2023.08.05 Nowa Zelandia (dzień 6)
Rano trochę nogi nie chciały działać. Mimo, że wczoraj nie był to jakiś rekordowy hike to mimo wszystko prawie 20km po górach się zrobiło. Zwłaszcza po śniegu, w którym się o wiele bardziej męczysz. Dawno już nie byliśmy na hiku, więc mięśnie zapomniały jak się chodzi.
Nie mieszkaliśmy w hotelu, więc nie mieliśmy żadnego śniadania. Udało się znaleźć jogurt i banan w lodówce i to musiało nam narazie wystarczyć. Miejmy nadzieje, że po drodze do Auckland jakieś miasteczko z kawą i ciastkiem się znajdzie.
Podróżowanie samochodem po NZ nie jest łatwe. Nie dość, że musisz jechać lewą stroną to jeszcze nie ma autostrad. Maksymalna prędkość to 100km/h co w sumie jest ok, bo i tak za bardzo nie ma się gdzie rozpędzić.
Kraj ten jest mega górzysty, a co w związku z tym drogi mają niezliczoną ilość zakrętów, dolin i wzgórz. Na dodatek ogromna ilość turystów którzy zatrzymają się przy każdym widoku i nie wiedzą gdzie mają jechać sprawia, że chciałbyś żeby kolej była lepiej rozwinięta. Nie ma to jak wsiąść do pociągu i …… udać się w nieznane.
Jak wsiadaliśmy do samochodu pod domkiem i Ilonka wpisała adres na lotnisko w Auckland to GPS pokazał 300km!
Ile?! Stwierdziłem. Tymi pastwiskami mam jechać 300km. Przecież my tam nigdy nie dojedziemy.
Dokładnie. Nowa Zelandia ma bardzo mało lasów. Większość terenów to pastwiska z zieloną trawą. Raj dla zwierząt hodowlanych. Krowy, barany, czasami nawet jelenie się wszędzie pasą. A jak jeszcze do tego dodamy górzysty teren i małe zanieczyszczenie to już wiemy dlaczego mięsko tych zwierząt jest jedno z najlepszych na świecie. Wegetarianie w tym kraju nie mają lekko.
W połowie drogi w miasteczku Tokoroa Ilonka wyczaiła piekarnie co nawet ok wyglądała i była otwarta. Można było kawę i jakieś ciacho na śniadanie w końcu zjeść.
Bliżej Auckland nawet autostradę z dwoma pasami wybudowali. I podnieśli prędkość do 110km/h! Ale się sunęło….
Na lotnisko dotarliśmy o czasie. W końcu można było oddać samochód i się odstresować. Długa droga…
Od tego momentu rozpoczynamy oficjalną część wycieczki. Część dla której przylecieliśmy do NZ. Narty na półkuli południowej!
Nie wiem co oczekiwać. Jeździłem na nartach na czterech kontynentach, przyszedł czas na piąty. Jakie są warunki, tereny, trasy, ludzie? …. wiele niewiadomych. Nie sądzą, że NZ pobije Europę czy Stany, ale może dorówna Japonii czy Chile, albo zaskoczy mnie czymś zupełnie nowym. Myślę, że po tym tygodniu będę znał odpowiedzi na te pytania.
Jak narazie wsiadamy do samolotu i lecimy … do Chamonix na południowej półkuli. Czyli do Queenstown!
Queenstown jest największą i chyba najbardziej znaną miejscowością narciarską na południowej półkuli. Dlatego porównałem ją do Chamonix. Tak jak w Chamonix, w Queenstown poza nartami uprawia się też wiele innych sportowych zawodowo, jak rowery górskie, maratony, golf, kajaki, paralotnie…
Samolot podstawili, trzeba wsiadać. Lot trwa tylko 1.5h i oczywiście leci nad przepięknymi górzystymi terenami zwanymi Alpami Południa.
Tak lecąc i lecąc nad tymi górami zacząłem się zastanawiać które Alpy są większe, Europejskie czy NZ. Kiedyś może się dowiem, ale oba pasma górskie są wielkie i piękne. Mają wiele podobieństw. Jak lodowce, budowę, ukształtowanie, jeziora, głębokie doliny… po prostu oba trzeba złazić
Kiedyś lodowce w NZ dochodziły do oceanu jak np. na Alasce, Islandii czy Patagonii. Niestety ze względu na ocieplanie klimatu kurczą się i zmniejszają z roku na rok.
Jeszcze lecąc nad północną wyspą wpadł mi w oko ładny stożek.
Ładny, nie? Nazywa się Mt Taranak i jest położony w Parku Narodowym Egmont
Został już naniesiony na mapę gór do zdobycia. Ktoś dołącza?
Manager hotelu w Auckland powiedział, że lot do Queenstown będzie nam się podobał. Jest wyjątkowy. Miał rację.
Nie dość, że lecisz nad pięknymi terenami to jeszcze lądujesz w sercu gór.
Mało jest lotnik na świecie (a przynajmniej na tych co ja byłem), na których pilot manewruje między górami podchodząc do lądowania. Może Santiago w Chile czy Juneau na Alasce jest porównywalne.
Patrząc przez okno samolotu widać góry ponad tobą. Dziwne uczucie. Doświadczenie w lataniu między górami piloci w Air New Zealand na pewno mają wysokie, więc bezpiecznie wylądowaliśmy.
Hotel mamy w centrum miasta, więc z lotniska tak jak większość turystów poszliśmy na autobus. Niestety nie udało nam się tego ogarnąć, i też długo trzeba czekać. Uber jest niewiele droższy niż dwie osoby autobusem a dowozi cię pod same drzwi.
Byliśmy w Queenstown 7 lat temu. Pierwsze co nam się dzisiaj w oczy rzuciło to mega korki. Kierowca coś próbował robić i objeżdżał je górskimi drogami, ale wciąż to długo trwało. Ilość turystów jaka przyjeżdża do Queenstown jest ogromna. Z samego Auckland jest ponad 10 samolotów dziennie! A teraz tu jest zima i jest mniej turystów niż w letnim okresie.
Ilość nowych domów do wynajmu rośnie tu jak grzyby po deszczu. Coraz bardziej miasteczko się rozrasta i wchodzi wyżej i wyżej w góry.
Powstają nowe bary, restauracje, sklepy… ogólnie to dobrze, miasto się rozwija. Daje miejsca pracy. Ponad 70% ludzi pracuje tu w serwisie. Ale gdzie jest limit. NZ była prawie zamknięta przez długi okres ze względu na Covid. Teraz przeżywa wielki bum, już ilość turystów pobiła czasy sprzed Covid i ciągle rośnie. Niestety rosną też ceny wszystkiego. Przeciętnego mieszkańca Queenstown na mniej rzeczy stać. On musi tu mieszkać, jeść, tankować samochód… a ceny ponoć wzrosły dwukrotnie przez ostatnie 5 lat.
Nowa Zelandia jest wyspą, więc może tak jak Galapagos łatwo limitować ilość turystów. Wystarczy zmniejszyć ilość samolotów i problem z głowy. Ale czy tego chce, czy chce żeby liczyła się bardziej jakość a nie ilość? To nie jest takie proste. Limitowanie turystów jeszcze bardziej wywinduje ceny w górę. Rząd nowozelandzki musiałby zacząć to kontrolować. Ceny wynajmu mieszkań, wody, paliwa, piwa, usług turystycznych…. musiały by być z góry kontrolowane.
Jak narazie po 30 minutch (8km) podjechaliśmy pod nasz mały, butikowy hotel z 13 pokojami. Trafiliśmy na happy hour, wiec oczywiście musieliśmy to wykorzystać. Nie ma to jak NZ Sauvignon Blanc z orzechami.
Dosiedli się do nas lokalni z Auckland to mogliśmy się parę ciekawych rzeczy dowiedzieć. Ale oni mają ciężki akcent. Często musieliśmy się domyślać co mówią.
Dzisiaj za bardzo nie mamy planów na rozrabianie w mieście. Jutro czeka nas największy hike na tym wyjeździe. Jednak trzeba coś zjeść, więc musieliśmy wyjść z hotelu.
Pamiętaliśmy jak byliśmy tutaj 7 lat temu to bardzo zasmakowały nam hamburgery Fergburgers. Dobrze, że piszemy bloga to łatwo jest znaleźć informację sprzed lat. Pomyśleliśmy, że może to być szybka i tania opcja na dzisiejszą kolację.
Niestety jak podeszliśmy pod knajpę to stanęliśmy jak wryci. Kolejka chyba była na godzinę stania. Hamburgery może i są dobre, ale nie aż tak żeby stać z godzinę. Widać co internet robi z ludźmi. Paru influencerów napisało, że są dobre i już jest kolejka.
Poszliśmy do baru obok i bez kolejki dostaliśmy piwko i coś do jedzenia. Oczywiście zamówiłem jagnięcinę. Była dobra, a może i nawet lepsza niż te hamburgery obok.
Po kolacji szybko do hotelu i do spania. Jutro wielki hike nas czeka.