2016.09.26 Zamek Neuschwanstein, DE (dzień 3)

Historia o zwariowanym królu i moim dziecięcym marzeniu. Myślę, że każde dziecko kiedyś zobaczyło jakieś zdjęcie, spróbowało jakiś owoc, czy zobaczyło jakiś film o miejscu, które tak bardzo zakorzeniło się w pamięci, że zawsze chciało tam pojechać. Dla mnie takim miejscem był zamek Neuschwanstein. Pierwszy raz zobaczyłam ten zamek na puzzlach, które dostałam od moich rodziców. ​

Miałam wtedy może z 10 lat i od tego czasu układałam je prawie co roku. Tak więc zamek poznałam kawałek po kawałku a raczej puzzel po puzzlu ale jakoś tak przez kolejne 20 lat nie miałam okazji go zobaczyć na własne oczy. Dziwne nie? No ale, w końcu się udało. Na moje 33 urodziny mąż mnie zabrał nie tylko na najlepszą imprezę, ale też do zamku....i spełnił moje dziecięce marzenie.

​Ludwig II też miał marzenie – nie wiem czy dziecięce ale wielkie. Król Bawarii, Ludwig II chciał zbudować najbardziej bajkowy zamek na świecie. Czego tam miało nie być, fontanny, tarasy, sauny, ogrody zimowe....podobno kiedyś król miał nawet pomysł latać na paralotni po okolicznych górach. Miejsce na zamek zdecydowanie wybrał niesamowite. Piękna alpejska sceneria, sam zamek położony jest na jednej ze skał. Niestety, każdy wizjoner często kończy sam we własnym świecie, nie zrozumiany przez innych. Tak też było w tej historii. Zwariowany król popadł w długi i pomimo braku pieniędzy chciał budować więcej i więcej. Niestety, król nie nacieszył się długo swoim nowym pałacem. Ludwig II mieszkał w zamku niewiele ponad 100 dni kiedy to rząd uznał go za niepoczytalnego umysłowo i przeniósł do Pałacu Berg. Dzień późnej ciało króla znaleziono utopione w jeziorze. Do dziś nieznane są okoliczności śmierci króla.

​Zapewne nie tylko ja miałam przygodę z puzzlami. Zamek ten jest bowiem jedną z najbardziej znanych i fotografowanych budowli na świecie. W późniejszych latach stał się on jeszcze bardziej popularny dzięki Walt Disney. To właśnie ten zamek stał się pierwowzorem pałacu z bajki o Kopciuszku jak również wszystkich zamków w znanym parku rozrywki Disneyland.

​Będą w zamku zdecydowanie warto wejść do środka. Bilety nie są drogie (ok. 12 EUR) a można podziwiać przepiękne dekoracje, wizję komnat, ogród zimowy, przejście przez jaskinie i tylko sobie wyobrażać jak dużo więcej mogło być wybudowane gdyby król miał możliwość dokończenia swojego arcydzieła. Niestety w środku nie można robić zdjęć więc nie mogę podzielić się z wami tymi pięknymi malowidłami.....mogłam tylko zrobić zdjęcie kuchni, która jak na warunki tego zamku jest dość zwyczajna.

​Może troszkę byłam rozczarowana. Spodziewałam się większej ilości komnat które zobaczymy, zwariowanych historii o królu który miał wyobraźnię dziecka i większej swobody zwiedzania. Niestety ludzi którzy chcą zobaczyć zamek jest wiele więc Pani przewodniczka oprowadzała nas dość szybko. Wiele też nie jest otwarte dla publiki. Większość jest nadal nie dokończona i jest zamknięta dla ludzi.

​Nie doszłam jeszcze do tego jak zrobić zdjęcie zamku z przodu. Pewnie trzeba wyjść na jakąś górkę. Niedaleko jest resort narciarski i pełno tras do chodzenia na nogach więc myślę, że tam wrócimy kiedyś zimą i uda mi się zrobić zimowe zdjęcie, centralnie z przodu....przecież marzenia się spełniają i trzeba mieć zawsze jakieś w zanadrzu. Darek już sprawdzał mapy tras narciarskich i stwierdził, że fajne są, więc przyjazd tu to tylko kwestia czasu. Zresztą niemieckie autostrady, to bajka dla kierowców. Tym razem mieliśmy tylko VW, ale i tak widziałam na liczniku prędkościomierza dwójkę z przodu. Darek obiecał, że następnym razem wypożyczy bardziej odpowiedni samochód do tych autostrad bez ograniczeń i już nie pozwoli nikomu nas usunąć z lewego pasa. Ach te chłopaki i ich zabawki.....

Tym razem udało nam się tylko zobaczyć zamek z mostu Marien (Marienbrucke). Ostatnio most ten był w remoncie ale na szczęście już go otwarli. Z mostu widać przepięknie zamek i okolicę. Zresztą zobaczcie sami. Most jest dość krótki i tylko 15 minut drogi od zamku. Zdecydowanie trzeba tam iść jak chce się ładne zdjęcie. Zazwyczaj idzie się tam, pstryka zdjęcie i wraca ale dla tego jednego zdjęcia warto jest poświęcić parę minut. Na wzgórze zamkowe można się dostać na nogach ok. 30 min albo wyjechać autobusem. Mała rada. Jak zawsze w przypadku popularnych atrakcji turystycznych warto sobie zarezerwować bilety wcześniej. Omija się kolejki i ma się gwarancję, że będą miejsca na konkretny dzień.

​Noc spędziliśmy w miasteczku Fussen. Nasz hotel był na obrzeżach miasteczka ale za to nad samym jeziorem. Piękne zakończenie weekendu. Tyle się wydarzyło a wszystko zakończyło się przy kaczce, winner schnitzel'u i zachodzie słońca nad jeziorem z widokiem na piękne alpy. Jutro już wracamy do domku i do codzienności....ale już niedługo znów będziemy świętować...świętować dwie wspaniałe okazje, Darusia urodziny i naszą piątą rocznicę ślubu. Śledźcie naszego bloga bo będzie znów przepięknie, wyjątkowo i tym razem bardzo daleko.

Ale póki co, nadal w nastrojach Octoberfest ruszamy na lotnisko - obiecujemy, że jeszcze tu wrócimy a zdobyczna czapka wróci z nami!

Previous
Previous

2016.10.22-24 Lot do Nowej Zelandii (dzień 1)

Next
Next

2016.09.25 Oktoberfest, Monachium, DE (dzień 2)