2023.05.21 Puerto Villamil, Galapagos, EC (dzień 4)
No dobra…. gadają o tym Galapagos a jeszcze żadnej uchatki ani żółwia nie było na blogu. Też tak uważam. Bez uchatek, żłówia i głuptaka niebieskonogiego (blue footed bobby) to jakbyśmy w ogóle nie byli na Galapagos.
Galapagos było odkryte podobno w roku 1535 roku. Początkowo wyspy te dostały nazwę “przeklęte wyspy”. Niedobrą sławę dostały przez trudności nawigacyjne. Duża ilość wysp, częste płycizny, wzburzony ocean i mgła nie zachęcały żeglarzy aby się tu zapuszczać. W 1570 roku wyspy zostały oficjalnie wpisane do światowego atlasu i nazwane zostały Galapagos. W internecie można znaleźć dwa wyjaśnia słowa Galapagos. Jedno mówi, że oznacza to siodło, które przypomina skorupa żłówia. Nie ważne co oznacza ważne, że wszystko sprowadza się do żłówi. Lokalni dodatkowo śmieją się, że wyspy mają kształt żłówia. Duża ilość wulkanów sprawia, że każda wyspa jest kopułą która przypomina żłówia.
Galapagos jest ewenementem ponieważ aż 40% roślin i zwierząt które tu występują nie występuje nigdzie indziej na ziemi. Jest też idealnym przykładem ewolucji gdzie przetrwają nie najsilniejsze gatunki ale te które najlepiej się adaptują.
Unikatowość gatunków jest właśnie przez tą ewolucję. Na przykład przodkiem pingwina z Galapagos jest pingwin Emperor. Pingwin Emperor jest największym pingwinem, natomiast te na Galapagos są najmniejszymi pingwinami. Jak to możliwe, właśnie przez ewolucję. Podobnym przykładem jest sowa ktora tutaj poluje w dzień jest to jedyny taki gatunek sowy. Więcej o tych zwierzątkach planujemy się nauczyć przez następne dni.
Na rejonach wysp zamieszkałych przez ludzi nie widuje się dużo zwierząt. Głównie uszatki (fokowate), jaszczurki i kraby.... krabów to tu jest dużo. Chodząc po plaży weszliśmy na deptak który prowadził na skalistą część wybrzeża. Zobaczyliśmy tam małe safari. Mały rekinek albo inna ryba, zaplątała się w krzakach i krab ją podjadał. Ciekawe…z początku myślałam, że ta ryba to jakaś zabawka, ale nie, ona była prawdziwa.
Potem przyszedł czas na uchatki. Chodziło tego trochę po plaży ale jednak większość wylegiwała się w cieniu. Jedna nawet spała na stole w barze, chyba miała ciężką noc.
Pochodziliśmy po okolicy ale nie mieliśmy za dużo czasu bo o 11 mieliśmy pierwszą wycieczkę aby poznawać te piękne wyspy.
Na dziś zaplanowaliśmy Los Tuneles. Jest to rejon gdzie powstały podwodne tunele z lawy. Można chodzić po tych mostkach/tunelach i w oczkach wody szukać zwierzyny. Jest to też idealne miejsce do robienia snorkeling.
Na spacerze nie spotkaliśmy dużo zwierząt. Tylko jedngo małego rekina. Płynął sobie spokojnie między tunelami a my go zauważyliśmy właśnie w jednym z oczek wodnych.
Ponieważ Galapagos jest parkiem narodowym, bardzo dobrze chronionym to nie można chodzić bez przewodnika. Tylko 3% ziemi jest dostępne dla ludzi bez przewodnika. Te 3% to właśnie miasta jak Puerto Ayora, Puerto Villamil czy Santa Maria.
Uważam, że przewodnik jest tu konieczny. Wiadomo jednym z jego zadań jest pilnowanie ludzi, żeby nie dotykali zwierząt czy nie poszli tam gdzie nie powinni ale z drugiej (wazniejszej) jest wyedukowanie nas.
Na tej wycieczce dostaliśmy wprowadzenie do Galapagos. Ponieważ jednak większość zwierząt żyje w świecie wodnym to nurkowanie jest tu codziennością.
My nie nurkujemy ale mieliśmy przedstawiciela w grupie i udało nam się uchwycić wrazenia Doroty.
Wrazenie było niesamowite, było bardzo kolorowo. Pomimo, że otoczony jest człowiek skałami wulkanicznymi to rosliny które tam rosną i rybki sprawiają, że świat podwodny jest bardzo kolorowy. Kolejna obserwacja to jak tyle gatunków może razem egzystować. Nawet rekiny mogą pływać z ludźmi. Pierwszy odruch po zobaczeniu rekina to jest uciekać a tu rekin pływa obok ciebie. I to nie były małe rekiny, miały ok 1.5m długości. Rekiny mogą pływać z ludźmi dlatego, że mają tyle ryb, że nie szukają pożywienia w postaci ludzi.
Złówie też były bardzo ciekawe. A właściwie to były ciekawskie podpływały, chciały się bawić.
Złówiki też nas zaskoczyły. W czasie kiedy większość grupy nurkowała my z Darkiem popłynęliśmy łódką na wycieczkę krajoznawczą i co minutę krzyczeliśmy do siebie "patrz złówik".
Złówi rzeczywiście było bardzo dużo w wodzie. Co jakiś czas wystawiały główkę. Żłów może być pod wodą nawet 3 godziny. Więc mieliśmy szczęście, że tak często je widzieliśmy.
Poza żółwiami widzieliśmy też małe rekiny, pingwina i guptaki niebieskonogie. Przy guptakach spędziliśmy większość czasu. Spokojnie dryftowaliśmy na łódce i podziwialiśmy ptaki siedzące na skałach.
Guptoki siedziały na skałach więc nie wykonywały swojego sławetnego tańca godowego. Ale i tak były smieszne i patrząc na ich twarz można zrozumieć dlaczego zostały nazwane guptakami.
Po około 2h wróciliśmy po resztę ekipy i ruszyliśmy w drogę powrotną do miasteczka. Każdy opowiadał swoje wrażenia. My też z Darkiem byliśmy super szczęśliwi, że dostaliśmy prywatną wycieczkę po okolicy i mogliśmy się wylegiwać na dziubie łódki z nogami zanurzonymi w oceanie.
Ale dobrze, że zdecydowaliśmy się na tą wycieczkę. Po wczorajszej łódce nie mieliśmy ochoty wsiadać na kolejną ale okazało się, że nic nam się nie dzieje. Nikomu nic nie było pomimo, że każdy z dzisiejszej wycieczki narzekał na speedboat. Jednego chłopaczka chyba nawet przekonaliśmy do kupienia biletu na Emetebe. Bo my już kupiliśmy przy śniadaniu. Wolimy niewiadome, od piekła które przeżyliśmy wczoraj.
Po powrocie z łódki Darek oczywiście zagadał do no przewodnika i zadał najważniejsze pytanie...gdzie tu jest dobry bar. Przewodnik powiedział w lewo, przed tym białym budynkiem...tak też zrobiliśmy i...niespodzianka! Sunset bar jest idealnie położony, na samej plaży z pieknym widokiem i totalnie backpakerowym stylu.
Tu ktos czytał książkę, tam rozmawiał przez telefon ale ogólnie każdy delektował się swoim drinkiem i podziwiał widoki. I mogę się założyć, że w głowie kłębiły się wrażenia przeżytego dnia.
Dzień zakończyliśmy w hotelu. Mając hotel na samej plaży i balkon z hamakiem, aż grzechem byłoby nie spędzić tu trochę czasu.