2023.05.25 Galapagos, EC (dzień 8)

Pierwsza noc na łódce za nami. To był pierwszy raz kiedy spaliśmy na statku, zarówno dla mnie jak i dla Darka. Jak się spało? Dziwnie. Mieliśmy tak średnio przespaną noc. Po pierwsze delikatnie bujało a po drugie słychać było trochę silniki. Tej nocy nie płynęliśmy ale nadal silniki pracowały bo jednak prąd jest na statku potrzebny nawet w nocy. No tak bez klimatyzacji ciężko by było wytrzymać w tej małej kajucie. Myślę jednak, że trzeba wspomnieć, że pierwsza noc w nowym miejscu nigdy nie jest fajna więc jeszcze nie mamy ochoty wysiadać.

Dzień zaczęliśmy od śniadania. 7:45 podano do stołu. Był bufet więc każdy znalazł coś dla siebie, jajka, pancakes, jakieś kiełbaski, owoce, jogurty... Proste ale dobre!

Po śniadaniu przyszła pora na pierwszą wycieczkę. Zapakowali nas na pontony zwane (panga) i wywieźli na moczary. Na porannej wycieczce nie będziemy wychodzić z pontonu. Na Galapagos często występują namorzyny (lasy mangrowe). Występują one w strefie zwrotnikowej na granicy lądu i wody. Co ciekawe drzewa te potrafią rosnąć w słonej wodzie. Pierwsza reakcja jest ale fajne drzewka ale potem jak zaczniesz słuchać przewodnika i dokształcać się to mówisz wow…ale przyroda jest sprytna.

Namorzyny potrafią rosnąć i czerpać słoną wodę. W większości gatunków korzenie są odpowiedzialne za filtrowanie słonej wody. Co ciekawe korzenie też często wystają trochę ponad wodę aby czerpać tlen. Nie mają łatwo te drzewka. Nie dość, że wodę mają słoną to jeszcze mało w niej tlenu to jeszcze temperatura powoduje, że liście szybko wysychają. Ale również z liśćmi natura sobie poradziła i zrobiła je troszkę nawoskowane aby woda nie uciekała za szybko… i co? Sprytna jest ta natura, nie?

Ok, wiemy już że lasy mangrowe mają przekichane… w takim razie czy są komuś potrzebne? O tak, są niezbędne! Mangrowce dają dużą ochronę dla zwierząt i pożywienie. Ze względu na zagęszczenie są idealnym miejscem na składanie jaj i chronią potomstwo przed dużymi falami. W ich plątaninie korzeni jest też dużo składników odżywczych, tak więc są uwielbiane przez ryby, żółwie, flamingi itp.

Zanim jednak wpłynęliśmy w zakamarki namorzyn to najpierw zobaczyliśmy głuptaki niebieskonogie. Było ich trochę, wszystkie siedziały na skałach… na obsranych skałach. Bo jak każde ptaki srają one gdzie popadnie.

Jest ich tu multum. Siedziały na skałach i obserwowały ocean. Głuptaki jak i inne ptaki często pożywiają się rybami z wody. Mają niesamowity wzrok i precyzję. My się śmiejemy, że to pociski bo jak ładują w wodę to jeden za drugim. Potem siedząc na łódce dużo ich obserwowaliśmy i byliśmy w szoku jak ładują....normalne bombardowanie.

Wpłynęliśmy głębiej w mangrowce i poczuliśmy się jak w przedszkolu. Jak pisałam wcześniej tereny te są idealne do składania jajek i pierwszych kroków potomstwa. Były tu małe rekiny i nawet widzieliśmy jednego z rodziny młotowatych (hammerhead shark). Szkoda tylko, że młotek za szybko przepłynął i aparat nie zdążył tego zarejestrować. Udało się za to zrobić sesję płaszczkom.

Nasz przewodnik bardzo dużo opowiadał nam o tym jak turystyka jest potrzebna Galapagos. Inne kraje też powinny zrozumieć, że lepiej dla świata, ludzkości i nich własnych jest zarabiać na turystyce ale takiej co nie niszczy srodowiska a turyści zabierają ze sobą tylko wspomniania, przeżycia i zdjęcia. 

Czego Gustawo (nasz przewodnik) nie pochwala (zresztą my też) to zabijanie zwierząt dla sportu albo dla delikatesów. Czasem na świecie są takie specjały za które ludzie dużo zapłacą ale nigdy nie zastanowią się jak bardzo ta potrawa negatywnie wpływa na ekosystem.

Jednym z takich specjałów kulinarnych jest zupa z płetwy rekina. Aby ją ugotować potrzebna jest oczywiście płetwa rekina. Zupa ta jest bardzo droga i zamawianie jej albo serwowanie na uroczystościach jak wesela jest oznaką statusu. Jest ona bardzo popularna w Chinach i Tajwanie. Niestety nie wiele ludzi wie, że do jej przyrządzenia odcina się płetwę rekina a potem tak rannego rekina wrzuca się do oceanu, żeby zginął. Mass media twierdzą, że płetwy odrastają i nie ma w tym nic złego. Jakby to było takie proste to na pewno zupa była by o wiele tańsza i legalna we wszystkich krajach. W dużej ilości krajów zupa ta jest zabroniona a jej przyrządzanie czy nawet posiadanie płetw rekina jest karalne więzieniem. Niestety Chińczycy nadal robią duże połowy rekinów, ucinają tylko potrzebną część i wyrzucają rannego rekina z powrotem do wody. Taki rekin nie ma szans przeżyć i umiera w męczarniach. Tylko po to żeby ktoś mógł zjeść zupę która smakuje jak rosół.

Na szczęście Galapagos ma prawo wprowadzać ograniczenia wg. własnego uznania. Niestety władza Galapagos sięga tylko 200 mil morskich. Reszta to wody międzynarodowe na których ich jurysdykcja się kończy. Jedyne co mogą zrobić to zabronić Chińczykom odwiedzać Galapagos. Połowy ryb są ok jeśli są kontrolowane. Masowe zabijanie rekinów w brutalny sposób wpływa negatywnie na łańcuch pokarmowy. Natura jest stworzona jak idealny mechanizm i każde zachwianie ma drastyczne rezultaty dla ludzi i wszystkiego co nas otacza. Wiadomo, rządy są skorumpowane i czasem nie pomagają tak jak powinni. Dlatego ochrona Galapagos jest w rękach ludzi którzy się tu urodzili i mogą oni ukarać narody, które za bardzo niszczą naszą przyrodę.

Oceany są ważne a tak bardzo nie doceniane. Podobno oceny dostarczają nam więcej tlenu niż Amazonia czy Syberia (płuca świata). Powiecie… ale przecież przed chwilą pisałaś, że namorzyny mają problem z tlenem w wodzie. Zgadza się… stężenie tlenu w wodzie jest bardzo niskie, myślę, że koło 1%. Natomiast są tam algi. Potrafią one jak i rośliny naziemne po przez fotosyntezę wyprodukować tlen. I podobno to jest największe źródło tlenu. Dlatego dbajmy o oceany… nie tylko ze względu na żółwie ale też ze względu na nas samych. Niestety człowiek robi dobrą robotę zanieczyszczając oceany albo łowiąc za dużo ryb tego samego gatunku. Na wszystko jest czas i miejsce i każdy organizm ma swoje miejsce na ziemi i swoje zadanie do wykonania. Ale wszystko powinno być monitorowane. Nielegalne rybołówstwo jest jednym z zagrożeń Galapagos. Bo wytępienie jednego gatunku sprawia, że cały łańcuch pokarmowy jest zachwiany i ta idealna maszyna jaką jest życie na ziemi zaczyna szwankować. Oczywiście o śmieciach i plastiku chyba nikomu nie trzeba mówić.

Muszę przyznać, że pocieszałam się jak przewodnik dziękował nam że podróżujemy i że tam przyjechaliśmy. Turystyka w dzisiejszych czasach może być różnie odbierana. Mówi się o tym jak częste latanie niszczy klimat, jak wprowadzenie człowieka do dziewiczych terenów niszczy przyrodę itp. Prawda jest taka, że wszystko można robić ale z głową i pod swego rodzaju nadzorem. Dlatego kraje powinny zachęcać do turystyki, oglądanie zwierząt z przewodnikami w ich naturalnym otoczeniu czy kontrolowanie ile ludzi może wjechać danego dnia w dane miejsce to tylko małe kroki do tego aby kraje miały dochód bez wydobywania nadmiernie surowców czy niszczenia ekosystemu w inny sposób.

Na Galapagos wstęp kosztuje $100. Ktoś powie, trochę dużo. Ale z drugiej strony do Disney Land bilet kosztuje $180 na dzień. A na Galapagos jednak jest więcej atrakcji. Tutaj jest najlepsze zoo jakie możesz sobie wyobrazić. A jak w swoim planie uwzględnisz szybką łódkę (speed boat) między wyspami to roller-coaster jak nic gwarantowany. Ale tak serio… czy $100 to dużo wiedząc, że pieniądze te są wydane w dobrym celu a nie na wybudowanie kolejnego biurowca z marmuru? Jak dla mnie warto…

Po około godzinie wróciliśmy na łódkę. Nasze dni maja podobny rozkład dnia. Około 7 rano śniadanie, potem jakaś wycieczka, lunch, znów wycieczka i kolacja. W międzyczasie mamy trochę czasu dla siebie i możemy sobie posiedzieć na tarasie albo ochłodzić się w jadalni.

Popołudniowa wycieczka była dla mnie najfajniejsza i najbardziej wyczekiwana. Pojechaliśmy zobaczyć duże żółwie.

Galapagos bez żółwi to jak Afryka bez lwa. Podobno na Galapagos jest co najmniej 12 gatunków żółwi lądowych. Najwięcej rodzajów jest na wyspie Isabela gdzie żyją one w części mało dostępnej, części górzystej (wulkanicznej). Jak robiliśmy wycieczkę na wulkan Sierra Negra to czytałam na All Trails o tym szlaku to ktoś dał komentarz, że udało im się na trasie spotkać żółwia. My niestety takiego szczęścia nie mieliśmy.

Ze zwierzętami różnie bywa ale jak się jest dobrym przewodnikiem to zna się ich preferencje, zachowanie i wie się gdzie ich najwięcej występuje albo jak można je spotkać. Z żółwiami nie było problemu bo widać, że mają one swoje ulubione rejony na wyspie Santa Cruz. Tak więc znów pontonem podjechaliśmy na nasz “ulubiony” terminal promu (ten sam co na lotnisko się jedzie), tak samo wzięliśmy autobus i tak samo nie miał klimatyzacji. Jedyna różnica to że nie pojechaliśmy w kierunku lotniska tylko w kierunku Puerto Ayora. Do miasteczka nie dojechaliśmy bo po drodze skręciliśmy w tak zwane Highlands (wyżyny) i poszliśmy szukać żółwi.

Nie wiem ile kosztuje wstęp na ta farmę ale zdecydowanie ktoś robi na tym niezły biznes. Ma kawałek ziemi który akurat polubiły żółwie i tak sobie one chodzą a on zbiera kasę. Żółwie są na wolności i nie widać żadnego ogrodzenia więc nawet przy drodze widzieliśmy jednego.

Na farmie dano nam gumiaki i puszczono na łąkę. Z początku marudziliśmy ale potem chodząc po błocie i gównach żółwi stwierdziliśmy, że to nie głupi pomysł.

Oczywiście pierwszy żółw został najbardziej obfotografowany ale to też głównie przez Gustawo bo jak tylko stanęliśmy to zaczął nam opowiadać o żółwiach. Gostek ma niesamowitą wiedzę i widać, że Galapagos i wszystkie żyjątka to jego pasja. Dlatego on opowiadał przez jakieś 15 minut a ja zamiast robić notatki do bloga latałam z aparatem a Darek filmował.

Można powiedzieć, że żółwie stworzyły wyspy Galapagos. To dzięki nim i przerobie trawy gleba jest użyźniona. Żółwie jedzą około 80 funtów (36 kg) trawy dziennie. Weźcie pod uwagę, że trawa jest lekka. Czyli on tak naprawdę nic nie robi cały dzień tylko je.

Czasem wejdzie do wody się ochłodzić ale głównie spędza życie na jedzeniu trawy. No a żyją tak po setki lat… trochę nudne to życie.

Nasunęło się pytanie. To co było pierwsze. Trawa czy żółw? Żółwie przybyły na Galapagos a właściwie to przydryfowały około 2 mln lat temu z kontynentu Ameryki Południowej. Oczywiście jak wszystko na Galapagos przeszły swoją metamorfozę i zaadaptowały się do nowego środowiska. Ziema Galapagos był pokryta głównie lawą ale żółwie znajdowały trawę i inne rośliny w wodzie po czym przez jedzenie i trawienie użyźniały ziemię. Prawie jak krowy tylko mleka nie dają. Tak więc gdyby nie żółwie nie byłoby tak zielonych wysp i pewnie wiele zwierząt nie mogłoby się tu zaadaptować. Na pewno Galapagos nie byłoby tak kolorowe jak jest teraz.

Ja ogólnie do żółwi mam jakiś sentyment. Uspokajają mnie a w tej swojej brzydocie są kochane. Takie nie wymiarowe poczwarki z małymi główkami ale wyglądające, że cały czas myślą. A może one przez te setki lat po prostu doszły do perfekcji w olewaniu wszystkiego i robią tylko swoją pracę? No tak mając tak spokojne życie jak one można przeżyć 100 a nawet 200 lat.

Gustawo dał nam czas i mogliśmy sobie sami pochodzić wśród żółwi. Oczywiście zdjęć było co nie miara. Obiekt nie uciekał sprzed obiektywu jak w przypadku ptaków, tele obiektyw w sumie był nie potrzebny bo były one na wyciągnięcie ręki a i też za wolne albo za leniwe żeby nas pogonić czy ugryź. Tak więc bezpiecznie się plątaliśmy wśród nich i podziwialiśmy jak ciągle jadły tą trawę.

Na koniec wycieczki poszliśmy do tunelu zrobionego z lawy. W sumie to nic ciekawego. Znaczy się sama idea, że płynęła tędy lawa i góra zastygła tworząc jaskinię a rzeka z lawą przebiła się na zewnątrz jest ciekawe. Na nas jednak nie zrobiło to wrażenia bo na wulkanie Sierra Negra widzieliśmy tyle lawy, wysłuchaliśmy tyle ciekawych historii, że to było dla nas jakieś takie małe. Może jakbyśmy poszli dalej a nie tylko weszli i wyszli to by zrobiło to na nas większe wrażenie. Ja tam jednak cieszyłam się, że mogłam spędzić więcej czasu z żółwiami niż w tej jaskini.

Dziś “zaparkowaliśmy” troszkę dalej. Ocean bliżej wyspy Santa Cruz jest dość płytki i dlatego musieliśmy naszym pontonem podpłynąć jakieś 20 minut. Nie było najgorzej bo płynęliśmy akurat jak zachodziło słońce więc mieliśmy piękne widoki na horyzont.

Nigdy się nad tym nie zastanawialiśmy ale ma to sens. Ponieważ Galapagos leży na równiku to dzień zawsze trwa tu 12h a słońce zawsze wstaje o 6 rano i zachodzi o 6 wieczór. Sam proces zachodu słońca jest dość szybki. Dlatego często wracając z wycieczek nawet się nie oglądnęliśmy a już było ciemno.

A na łódce standardowo. Przywitanie przez Dianę (barmankę) gorącą czekoladą, szybki prysznic i obiadek. Na obiad staraliśmy się wybierać kurczaki czy mięso bo ryb zaczynaliśmy pomału mieć dość. Na lądzie zawsze braliśmy rybę bo przecież z tego tu słyną. Na lunch dziś ryba… tak więc jak tylko pojawił się wybór to zgodnie wybraliśmy kurczaka. Krewetki, tuńczyk musza chwilę poczekać. Natomiast deser nas rozśmieszył…

Teoretycznie zwykłe lody czekoladowe z wiśniami… ale po wizycie w żółwiolandii mieliśmy tylko jedno skojarzenie. Ale trafili… ciekawe czy specjalnie.

Dziś po kolacji zaczęliśmy płynąć. Mamy do pokonania dość duży odcinek bo płyniemy z wybrzeży wyspy Santa Cruz na wyspę Genovesa (czerwona linia).

Niebieskim zaznaczyłam to co pokonaliśmy na własną rękę. Czyli lotnisko - Puerto Ayora - speed boat do Puerto Villamil - samolot z powrotem do Puerto Ayora. Zielonym (tam i z powrotem) zaznaczyłam co do tej pory zrobiliśmy statkiem. A teraz zacznie się prawdziwe pływanie. Dobrze, że jutro nie musimy wcześnie wstawać bo o 6 rano większość załogi idzie na snorkeling. My nie pływamy więc możemy się wyspać… tylko czy się wyśpimy. Przewidują, że będziemy płynąć około 6h a zaczęliśmy po kolacji więc pewnie do 2 rano nam zejdzie.

My zamiast iść do kajuty i próbować zasnąć na bujającym się statku stwierdziliśmy, że pójdziemy oglądać gwiazdy. I to była najlepsza decyzja. Dziś w nocy (koło północy) przekraczamy równik. Ale tak naprawdę już teraz jesteśmy bardzo blisko niego. Nasza szerokość to może -0.4. Tak bliska odległość do równika pozwoliła nam za jednym razem widzieć zarówno krzyż południa jak i wielki wóz. Niesamowite przeżycie popatrzeć w prawo i widzieć gwiazdozbiory południa, popatrzeć w lewo i widzieć północne. Nie potwierdziliśmy tylko jednego… w którą stronę woda w muszli się kręci na równiku…

Previous
Previous

2023.05.26 Galapagos, EC (dzień 9)

Next
Next

2023.05.24 Galapagos, EC (dzień 7)