2023.05.24 Galapagos, EC (dzień 7)
Dzisiaj jest pierwszy dzień drugiej części podróży na wyspy Galapagos. Żegnamy się z lądem i przez kolejne 5 dni i cztery noce będziemy mieszkać na yachcie Bonita.
Jest to zupełnie inny rodzaj zwiedzania jaki do tej pory robiliśmy. Wiadomo, na różnego rodzaju łódkach wiele razy byliśmy, ale nigdy nie spaliśmy na nich. Yacht Bonita będzie dla nas pierwszym wielodniowym yachtem.
Mieszkaliśmy w Puerto Ayora w bardzo dobrym hotelu. Wszystko w nim było super poza śniadaniem, które było serwowane na dachu.
Ogólnie pomysł świetny, nie? Prawie.
Nie mają tam klimatyzacji. Co prawda jest zadaszenie i prawie nie ma ścian, ale niestety nie było wiatru. Słońce na równiku zawsze jest mocne i już od samego rana ostro świeci. A na poddaszu jest jak w piekiełku. Stołek się przyklejał do ciała. Przynajmniej kawa i omlecik szybko nie stygł.
Na szczęście tym razem mieliśmy taxi z klimatyzacją i w ciągu 40 minut dojechaliśmy do kanału Itabaca między wyspą Santa Cruz a małą wyspą Saymour, gdzie jest lotnisko. Każdy turysta, który nie wsiada na lotnisku do łódki musi tym kanałem przepłynąć
Gdzieś za 2-3 godzin mamy tutaj wsiąść na Yacht, ale niestety musimy autobusem jechać na lotnisko żeby znowu tutaj tym samym autobusem przyjechać. Większość ludzi dzisiaj przylatuje samolotami więc wszystkie spotkania są na lotnisku. Samemu nie wolno ci się tutaj poruszać.
Samoloty o czasie wylądowały i cała grupa w komplecie spotkała się na lotnisku. Zapakowaliśmy się do naszego „ulubionego” autobusu i wróciliśmy nad kanał.
Tutaj niestety dowiedzieliśmy się, że nasz yacht jeszcze nie jest gotowy i musimy poczekać jakieś 45 minut. Czas nawet szybko zleciał na obserwowaniu transportu ludzi i ich reakcjach.
My jesteśmy tutaj czwarty raz, wiec dla nas to już nic nowego, ale pewnie parę dni temu zachowywaliśmy się tak samo. Biegaliśmy z aparatami i robiliśmy zdjęcia wszystkiemu.
Po jakiejś godzinie Gustawo, nasz certyfikowany przewodnik po parku Galapagos zebrał nas do kupy i powiedział, że łódka już jest gotowa i że za chwilę przyjadą po nas dwie motorówki pontony żeby nas zabrać. Kanał jest płytki, więc yacht nie mógł tu wpłynąć. Gustowo jest urodzony na Galapagos i licencjonowanym naturalistom na wyspach Galapagos. Z nim będziemy mogli wchodzić na wyspy.
Po paro-minutowym wykładzie na temat bezpieczeństwa i przepisów wsiedliśmy na pontony i ruszyliśmy w kierunku przygody!
Po około 5 minutach podpłynęliśmy do naszego nowego domku na kolejne pięć dni czyli yachtu Bonita.
Bonita jest to cztero-poziomowy statek z miejscem na 16 pasażerów i 10 członków załogi.
Dolny poziom to tylko 4 kabiny bez okien. Następny poziom (główny pokład) jest restauracja, bar, miejsce spotkań i kolejne dwie kabiny. Górny pokład (tam gdzie spaliśmy) to kolejne 4 kabiny, miejsce na odpoczynek na świeżym powietrzu i mostek kapitański. Najwyższy pokład (słoneczny) to leżaki do opalania i fajne miejsce na drinka wieczorem. Na szczęście wszystkie kabiny i restauracja/bar mają klimatyzacje.
Zostaliśmy przywitani przez całą załogę i pokazano nam nasze kajuty. Kajutka malutka, ale z dużym i wygodnym łóżkiem i prywatną łazienką. Potem jak płynęliśmy na otwartym oceanie to dowiedzieliśmy się po co są szerokie łózka. Trudniej z nich jest spaść.
Po rozpakowaniu zeszliśmy na dół na pierwszy posiłek i na zapoznanie się z załogą. Oczywiście podali nam Ceviche. Czyli tradycyjny posiłek z Ameryki Południowej robiony z różnych żyjątek morskich z sokiem z limonki. Ustawili załogę w szeregu i każdy z nich musiał coś o sobie opowiedzieć. Oczywiście mówili po hiszpański i nasz przewodnik nam tłumaczył.
Załoga składa się z 10 osób.
Kapitan plus dwóch pomocników, dwóch kierowców motorówek, z kucharza i jego pomocnika, przewodnika, majtka pokładowego i najważniejszej osoby czyli barmanki.
Po lunchu mieliśmy trochę czasu. Wykorzystaliśmy go na zwiedzaniu yachtu i odpoczynek z piwkiem na wielu tarasach widokowych.
Codziennie przewodnik nam organizował różnego rodzaju atrakcje. Jedna ranna i druga popołudniowa. Dzisiaj rannej nie było, ale już na tą drugą się załapaliśmy. Wsiedliśmy do dwóch motorówek i ruszyliśmy w kierunku wyspy South Plaza.
Na wyspach Galapagos wszystko jest bardzo kontrolowane przez lokalny rząd. Nie ma to nic wspólnego z rządem z kontynentalnej części Ekwadoru. Oni tutaj podejmują wszystkie decyzje związane z wyspami. UNESCO trochę w tym pomaga, ale nie w zarządzaniu tylko w wyposażaniu ich w odpowiedni sprzęt. Jak samoloty, helikoptery, specjalistyczny sprzęt do badania…
Ilość ludzi jaka może być na każdej wyspie, jaki czas tam mogę być i o której godzinie jest ściśle kontrolowana. Często wyspy otwierają tylko na parę miesięcy i potem je zamykają na resztę roku. Myśmy byli na małym statku, więc wszyscy mogliśmy wychodzić na wyspy. Większe statki nie mają tego komfortu. Tylko część może wyjść, a reszta dopiero musi czekać na swoją kolejkę na inne wyspy.
Przed każdym wyjazdem nasz przewodnik Gustawo mówił nam jak mamy się przygotować do każdej wyspy i zajęć jakie tam będziemy wykonywać. Jakie buty wziąć, czy będziemy chodzić po lawie czy po piasku, czy potrzebny strój kąpielowy…
Ważna informacja była też czy będzie dry czy wet landing (suche czy mokre lądowanie). Czasami motorówka nie może dopłynąć do brzegu i wtedy potrzebne są buty wodne żeby wyskoczyć wcześniej do wody. Nie jest może głęboko, ale boso nie można. Często na dnie są bardzo ostre wulkaniczne skały po których raczej nie można chodzić.
Po wylądowaniu na wyspie South Plaza Gustawo zaczął swoje pięcio-dniowe wprowadzanie nas w świat który do tej pory nie znaliśmy. W świat w którym niekoniecznie największy czy najmocniejszy, najpiękniejszy, najszybszy przetrwa. Największe szanse na przetrwanie ma istota która najszybciej potrafi się przestawić i przystosować do nowych warunków. Ewolucja na wyspach Galapagocach jest tak szybka, że praktycznie nigdzie na Ziemi nie występuje w takiej skali. Z tego właśnie słynie Galapagos!
Gatunek który nie potrafi się szybko przestawić po prostu ginie!
Tak jak wspominaliśmy wcześniej, 40% fauny nie występuje nigdzie indziej na Ziemi.
Zaczęliśmy od mew. Mewa miała za dużą konkurencję i praktycznie nie mogła już polować w dzień. Za dużo ptaków tutaj jest. Wymyśliła sobie noktowizory i poluje w nocy.
Głuptaki w związku z ocieplaniem się klimatu nie przetrwały by na Galapagos upałów w swoich czarnych czy szarych piórach. Zmieniły je na białe. Takich przykładów ewolucji widzi się na każdym kroku.
Dlaczego akurat na Galapagos to wszystko występuje? Przecież jest tyle tropikalnych wysp na naszej planecie. Co jest tak unikatowego tutaj?
Położenie wysp i ich ciągła zmiana. Ciągle wybuchają nowe wulkany (ostatni wybuchł miesiąc temu) i powstają nowe wyspy, albo się powiększają. Cały archipelag się zanurza pod wodę z prędkością 6-8cm na rok. Z góry fajnie widać zatopione wulkany, w których jeszcze niedawno było życie lądowe.
Galapagos leży na połączeniu dwóch prądów morskich. Jednego ciepłego z północy z Panamy, a drugiego zimnego z południa z Antarktydy. Ten z północy przynosi ciepłe wody i dużo opadów i trwa od grudnia do kwietnia. Jest to raj dla żyjątek lądowych. Woda jest ciepła i dużo paruje, więc są wielkie opady i wszystko kwitnie i się zieleni. Niestety ciepła woda nie ma pożywienia. Algi i mikroorganizmy w niej nie żyją. One są początkiem łańcuchu pokarmowego. Bez nich by nie było życia na Ziemi. Aż 70% tlenu na naszej planecie jest produkowanym w wodzie.
Z zimnym prądem z południa jest zupełnie inaczej. Jest on bogaty w życie wodne, ale niestety przynosi suszę. Zwierzęta lądowe muszą poświęcaj więcej czasu i energii na szukanie pożywienia. Ten okres trwa od maja do grudnia.
Też odizolowanie Galapagos od reszty świata i człowieka przyniosło ciekawe efekty. 97% terenów jest parkiem narodowym i nic tam człowiekowi nie wolno robić. Wprowadzili to już dosyć dawno i jest to bardzo przestrzegane.
Wiadomo, człowiek próbuje z naturą różne sztuczki. Niestety nie zawsze mu to dobrze wychodzi.
Na wyspie South Plaza kiedyś próbowano wprowadzić kozy. Fajny pomysł, nie? Będzie kozie mleko, mięso. Niestety kozy zjadły prawie wszystkie kaktusy co spowodowało utrudnienia dla ptaków.
Kozy wygonili i posadzili ponownie kaktusy. Wydawałoby się, że już po problemie. Niestety nie. Kaktusy bardzo wolno rosną, parę milimetrów na rok. Żeby zaczęły spełniać swoją rolę i funkcję trzeba około 400 lat!
Na wyspie spędziliśmy jakąś godzinę podziwiając całe zoo jakie się wokół nas znajduje. Oczywiście im większe to ciekawsze więc najwięcej oglądaliśmy foki i uchatki.
Można by tak stać godzinami i to wszystko podziwiać, ale niestety człowiek nie może tam za długo przebywać. Tamtejsze zwierzęta praktycznie nie znają człowieka i tak ma zostać. Parę małych grup dziennie i koniec. Galapagos ma zostać dzikie dla kolejnych pokoleń.
Zawsze po powrocie na yacht nasza barmanka Diana stała na głównym pokładzie z jakimiś zimnymi napojami. Różnego rodzaju soki, mrożona herbata czy coś bardziej wymyślnego przyjemnie nas ochładzało.
O 18:45 było spotkanie w świetlicy. Podsumowanie dnia plus omówienie planów na następny dzień. Potem kolacja w jadalni i czas dla nas. Jedzenie było ok. Nie było wow, ale też dało się zjeść. Jakoś takiej średniej klasy restauracji.
W związku, że jest to nasz wieczorek zapoznawszy ze wszystkimi to Diana miała pełne ręce roboty. Szybko nas poznała i już później dokładnie wiedziała co pijemy i na jaki pokój wystawiać rachunki.
Poza 10-osobową lokalną załogą na pokładzie było 14 pasażerów. Para z Kalifornii, dwóch z Kanady, trzech z Anglii, para z Niemiec, dwie koleżanki z Holandii i my.
Wiekowo od dwudziestolatków do plus siedemdziesiąt.
Ogólnie spoko ekipa. Fajnie się gadało i oglądało życie jakie się toczy poza łódką. Co chwile to jakiś wielki ptak przeleciał i zanurkował. Albo jakaś rybka postanowiła wyskoczyć z wody żeby nas tylko zdenerwować. Zanim wyciągniemy aparaty, to już wskoczy w otchłanie oceaniczne. Przynajmniej oko można było nacieszyć.
Im więcej rozmawialiśmy tym bardziej widzimy, że my za mało podróżujemy. Ludzie spędzają w podróżach znacznie więcej czasu i są bardziej kreatywni. Popracujemy nad tym.
Diana otworzyła nam po ostatnim piwku i poszła spać. Nam też się już znudziło oglądanie gwiazdozbiorów półkuli południowej i też udaliśmy się do naszych kajut. Trzeba być wyspanym i wypoczętym. Jutro śniadanie o 7 rano i potem znowu wypływamy w nieznane tereny.
Tą noc jeszcze śpimy zacumowani na kotwicy. Następne dwie będziemy płynąć w nocy. Ponoć ma być głośno i bujać. Mieszkamy w Nowym Jorku, tu całą dobę jest głośno. Z tym bujaniem może być ciekawiej. Pożyjemy, zobaczymy….