2022.01.22 Steamboat, CO (dzień 6)

Sobota - dzień wolny od pracy. W końcu i ja mogłam coś porobić w Steamboat. Większość czasu stąd pracowałam i tylko czasem po pracy szłam do chłopaków do base. A tak to - pozostawał mi balkon. Nie narzekałam bo widok z balkonu przedni i w takiej scenerii dużo lepiej się pracuje. Aż chce się szybko wszystkie projekty skończyć, żeby jak najszybciej na słoneczko wyjść.

Sobota ma jednak swoje prawa i jak tylko spakowaliśmy wszystko do samochodu (niestety dziś już wracamy do Denver) to ja poszłam w górki na szlak a chłopaki na narty.

W Steamboat nie można chodzić po szlakach narciarskich w godzinach otwarcia resortu ale mają dużo fajnych tras na wszelkiego rodzaju sporty w innej części miasta. Nadal można tam spędzić godziny, wspiąć się na 8,200 ft (2,500 m) i zrobić ponad 1000 ft w górę.

Jak ja wyszłam na szlak to chłopaki wyszli pod wyciągi… i od razu zrozumieli, czemu lokalni nie jeżdżą na nartach w weekend. Masakra… po 4 dniach jeżdżenia w tygodniu, gdzie nie ma kolejek, nie ma tłumów na stokach i nie ma początkujących narciarzy dzisiejszy dzień był dla nich zderzeniem z rzeczywistością. Miłość do nart jednak wygrała nad nie lubieniem kolejek i chłopaki szaleli na nartach do końca.

W między czasie ja sobie szłam do góry. Była piękna pogoda, ciepło, że nawet człowiek chce się rozebrać do podkoszulka, nie za dużo ludzi na trasie i pełno cudownych widoków. Czego chcieć więcej.

Moim celem było Quarray Mountain. Szłam trasą Blackmere, która jest szeroka jak droga. Nie jest ona odśnieżana ale śnieg był w miarę ubity więc chyba jakiś ratrak nią przejeżdża od czasu do czasu. Trasa jest bardzo blisko miasteczka i jest lubiana przez miłośników wszelkich sportów, są górołazy, ludzie na rowerach, z psami, na sankach czy nartach. Bardzo podoba mi się ten park.

Trasa idzie do Emerald Mountain z której to jest bardzo ładny widok na miasto, dolinę i pobliskie górki. Idealne miejsce na przerwę, zwłaszcza, że słoneczko świeciło jak na jakiś wyspach karaibskich. Ja jednak chciałam wyjść wyżej na Quarry Mtn.

Tutaj nachylenie się zwiększa więc nawet pomimo, że idzie się w cieniu to nie czuć zimna. Z Emerald Mtn nie jest to daleki odcinek (more 20 min) ale dobrze jest czasem zmusić serduszka do wysiłku. Tak więc bez zastanowienia uderzyłam na szczyt. Niestety na szczycie za wiele nie da się pochodzić. Jest to dość płaski szczyt ale tam już ratraki nie dojeżdżają więc non-stop człowiek się zapada w śnieg. Tak więc doszłam tylko do momentu gdzie można powiedzieć, że szczyt jest zaliczony ale po samym szczycie się “nie plątałam”. Ruszyłam w dół aby znów ogrzać się w słoneczku. W dół to już się zlatuje więc nawet się nie obejrzałam a znów byłam na Emerald Mtn.

Zaczynało przybywać ludzi choć nadal było to nic w stosunku do tego co zobaczyłam zbliżając się do parkingu. Z powrotem na parkingu byłam koło 12 w południe, czyli dla niektórych idealny czas, żeby iść na spacer. Tu już robiło się tłoczno. Większe grupy, więcej psów goniących z podniesionymi ogonami tam i spowrotem i więcej narciarzy, którzy od czas do czasu przemkną obok ciebie. Cieszyłam się, że ja wyszłam rano. Jednak dużo przyjemniej się szło jak widziało się człowieka raz na 15 minut a nie 15 ludzi raz na minutę.

Cały spacerek zajął mi może z 3h. Ale to nie był koniec. Wylądowałam w miasteczku po drugiej stronie od resortów. Mogłam zaszyć się w jakiejś kawiarni, barze i czekać aż chłopaki skończą narty i mnie odbiorą, mogłam spędzić godziny chodzić od sklepu do sklepu i kupować pamiątki (totalnie nie moja pasja więc sorki ale nie będzie prezentów z tego wyjazdu), albo mogłam skorzystać ze słońca i przejść się na nogach w stronę resortu. Oczywiście wybrałam ostatnią opcję. No może ostatnią z małym połączeniem opcji kawiarni. W miasteczku jest mała księgarnia połączona z kawiarnią. Nie mogłam się oprzeć, żeby nie kupić książki i zacząć ją odrazu czytać przy kawce. Lubię wspierać małe lokalne księgarnie pomimo, że ceny mają wyższe niż na Amazonie to od czasu do czasu chętnie przepłacę aby takie miejsca istniały.

Koniec obijania - trzeba ruszyć dalej w drogę. Z miasteczka do resortu prowadzi bardzo fajna ścieżka/deptak nad rzeką, między drzewkami. Znam dość dobrze tą trasę z poprzedniego razu ale chętnie przeszłam się z nią znów i wspominałam nasz pobyt w Steamboat rok temu.

Yampa River Trail bo tak nazywa się ta trasa idzie się około 45 min. Ok, czyli trochę bliżej resortu. Jednak to nie koniec. Yampa River Trail kończy się po drugiej stronie miasta ale, żeby dojść do tras narciarskich to nadal trzeba jeszcze pokonać kawałek. Kolejne 30 minut spacerku, tym razem pod górę. Dobrze, że Darek zaparkował na dolnym parkingu to przynajmniej nie musiałam iść na samą górę bo już mnie buty trochę obcierały.

Na parkingu jeszcze tylko znaleźć nasze auto - nie jest to łatwa sprawa jak stoją setki aut i poczekać na chłopaków. Na szczęście długo nie musiałam czekać bo wyciągi już pozamykali. Dziś wracamy do Denver. My zostaniemy w Denver jeszcze parę dni, nasz kolega wyjeżdża jutro. Fajnie było znów zobaczyć Steamboat. Jest to resort troszkę dalej od Denver (ok. 3-4h samochodem). Nadal nie są to straszne odległości ale pokonywane są przez ludzi, którzy chcą uciec od komercji. Prawdziwych narciarzy, którzy dla dobrego puszku zrobią wszystko. Bo Steamboat chwali się, że ma szampański puszek. Steamboat strasznie się rozwija. Przebudowywuje całą bazę, buduje nowe wyciągi i naprawdę widać różnicę przez ten rok. Niestety wraz z rozwojem ceny nieruchomości też idą w górę. Myśmy się spóźnili jakieś pół roku. Ci co kupili apartament zaraz jak zaczął się COVID i zaraz jak tylko ludzie z Denver przeprowadzili się do Steamboat to zrobili interes życia. W niewiele ponad rok ceny poszły prawie 30% do góry.

A’propo lokalnych co przeprowadzili się z Denver do Steamboat to mam tu koleżankę z pracy która właśnie to zrobiła. Nie pisałam do niej nic, że będziemy w mieście bo aż tak dobrze się nie znamy ale świat jest mały więc spotkaliśmy się i to dwa razy. Pierwszy raz przy stokach - drugi w restauracji. Najlepsze w restauracji było to, że ze wszystkich stolików posadzili ich akurat obok nas - nawet jakbyśmy się umawiali to pewnie by się to nie stało. Następnym razem spróbujemy się umówić - zobaczymy jak nam to wyjdzie. A póki co Steamboat - do następnego razu!

Previous
Previous

2022.01.23 Denver, CO (dzień 7)

Next
Next

2022.01.19-21 Steamboat, CO (dzień 3-5)