2016.02.28 Turyn, Włochy

Turyn lub Torino – jak kto woli – był pierwszą stolicą zjednoczonego państwa Włochy. Już w 1870 roku stolica została przeniesiona do Rzymu jednak Turyn zawsze pozostał stolicą kulturową i literacką. Co wam przypomina ta historia? Tak zgadliście....brzmi trochę jak Kraków. Podobnie jak Kraków, Turyn był kiedyś stolicą ale zapamiętany jest najbardziej z bohemy i całego światka kultury i nauki. Tak więc po tych znikomych informacjach trochę spodziewałam się czegoś na wzór Krakowa. I może częściowo można znaleźć podobieństwa ale tylko znikome.

Jako, że Turyn jest stolicą Piemontu to nie mogliśmy nie odwiedzić sławnych tam winiarni w Barolo i Barbaresco. Tak więc jak już wiecie sobotę spędziliśmy w winiarniach i do Turynu przyjechaliśmy dopiero wieczorem. Po przygodach w zeszłym roku z jeżdżeniem po wąskich europejskich uliczkach stwierdziliśmy, że nie ma co się pchać do samego centrum samochodem i wzięliśmy hotel poza starym miastem. Tak więc w sobotę wieczorem przyjechaliśmy do Turynu ale przygodę z tym miastem dopiero zaczęliśmy w niedzielę.

Turyn jest słynny z czekolady, kawiarni i kawy...no i jeszcze z Całunu Turyńskiego. O ile całun jest ciężko zobaczyć bo wystawiany jest tylko na specjalne okazje o tyle kawiarnie można znaleźć na każdym kroku. Początkowo nas to ekscytowało ale potem jak przyszła pora lunchu i nie mogliśmy znaleźć nic otwartego poza sklepami z ciastkami to już przestało nas fascynować. Tak więc zwiedzanie rozpoczęliśmy od kościoła „Santuario Della Consolata”. Kościół piękny....byliśmy tylko w tym jednym kościele więc ciężko nam stwierdzić czy najładniejszy.

Zaraz na przeciwko kościoła jest kawiarnia – mówiłam, że one są wszędzie. Jak powiedziałam Darkowi, że tam mamy iść to najpierw się zaczął śmiać a potem grzecznie stanął w kolejce. Normalnie nie lubimy chodzić po miejscach gdzie są kolejki. Ale skoro Caffe Al Bicerin jest pierwszym miejscem, które zaczęło serwować ich popularny napój to nie mogliśmy przejść obojętnie obok tego miejsca. Bicerin to tradycyjny napój wymyślony w Turynie. Jest to gorąca gorzka czekolada z kawą espresso i bitą śmietaną. Bardzo dobre. Z początku obawiałam się, że będzie za słodka ale okazała się idealna. Dla Darka może nawet była za mało słodka.

Na szczęście jest to tylko kawiarnia więc ludzie nie przesiadują tu godzinami więc udało nam się dostać stolik w miarę szybko. Kawiarnia powstała w 1763 jako sklep z kawą i czekoladami. Później około 1800 roku został zmieniony wystrój i powstała kafejka, którą znamy do dziś. Pomimo, że menu jest dość obszerne to większość ludzi pije wspomniany już Bicerin. Podejrzewam, że teraz jest to miejsce bardziej turystyczne i ludzie nie przesiadują tu godzinami. Dziesiątki lat temu było całkiem inaczej. Śmietanka towarzyska, znawcy literatury, pisarze i inni filozofowie wysiadywali tu godzinami tworząc i rozmawiając. Do najsłynniejszych gości należał Aleksander Dumas, Puccini i Nitzsche.

Kawa zdecydowanie dała nam dodatkowej energii i ruszyliśmy zwiedzać miasto. Samo stare miasto / centrum nie jest za duże. Można spokojnie je przejść wzdłuż i wszerz w jeden dzień. Było poza sezonem i pogoda nie dopisywała więc nie było tłumów na ulicach.....w sezonie musi tu być ich bardzo dużo. Przecież miasto z tak obszerną historią każdy chce zobaczyć.

Na nas to miasto wywarło mieszane uczucie. Mamy wrażenie, że nie do końca potrafi się odnaleźć. Miasto to chce być tak duże i popularne jak Rzym czy Mediolan a z drugiej strony jest małe i przypomina bardziej Aostę czy Bergamo. Tak więc zgubił już urok małego miasteczka a nie dorosło jeszcze do bycia wielkim miastem.

Turyn słynie z dużej ilość muzeów, placów (plazza) i oczywiście fabryki Fiata. W Turynie znajduje się największe muzeum Egiptu (poza Kairem). My jednak woleliśmy poznać bardziej Włochy więc postanowiliśmy się wybrać do muzeum motoryzacji. Muzeum to jest na obrzeżach starego miasta więc aby tam dojechać musieliśmy wsiąść metro. I tu zaskoczenie....o ile budynki w starym mieście są pomalowane w jakieś niechlujne graffiti o tyle metro wygrywa swoją czystością. Widać, że jest ono nowe (powstało w 2006 roku) i nowoczesne. Co prawda póki co ma tylko jedną linię ale jest ona sterowana komputerowo więc pociągi jeżdżą płynnie i punktualnie.

Po Nowojorskim metrze byliśmy w szoku jak czyste jest ich metro. Oczywiście perony są zamykane więc nie ma dostępu do torów. Zdecydowanie ułatwia to utrzymanie czystości na torach. Nie ma śmieci na torach, które łatwo się palą. Nie ma wypadków i opóźnień. A do tego w lecie stacje mogą być klimatyzowane....same plusy.

Muzeum motoryzacji bardzo nam się podobało. Są to 3 piętra pokazujące całą historię produkcji samochodów. Idzie się wzdłuż linii czasu oglądając jak zmieniało się podejście do motoryzacji, jak zmieniało się projektowanie auta i jak historia i różne wydarzenia sprawiały, że samochody rozwijały się w takim a nie innym kierunku. Szczególnie widać to podczas wojny kiedy to delikatne, królewskie (prawie karety) samochody przemieniły się w duże samochody, które poradzą sobie z każdą drogą...tak teraz znamy je jako Jeep.

Udało nam się nawet spotkać starego dobrego trabanta, który miał jeszcze naklejkę z ubezpieczenia Warta i pisało na niej po polsku. Widać, że ten eksponat odkupili od jakiegoś polskiego kolekcjonera.

W muzeum można spędzić godziny i nawet się nie czuje kiedy czas leci. Za każdym rogiem pojawia się jakiś ciekawy okaz i historia powstania. Zdecydowanie fajnie było zobaczyć całą historię motoryzacji ale to co nas zaskoczyła to przyszłość. A może nie doszła przyszłość. Czy wiedzieliście, że pierwsze samochody elektryczne były już w latach 90' tych?

A samochody na baterie słoneczne? Też już stworzyli. Coś co nam się wydaje realną przyszłością okazuje się dość świeżą przeszłością.

Muzeum nie zapomina też o ludziach, zarówno tych co tworzyli jak i tych którzy pokazują non-stop na co stać te maszyny. Mówię tu oczywiście o Formule 1.

Prawie pół piętra poświęcone jest temu sportowi. Można dowiedzieć się więcej o kierowcach i ich samochodach.

Tak więc muzeum zdecydowanie polecamy, zresztą jak całe miasto. Wiedząc, że dużo europejskich miast najlepiej wygląda nocą to wróciliśmy do centrum aby jeszcze pochodzić, zjeść jakąś kolację i poczekać do zmierzchu. Pochodziliśmy po mieście, odwiedziliśmy Porta Nuova, Piazza San Carlo, Piazza Castello i na koniec przeszliśmy się ulicą Via Po do Mole Antonelliana. Mole Antonelliana jest najwyższym budynkiem w Turynie, ma 167 m (550 ft) wysokości. Znajduje się tam muzeum filmu podobno również warte zobaczenia ale my już sobie odpuściliśmy jedno muzeum na dzień wystarczy.

Dzień ciągłego chodzenia sprawił, że zaczęliśmy dość intensywnie myśleć o jedzeniu. A tu niespodzianka....jedyna otwarta restauracja to McDonald. Upsss....... Jest dużo miejsc gdzie można usiąść ale wszystkie to ciastkarnie, cukiernie i inne kawiarnie. Co śmieszne one serwują alkohol. Z drugiej strony to fast foody, frytki i inne hamburgery. No nic, przekąsiliśmy szybkiego „szczura” i zdecydowaliśmy się na kolację w hotelu.

Turyn.....ciekawe miasto. Historycznie bardzo bogate, głównie ze względu na całun turyński jak i królewską historię. Miasto, które przeżyło bum w czasach rozwoju motoryzacji. Niestety Włochy podupadły w produkcji samochodów i zostały zepchane na dalszy plan. Aktualnie miasto ma duży potencjał i myślę, że za parę lat się odnajdzie i stanie się kolejnym pięknym europejskim miastem z bogatą historią i przepiękną architekturą.

Previous
Previous

2016.03.12-13 Stratton i Okemo, VT

Next
Next

2016.02.27 Barolo i Barbaresco, Włochy