2015.09.19 El Jadida, Maroko (dzień 1)

Maroko od dawna było na naszej liście. Kraj ten kusił mnie zawsze swoją arabską architekturą. Pierwszy raz urzekła mnie ona w Hiszpanii na zamku Alhambra w Granada, parę lat temu. Wiedziałam, że to tylko marne wpływy kultury arabskiej więc chciałam zobaczyć kraj w który jest tego kolebką. No i oczywiście kolory...tu wszystko jest take kolorowe. A Darka najbardziej ciekawią ludzie, jedzenie i góry. ​

Tak więc jak dostałam ofertę polecieć za prawie darmo (plusy pracy w biznesie turystycznym) to nie wahałam się ani sekundy i postanowiłam urodziny spędzić na innym kontynencie. Pomimo, że bilet ten był dla mnie nagrodą z firmy nadal linie lotnicze myślały, ze jestem ich pracownikiem.....pomyślicie, że jak pracownik to pewnie go od razu do business klasy dadzą.....niestety nie. Pracownicy mają bardzo duże zniżki ale do ostatniej chwili nie wiedza czy polecą....oczywiście wszystko dobrze się skończyło i już siedzimy w samolocie czekając na odlot i słuchając lokalnej arabskiej muzyki....zapowiadają się kolejne wyjątkowe wakacje..... ​

Tak wiec po 6,5 godzinach lotu wylądowaliśmy w Casablance gotowi na naszą przygodę. Wszyscy z was na pewno kojarzą film Casablanca (nakręcony w 100% w Hollywood) ale czy wiecie, ze Maroko ma dużo więcej wspólnego z filmami? Od ponad 118 lat (pierwszy film został nakręcony w 1897 roku) Maroko przyciąga reżyserów i producentów filmowych z całego świata. Podobno Maroko jest w pierwszej piątce krajów gdzie kręcone są filmy. Przez ostatnie 5 lat, ponad 140 zostało tu nakręconych. Niektóre tytuły były dla nas totalnym zaskoczeniem, jak na przykład: Liga niezwykłych dżentelmenów, Zawód: Szpieg, Troy, Babel, Gladiator, Asterix i Obelix misja Cleopatra, Snajper no i oczywiście nie można zapomnieć o Grze o Tron. W tym roku to kin wejdą kolejne filmy z fragmentami kręconymi w Maroku: Mission Impossible V i najnowszy James Bond, Spectre. Niesamowita sceneria, egzotyka a także studia filmowe przyciągają coraz więcej producentów do tego niezwykłego kraju. Spowodowało to rozwój nie tylko biznesu filmowego ale również edukacji. Ludzie z całego świata przyjeżdżają do Maroka studiować produkcje filmowe.

Tak więc czas zabawić się w kamerzystę i stworzyć kolejny film. Tym razem o przygodach dwójki troszkę zwariowanych ludzi...Tak wiec czas w drogę...

Maroko postanowiliśmy zwiedzać samochodem. Daje nam to swobodę jak i możliwość dojechania w miarę szybko z miasta do miasta. Wiele ludzi nas uprzedzało ze po Maroku się jeździ źle a ludzie to wariaty....no chyba nie może być trudniej niż na Manhattanie. Okazało się jednak ze może. Tutaj specjalne podziękowania dla kierowcy, który dzielnie i cierpliwie walczył z samowolka jaka panuje tu na ulicach (zwłaszcza w miastach) a do tego miał biegówkę. Już odbierając samochód z wypożyczalni Pan powiedział ze to normalne w Maroku, że samochód ma tak dużo otarć. Darek w całej historii wypożyczeń samochodów (a ma ich trochę na swojej liście) jeszcze nie widział tak wypunktowanej deklaracji odbioru samochodu. Po prostu samochód ma otarcia wszędzie.

Nasz pierwszy przystanek to miasteczko El Jadida. Niewielkie portowe miasteczko założone przez Portugalczyków, była to też ich ostatnia osada w Afryce (aż do roku 1769). W 2004 roku miasto to zostało wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Nie mieliśmy wiele planów do zwiedzania.....ogólnie chcieliśmy zobaczyć miasteczko portowe i jak żyją ludzie poza dużymi miastami. Zdecydowanie widać tam większą biedę, zaskoczyła nas też negatywnie ilość śmieci na ulicy, ogólnie ludzie mało używają koszy na śmieci (przykre). Ponieważ było to nasze pierwsze miasto jakie odwiedziliśmy a nasz samochód stał zaparkowany na ulicy ze wszystkimi naszymi bagażami postanowiliśmy podejść tylko nad wybrzeże i zobaczyć panoramę miasta z murów obronnych.

Oczywiście nie udało nam się przejść ulicami bez bycia zaczepianym przez lokalnych sprzedawców pamiątek. To nie było dla nas zaskoczeniem i twardo udawaliśmy że jesteśmy z wycieczka i mamy mało czasu. Ale zaskoczyło nas jak oni dobrze mówią po polsku. Poza oczywistym dzień dobry potrafili powiedzieć zapraszam do mojego sklepu, jak się masz, dziękuje itp. Do tego mieli bardzo ładny akcent.....miło...widać że dużo Polaków tu przyjeżdża i dobrze...świat jest aby go zwiedzać.

Z nad wybrzeża do Marrakeszu było ok 200 km więc czekało nas parę godzin jazdy. Dlatego nie tracąc czasu ruszyliśmy w drogę do naszego hoteliku (riad), który znajduje się na obrzeżach miasta. Tu już nie jechaliśmy autostradą tylko lokalną drogą gdzie użytkownikami nie koniecznie były samochody. Na drodze było dużo pieszych, rowerzystów a także niezliczona ilość osiołków, które ciągły wozy pełne ludzi, owoców, warzyw i innych produktów...nie można też zapomnieć o baranach, które przewijały się od czasu do czasu.

Musimy przyznać że ostatni odcinek drogi do hotelu dał nam do myślenia czy my aby na pewno mamy tu hotel ale jak dotarliśmy to przywitały nas 4 osoby i sprawiły, że poczuliśmy się jak w domu. Piękny hotel/riad (Palais Riad Bérbère), ogrodzony bramą (przynajmniej nie będziemy się bali zostawić tu auto jak pojedziemy w góry). Riady charakteryzują się dużą gościnnością i domowym przyjęciem. Poczuliśmy to od pierwszych chwil. Oczywiście przywitano nas herbatką z mięty, właściciel oprowadził nas po posesji, porozmawiał z nami, poopowiadał co zobaczyć, co robić a najbardziej nam się spodobało, że powiedział że śniadanie będzie o której chcemy. Jak wstaniemy to nam zrobią....super. Zamówiliśmy kolacje (też przyrządzaną specjalnie dla nas) a do kolacji wzięliśmy wino, które musimy Panu odkupić....bo oficjalnie nie może nam sprzedać. Jak się okazało Maroko ma własne wina...całkiem nie głupie.

Jutro dzień pełen wrażeń, czeka na nas Marrakesz....tak wiec dobranoc.

PS. Muszę wspomnieć, że Darek jest chyba aktualnie najbardziej podejrzanym gościem Maroka. Najpierw na lotnisku nie chcieli nas wpuścić bo mieliśmy w walizce nóż i musieli sprawdzić czy aby na pewno Darek nie jest notowany....na szczęście nie jest i nóż nam oddali. Potem zatrzymała nas policja za przekroczenie prędkości ale jak powiedzieliśmy Hello zamiast Bonjour czy Assalaamu'Alaikum (witam po arabsku) to nas puścili.....pewnie stwierdzili że się z nami nie dogadają. No a na zakończenie dnia w hotelu daliśmy Panu polski paszport w którym Darek nie ma ani jednej pieczątki więc teoretycznie jest nie legalnie (nie legalnie jako polak)....ehhh...przygoda, przygoda....

Previous
Previous

2015.09.20 Marakesh, Maroko (dzień 2)

Next
Next

2015.09.06-07 Acadia Park Narodowy, Maine (dzień 2 i 3)