IDM Travels

View Original

2022.10.02 Las Vegas, NV (dzień 2)

Jak szybko uciekaliście z Vegas?

Myśmy najszybciej jak tylko było można. Helikopterami!

Las Vegas jest unikatowy na skalę światową. Niektórzy mówią, że to jest większe Atlantic City. Nie zgadzam się z tą teorią. Atlantic upada, a Vegas rozrasta się na maxa. Ciągle powstają nowe kasyna, hotele, atrakcje, przybywa mieszkańców tego miasta grzechu!

Miasto to nie tylko kasyna i przegrywanie fortun. To też miejsce rozrywki i businessu. Każda gwiazda muzyki robiąc koncerty w Stanach musi mieć na swojej drodze Vegas. Też ogromna ilość biznesów tutaj się rozkręca. Coraz więcej widzi się ludzi w krawatach przy 40 stopniowym upale. Przecież tutaj jest potężna kasa, która prawie leży na ulicy.

Dla mnie Vegas ma jeden plus. Niektórzy mówią, że leży na środku wielkiej pustyni, w środku niczego. Ja uważam, że leży na środku pustyni, ale w centrum wszystkiego. W ciągu paru godzin samochodem można się dostać do wielu parków narodowych. Każdy przecież słyszał o Wielkim Kanionie, Dolinie Śmierci, Zion, Bryce….

Tak też zrobiliśmy. Następnego dnia uciekliśmy z Vegas helikopterami do Grand Canyon.

Kiedyś to już zrobiłem. Było to dawno temu, więc trzeba było odświeżyć pamięć.

Cała szóstka plus pilot zapakowaliśmy się do helikoptera EC-130 EcoStar i odlecieliśmy w nieznane.

Mamy lecieć 30 minut, wylądować na dnie kanionu, tam spędzić z 30 minut i wrócić do bazy. Ogólnie zapowiada się dwu-godzinna wycieczka.

Jak tylko wystartowaliśmy to zaczął padać deszcz. Na szczęście krótki i przelotny. Z ciekawostek muszę dodać, że helikopter nie ma wycieraczek. Ale przy 200 km/h woda idealnie się rozpływała na półokrągłej przedniej szybie.

Pewnie producent helikopterów idzie po kosztach i też nie dokłada zbędnej wagi do i tak już ciężkiego i drogiej maszyny. Koszt takiej zabawki do 2.5-3 milionów dolców.

W pierwszej kolejnoście polecieliśmy nad Hoover Dam. Jest to jedna z największych zapór na świecie. Ma w sobie tyle beton, że można by z niego zbudować szeroki na metr chodnik który by okrążył Ziemię po równiku.

Niestety są tak wielkie susze w Nevadzie i okolicznych stanach, że praca tej elektrowni jest zagrożona. Po prostu za mało wody na pracę turbin i na ich chłodzenie. Hydroelektrownia dostarcza energii do ponad miliona ludzi.

Niestety pogoda nie była ciekawa. Chmury i deszcz. Udaliśmy się w kierunku kanionu.

Nasz lot przebiegał w rejonie Lake  Mead. Miejsce odpoczynku mieszkańców Vegas i okolic.

Widać potężne susze. Tak niski poziom wód tego jeziora nigdy nie był rejestrowany.

Z góry to dopiero widać jakie tutaj są puste przestrzenie. Czasami tylko widać jakieś off-road ślady pojazdów przystosowanych na te tereny. Ludzie kupują różnego rodzaju ATV czy Jeep-o podobne zabawki i sprawdzają ich możliwości w tym terenie.

Grand Canyon jest już przed nami!

Helikopterami zwiedza się jego zachodnią część. W tym rejonie nie ma żadnych szlaków turystycznych. Pionowe, kilometrowe ściany uniemożliwiają bezpieczne zejście w dół.

Szlaki turystyczne znajdują się we wschodniej części kanionu, gdzie są słynne Północna i Południowa Krawędź. Perę razy udało nam się tamte rejony odwiedzić.

Jak masz odpowiedni pojazd to bezdrożami możesz podjechać pod zachodnie krawędzie tego wielkiego kanionu. Dalej niestety nie pójdziesz, jest za stromo.

Helikopter nadleciał nad krawędź i naszym oczom ukazała się brązowa rzeka Colorado.

Rzeka ma różne kolory. Czasami zielonkawa a czasami taką jaką widzicie, zamulona.

To zależy jakie glony aktualnie w niej się znajdują , albo jak duże opady były wyżej w górach i co woda wymywa po drodze

Powoli obniżaliśmy się w dół. Musieliśmy zlecieć dobry kilometr w dół.

Potem lecieliśmy nad rzeką parę minut, aż dolecieliśmy do lądowiska na polanie na dnie kanionu.

Delikatnie, bez żadnego wstrząsu nasz bardzo młody pilot (21 lat) wylądował. W sumie to było aż około 6 helikopterów.

Mieliśmy czasu około 30 minut na dole. Wszyscy rzuciki się na aparaty i na zdjęcia. Większość ludzi była pierwszy raz na dole Grand Canyon więc to jest zrozumiałe.

Niestety w tym miejscu nie można dojść do rzeki, natomiast można ją ładnie oglądać z płaskowyżu.

Temperatura była przyjemna jak na początek października. Jakieś 27-30C i lekki, suchy wiatr.

Każdy zrobił setki zdjęć i gdzieś po 20 minutach wrócił pod helikopter gdzie pan pilot przygotował nam przekąskę z szampanem.

Ja to bym z chęcią ubrał lepsze buty, wziął wodę i poszedł gdzieś na parę godzin. Ale niestety czas był ograniczony.

Po przekąsce wróciliśmy do helikoptera i ponownie unieśliśmy się w powietrze.

Powrót do bazy był inną trasą, więc z góry można było podziwiać nowe rejony kanionu i jego okolic.

Minęło 30 minut i około 15:30 bezpiecznie wylądowaliśmy w głównej bazie.

Część grupy udała się do naszego nowego hotelu z dala od miasta nad jeziorem Las Vegas, a my wróciliśmy do Vegas po samochód.

Jutro planujemy wyjazd w kaniony, więc jakiś pojazd by się przydał. Najlepiej taki z którego dobrze się robi zdjęcia i nagrywa.

Dołączyliśmy do reszty ekipy i w końcu można było odpocząć od Vegas.

Oczywiście mieszkaliśmy w Marriott hotelu, a dokładnie w sieci Westin. „Niestety” musimy sypiać w hotelach Marriott żeby mieć duże zniżki i dobre statusy.

Już dzisiaj nie opuszczaliśmy tego resortu. Tam też zjedliśmy kolację, a potem usiedliśmy na zewnątrz pod palmami koło kominka.

Nie było za gorąco ani za zimno. Tak w sam raz. Wygodnie na sofach każdy się rozłożył i wspominał dwa ostatnie dni.

Dużo się działo. Jutro kolejny dzień przygody. Valley of Fire (Dolina ognia)