2019.05.20 Albufeira & Sintra, Portugalia (dzień 3)
Kolejny dzień w Portugalii i kolejne przygody. Dzisiaj większość czasu spędziliśmy na przemieszczaniu się. Siedząc przy piwie po całym dniu w prawie pustym hotelowym barze w Porto, pisząc bloga wspominaliśmy ten długi dzień, który rozpoczął się wcześnie rano 700 kilometrów na południe.
Spaliśmy w Lagos. Wiedząc, że dzisiaj przed nami długa droga na północ wzięliśmy sobie wczesne poranne atrakcje i już o 9 rano byliśmy na morskim pontonie ze sternikiem i przewodnikiem.
Południowa Portugalia słynie z niesamowitych oceanicznych grot, urwisk skalnych i niedostępnych plaż. Z lądu tego nie widać, więc łódka stała się przyjemną koniecznością. Pomyślicie, południowa Portugalia, tropik, gorąco.... dobrze, że w maju mieliśmy ciepłe bluzy z kapturami bo inaczej byśmy zamarzli. Ponton tak szybko leciał na falach, że aż byliśmy w szoku.
Po wypłynięciu z portu skręciliśmy w prawo i płynęliśmy wzdłuż wybrzeża. Naszym oczom ukazały się wspaniałe rezydencje które z lądu nie widać. Niestety większość z nich to nie domy lokalnych, tylko obcokrajowców, a zwłaszcza Anglików. No tak, w Anglii zimno przez prawie cały rok, a tu mają raj.
Wypłynęliśmy na 3 godziny. Pierwsze 1.5h to plaże i groty a druga połowa to poszukiwanie delfinów. My nie należymy do plażowych ludzi, ale takie klimaty to nam odpowiadały. Brak tłumów, nie za gorąco i ciekawe opowieści przewodnika. Każda grota i plaża ma swoją nazwę z ciekawą historią albo legendą. Tam nam upłynęła pierwsza część podróży. Wpływaliśmy do wielu grot a także przypływaliśmy na bezludne plaże.
Skalisty brzeg z wody wygląda zupełnie inaczej niż z lądu. Tutaj coś w końcu widać. Aż by się chciało wyskoczyć na jedną z tych plaż, usiąść i wypić chłodne piwko, ale niestety mieliśmy napięty „plan zajęć” i musieliśmy płynąć dalej.
Sternik znał teren, miał wysokie umiejętności a w dodatku był odpływ więc mógł wpływać głęboko w jaskinie. Czasami tak głęboko że było ciemno na 100%.
Większość plaż jest dostępnych tylko z wody, ale i tak było już na nich sporo ludzi. Część na kajakach a część była przywożona przez firmy które robiły tam grilla, miały przenośne lodówki z zimnymi napojami i pewnie zbierali za to odpowiednie opłaty. W Portugalii nie można mieć prywatnych plaż, więc każdy tam mógł się rozbijać jak sobie tylko jakoś dopłynął.
Poza jaskiniami i schowanymi plażami podziwialiśmy też skały wystające z oceanu. Jaka ta natura jest przewrotna, żeby tak pozostawiać skały gdzie nie gdzie. Oczywiście lokalni mają nazwy na większość z nich. A to żółta łódź podwodna (bo skała przypomina kształtem ubota), albo po prostu jakiś łuk czy słoń.
Po około 1:45 przewodnik powiedział, że wystarczy zwiedzania grot i wypływamy na otwarty ocean szukać Delfinów. Powiedział żeby się wyzapinać, ubrać kaptury bo będziemy płynąc daleko i szybko. Kapitan rozpędził ponton i rzeczywiście zaczęło ostro wiać przenikliwym zimnym powietrzem.
Wypłynęliśmy dosyć daleko, lądu już prawie nie było widać, a po Delfinach ani śladu. Jest tam ponoć wiele firm które zajmują się oglądaniem Delfinów i jak któraś firma je znajdzie to przez radio daje innym namiary gdzie są. Niestety w tez dzień nikomu się nie udało. Popływaliśmy, poszukaliśmy, ale niestety bo ssakach ani śladu. Tylko statek rybacki spotkaliśmy otoczony plagą ptaków. Pewnie polują na rybki. Trochę zmarznięci i lekko zawiedzeni wróciliśmy do portu gdzie w słoneczku i przy piwku mogliśmy się ogrzać.
Nie mogliśmy za długo odpoczywać, bo dzisiejszą noc śpimy w Porto, a to jest po drugiej stronie kraju, jakieś 700 km od nas. Na szczęście Portugalia ma dosyć dobrze rozwiniętą sieć autostrad i nie są bardzo zatłoczone więc w krótkim czasie drogi zaczęło ubywać. Po drodze zaciekawiły nas gniazda bocianów. Pomyślicie, co w tym dziwnego, gniazda Boćka nie widziałeś? Widziałem, widziałem, ale nie tak dużo i nie w jednym miejscu. Było ich bardzo dużo na słupach wysokiego napięcia przy autostradzie. Ciekawie to wyglądało. A czy bociany z południowej Portugalii odlatują na zimę do ciepłych krajów? Kto zna odpowiedź na to pytanie?
Po paru godzinach dojechaliśmy w okolice Lizbony. Będąc tutaj w pierwszy dzień brakło nam czasu na odwiedzenie miasteczka Sintra. Jest to małe, historyczne miasteczko w którym kiedyś królowie wypoczywali i jeździli na polowania.
Sintra jest najdroższym i najbogatszym miastem w Portugalii jak i na całym półwyspie Iberyjskim. Miejsce to wygrywa w rankingach jako miejsce gdzie najlepiej mieszkać, jest tu bardzo dużo restauracji z najwyższymi ocenami a ceny nieruchomości są masakrycznie wysokie.
Turysta w tym rejonie spokojnie może spędzić cały dzień. Do odwiedzenia jest wile zamków, ogrodów i innych fortyfikacji. Niestety jeżdżenie pomiędzy tymi wszystkimi atrakcjami jest nie wskazane. Lepiej jest zaparkować w jednym miejscu i resztę pokonać na nogach. Niestety wąskie uliczki z ostrymi zakrętami nie są niczym przyjemnym.
My ograniczyliśmy się do odwiedzenia Sintra National Palace. Największe wrażenie na nas zrobiły kafelki. To, że w Portugalii wszystko jest wyflizowane to zdążyliśmy zauważyć. Nadal jednak po tych paru dniach spędzonych tu podziwiamy te arcydzieła.
Zwiedzanie zaostrza apetyt więc przed dalszą drogą wylądowaliśmy w lokalnej knajpce na późny lunch i dobrą, mocną kawę dla kierowcy.
Do Porto zostało nam jakieś 350km. Po wyjechaniu z okolic Lizbony autostrady znowu stały się puściejsze i można było sunąć. Zaskoczyła nas cena za drogi. Są oczywiście płatne, ale nie jest to aż tak drogie jak w pozostałej zachodniej Europie. Francja, Włochy, Austria.... już na maksa przesadzają. Prawie tyle samo płacisz za drogi co za okropnie drogie paliwo. W Portugalii za 700 km wyszło jakieś €45, gdzie w pozostałej części Europy by było pewnie 2x więcej.
Nie ma to jak w Stanach. Dużo autostrad jest za darmo, a te co są płatne są o wiele tańsze niż w Europie. No i to tanie paliwo w Stanach sprawia, że można jeździć do woli. Około godziny 22 dotarliśmy do hotelu w Porto. Zmęczeni i spragnieni po całej podróży szybko wylądowaliśmy w barze na czymś chłodnym. Póki cały dzień mamy jeszcze świeży w naszych głowach chcieliśmy to jak najszybciej przelać na „papier”.
O północy bar zamknęli, więc kontynuowaliśmy pisanie w hotelowym lobby. Śpimy w tym hotelu dwie noce (rozpusta, nie?), więc jutro rano można się wyspać. Nie bierzemy też samochodu tylko cały dzień na nogach zwiedzamy miasto Porto. Oj będzie się działo....