przerwie ruszyliśmy w dół. Z rakami na nogach schodziło się nam bardzo szybko i przyjemnie. Tylko koledze pękły raki i schodził o jednym. Ciekawe uczucie nie ma co. Zawsze nawet jeden rak zapobiegnie trochę ślizganiu choć oczywiście z dwoma dużo lepiej.

Pan który zdobywał z nami szczyt niestety nie miał raków i wiedzieliśmy jak miejscami się ślizgał. Zostawały tylko po nim ślady poślizgu. Jak go potem dogoniliśmy to rzeczywiście mówił, że raki by się przydały bo sobie nadwyrężył kolano i dość wolno pod koniec schodził. No tak w zimie nie ma przelewek i trzeba mieć zawsze jakąś trakcję na buty.

Z górki na pazurki - zleciliśmy w niecałe 2h. I takim oto sposobem koło 15 byliśmy już po spacerku z kolejnym szczytem zaliczonym. Parking w międzyczasie zrobił się pełny. No tak po południu mniej padało więc ludzie wybrali się na małe spacerki. Nie sądzę jednak, aby ktoś jeszcze zdecydował się na zdobycie szczytu. Mapki i informacje, że jest to dość długa trasa robią dobrą robotę i odstraszają nie doświadczonych górołazów.

Podoba nam się jak zaczęliśmy ten rok - dość sportowo, na świeżym powietrzu i w doborowym towarzystwie. Dziś kolejna partia ryzyka - wczoraj wygrał Darek. Ciekawe kto dziś zostanie kapitanem. Zanim jednak rozegramy kolejną partię to trzeba skombinować jakąś kolację.

Dziś postanowiliśmy wesprzeć lokalną gastronomię i zamówiliśmy jedzenie na wynos. Mamy taką swoją ulubioną knajpkę w Saratoga Springs Old Bryan Inn. Niestety na wynos nie smakuje tak dobrze jak podane na miejscu prosto z kuchni. No ale nic zawsze to lepsze niż za ostry bigos, który wypala buzię.

Dzień zakończyliśmy ryzykiem - tym razem ja wygrałam (żółte wojska). No to mamy po jednej wygranej na głowę. Czyżby jutro Damian wygrał? To się okaże…. Na pewno będzie chciał się odegrać.
A póki co do spania bo jutro czekają nas nartki i znów długa droga. Niestety te kwarantanny są trochę uciążliwe no ale cóż bezpieczeństwo przede wszystkim. Ale to był fajny dzień - kolejny dzień pełen uśmiechów!