2021.12.11 Copper Mountain, CO
W ten weekend mieliśmy coś do załatwienia w Denver. Dobrze się składa, bo jest grudzień i na dodatek w okolicznych górach (i nawet w samym Denver) spadło trochę śniegu. Długo nie trzeba było mnie namawiać na spakowanie nart na ten wyjazd.
Jest piątek rano a my znowu w samolocie. Widzę, że nie tylko ja sprawdziłem pogodę w Górach Skalistych. Na lotnisku w NYC już było trochę ludzi z nartami, samolot był pełniutki, a w wypożyczalni w Denver samochodów SUV nie było. Czy już nikt nie pracuje w Stanach?
Nie chciało nam się czekać, aż podstawią jakiś ciekawy model samochodu terenowego. Wzięliśmy coś, co niekoniecznie chcieliśmy, ale za czym ludzie oglądają się na drogach. Wygląda klasycznie, ale nie najlepiej się prowadzi. Po pierwsze to tylko dwa dni tu będziemy, a po drugie to w sumie chciałem się tym samochodem przejechać i wyrobić sobie zwoje zdanie. Poprosiłem tylko o model z napędem na 4 koła, że jak spadnie śnieg w górach to może uda nam się wyjechać.
Piątek spędziliśmy w Denver, a w sobotę z rana ruszyliśmy na zachód. Dobrze nam już znaną autostradą 70 wspinaliśmy się w góry. Im wyżej tym więcej śniegu i niestety więcej samochodów.
Znowu chyba ludzie sprawdzili pogodę i dowiedzieli się, że w górach jest trochę śniegu, ma być słonecznie i jakieś -3C na dole. Zamiast 1.5h jechaliśmy 2.5h. Na szczęście były ładne widoki i świeży śnieg pokrywał zbocza gór, co nam umilało stanie w korkach.
Jest to pierwszy tak dobry weekend w tym sezonie, wiec i problemy z parkowaniem musiały nastąpić. Nie chciało nam się stać w korkach i parkować gdzieś na dalekich parkingach z których to autobusami wożą narciarzy do baz. Troszkę przekombinowaliśmy i udało nam się zaparkować w samej wiosce, gdzie w ciągu paru minut na nogach doszliśmy do głównej bazy.
Tak jak się spodziewałem, ludzi na dole było multum. Nie wszystkie wyciągi są jeszcze czynne i dużo terenów jest jeszcze niedostępnych. Większość ludzi jeździ na dole. Na szczęście dużo wyciągów jest na 6 osób. W związku tym kolejki dla pojedynczych idą bardzo szybko i może najdłużej stałem 7-8 minut.
W ciągu paru minut Ilonka szła już gdzieś w góry, a ja opalałem się na krzesełku.
Siedząc tak na krzesełku i podziwiając te piękne tereny doszedłem do wniosku, że warto było odstać swoje w korkach i teraz tutaj być. Z drugiej strony u nas na wschodzie znacznie dłużej trzeba jechać w góry na narty. Za 2.5 to może się zajedzie do Catskills. W fajne góry w stanie VT czy ME to minimum 4.5-5h trzeba jechać.
Resort Cooper ma bardzo długie wyciągi z dołu. W ciągu paru minut wyjeżdżasz wysoko w serce gór.
Jak jest zima w pełni i wszystko jest otwarte to można jechać dalej w góry i zjechać z drugiej strony. Teraz niestety te opcje były nieaktywne. Ale już lokalny na wyciągu dokładnie mi zdał relacje co jest otwarte i gdzie są fajne tereny.
Zjechałem parę razy w tej głównej części góry. Już chyba z 6 tygodni minęło od ostatniego wyjazdu na narty, więc musiałem się nacieszyć każdym zakrętem i rozgrzać mięśnie.
Wyżej w górach panowały dobre warunki. Mimo, że w większości trzeba jeździć ubitymi trasami to nadal nie było lodu i można było się fajnie bawić. Natomiast na dole nie było już tak fajnie, znacznie więcej ludzi i lodu.
Wziąłem inny wyciąg i wyjechałem w inne rejony. Potem jeszcze kolejnym wyciągiem wyjechałem wyżej, a na końcu znalazłem orczyk, który mnie zaprowadził w ciekawe tereny.
Tu już była zima. Mimo, że ze względu na niewystarczającą pokrywę śniegu większość terenów była dalej zamknięta to i tak parę zjazdów można było tu zrobić.
Nie można się zapuszczać dalej w góry, bo wszystkie wyciągi z drugiej strony dalej były nieczynne. Chociaż parę zachęcający śladów „namawiało” do przygody, ale to mogło by się źle skończyć.
Nawiązałem kontakt z Ilonką, która to gdzieś po górskich ranczach chodziła i już właśnie wróciła do głównej bazy. Zjechałem na sam dół, gdzie oczywiście ilość ludzi znowu mnie przeraziła. Na szczęście Ilonka zrobiła wcześniej rezerwacje i w spokoju hamburgera z lokalnym piwkiem można było zjeść.
Drugie piwko na ugaszenie pragnienia w słoneczku na ławce też dobrze smakowało. Znowu się fajnie siedziało i nie chciało się wstawać, ale górki czekały i wołały.
Lokalny wcześniej mi powiedział żebym pojechał do Timberline. Jest to ciekawy teren który mało ludzi zna. Nawet w godzinach popołudniowych można tutaj znaleźć jeszcze mało rozjeżdżony śnieg, a i ludzi jest niewiele.
Tak też się stało. Prawie nikogo tutaj nie było. Bez kolejek zrobiłem parę dobrych zjazdów. Czasami szybki carving po miękkich, ale ubitych trasach, a czasami poza trasami gdzie śnieg dalej był puszysty.
Ten rejon zamknęli o 15:30. Wróciłem do głównej bazy i tu miłe zaskoczenie. Ludzi znacznie ubyło. Na trasach i na wyciągach.
Zjechałem jeszcze dwa razy prawie pustymi trasami i o 16:15 zakończyłem ten dobry i udany dzień na nartach.
Na początku przez te korki, problemy z parkingiem i ilość ludzi obawiałem się, że dzień nie będzie udany, ale jednak wszystko się ułożyło i drugi dzień w tym sezonie uważam za spełniony.
Jak tylko słońce zaszło to temperatura szybko spadła i zrobiło się zimno. W Colorado jest mocne, pustynne słońce. A na tej wysokości to jeszcze mocniej grzeje. W ciągu dnia nawet w grudniu jest ciepło ( pod warunkiem, że nie wieje) i można w słoneczku pić piwko.
Wróciliśmy na parking na którym czekał na nas nasz samochód. Tak jak pisałem na początku, ciekawy model wzięliśmy. Dodge Challenger H4.
Nie jest to mój typ samochodu, ale kiedyś chciałem nim się przejechać. Wzbudza respekt na autostradach i dużo policyjnych tajniaków nim jeździ (pewnie jeszcze z mocniejszymi silnikami). Dwu-drzwiowe coupé z muskularną sylwetką, głośnym silnikiem, ciekawymi światłami i stylem z lat 60-70tych.
Niestety poza wyglądem to niewiele sobą prezentuje. Źle się go prowadzi, czuć w nim prędkość, jest głośny, niewygodny, słabo wyposażony, brak nowoczesnej technologi…. Mało też z niego widać. Wszystko jest zabudowane, małe lusterka, na parkingach ciężko manewrować zwłaszcza jak nie ma czujników.
Tak jak pisałem, nie mój styl samochodu, ale raz chciałem się nim przejechać.
Jutro już wracamy do NYC. Teraz jest okres świąteczny, więc mam dużo pracy, ale może jeszcze w tym roku się uda na nartki wyskoczyć. Miejmy nadzieję….
Jak narazie módlmy się o długą i śnieżną zimę!