2016.05.22 San Francisco, CA (dzień 2)

Na dzisiejszy dzień mieliśmy zaplanowaną największą atrakcję w San Francisco czyli wyspę Alcatraz. Alcatraz znane jest jako najbardziej surowe więzieine w Stanach. Istnieje nawet powiedzenie: „If you break rules you go to prison, if you break prison rules you go to Alcatraz.” (Jeśli złamiesz prawo idziesz do więzienia, jeśli złamiesz prawo więzienia – idziesz do Alcatraz).

Na wyspę Alcatraz można tylko dopłynąć statkiem. Jest tylko jeden statek któy daje Ci możliwość wejśca na ląd. Inne wycieczki tylko opływają wyspę. Tak więc upewnij się, że zarezerwowałeś swoją wycieczkę przez http://www.alcatrazcruises.com/

Nasz rejs odpływał o 10:30 rano tak, że mieliśmy czas na zwiedzenie pier 39 i zjedzenie tam śniadania. Pier 39 słynie głównie z fok, które się tam wylegują. Foki tak sobie upodobały to miejsce, że ludzie zrobili im drewniane pływające platformy. Na szczęście byliśmy tam wcześnie rano i jeszcze nie było dużo ludzi więc spokojnie mogliśmy sobie porobić zdjęcia. Popołudniu musi tam być masakra.

Na śniadanie wybraliśmy Eagle Cafe. Na jakimś blogu wyczytałam, że wśród tych wszystkich turystycznych restauracji jak Hard Rock Cafe przy Pier 39, Eagle Cafe jest najbardziej lokalna. Rzeczywiście, nie żałujemy wyboru. Jedzenie było pyszne a obsługa bardzo miła. Mieli nawet pozycję Polish Sausages (polska kiełbasa) ale niestety nie przypominała, prawdziwej polskiej kiełbasy. Za to Eggs Benedicts z Crab Cake były bardzo dobrym wyborem.

W końcu przyszedł czas na rejs. Nasz statek wypływał z pier 33 więc po krótkim spacerku ustawiliśmy się w kolejce. Wyspa Alcatraz nie zawsze była więzieniem. Na początku mało atrakcyjna i omijana przez większość, w czasach gorączki złota została przerobiona na fort. Dopiero w latach późniejszych wyspa została przerobiona na najbardziej strzeżone więzienie. Alcatraz było więzieniem już od 1859 roku z różnymi przerwami. Jednak od 1934 roku więzienie to stało się najbardziej strzeżonym więzieniem o największym rygorze. Dla bezpieczeństwa wizyty w więzieniu były bardzo limitowane i to pewnie sprawiło, że powstawały plotki o okropnych warunkach życia. Pomimo, że Alcatraz było najbardziej strzeżoną budowlą w Stanach jak i nie na świecie to warunki życia nie były najgorsze. Jedzenie było dobre a sam budynek dość czysty. Więzienie zostało zamknięte w 1963 roku ze względu na duże koszty utrzymania. Po tym okresie było wiele pomysłów jak wykorzystać wyspę. Jedni chcieli otworzyć tam molo handlowe, Indianie chcieli aby ta ziemia została im zwrócona. Na szczęście ostatecznie ziemia została w rękach rządu amerykańskiego i cały obszar został przekształcony na muzeum.

Na wyspie można spędzić tyle czasu ile się chce. Znajduje się tam nie tylko główne więzienie ale też budynek starego fortu i ruiny domów. Część pracowników więzienia wraz z rodzinami mieszkali na wyspie i prowadzili tam normalne życie. Tak więc zachęcam pochodzić i spędzić tam troszkę czasu.
Najważniejszy i najlepszy budynek to jest jednak Cell House (główny budynek więzienia). W ramach biletu zapewnione jest audio tour w paru językach. Normalnie nie jestem zwolenniczką słuchania nagrania jak oglądam jakieś muzeum. To nagranie jest jednak bardzo dobrze zrobione, opowiada o życiu w więzieniu jak i o próbach ucieczki i powstaniu więźniów. Bez tego chodzenie po muzeum jest możliwe ale nie aż tak ciekawe. Tak więc zdecydowanie polecamy wziąć audio tour na którym można również usłyszeć prawdziwe zeznania więźniów jak i odtworzone odgłosy dnia codziennego.

Chodząc po więzieniu dowiedzieliśmy się o znanych więźniach którymi byli Al "Scarface" Capone, "Doc" Barker, Alvin "Creepy" Karpis, George "Machine Gun" Kelly, Floyd Hamilton i Robert Stroud "Birdman of Alcatraz". Widzieliśmy cele więźniów, te lepsze gdzie docierało światło i można było przez okna oglądać świat zewnętrzny i te gorsze z podwójnymi drzwiami gdzie tylko mały promyk światła wpływał. Do niektórych mogliśmy wejść i choć przez sekundę poczuć to co więźniowie....choć to nigdy nie jest miłe doświadczenie.

W Alcatraz oczywiście było dużo ludzi ale każdy chodził sobie we własnym tempie i nawet tak bardzo nam to nie przeszkadzało.

Do dziś nie wiadomo czy ktokolwiek, kiedykolwiek uciekł z więzienia. Była jedna próba i trzech więźniów dotarło na dach budynku i wskoczyło do wody. Natomiast nigdy nie potwierdzono czy zginęli w lodowatej wodzie czy jednak udało im się dostać do Ameryki Południowej czy Meksyku. Podobno w więzieniu dość intensywnie uczyli się języka hiszpańskiego. Opowiadanie w głośnikach prowadzi nas do odpowiednich cel i możemy zobaczyć dokładnie przez którą dziurę uciekli i którymi rurami wdrapali się na dach budynku.

W więzieniu było też powstanie. No bo co Ci ludzie mieli do stracenia. Oni tak czy siak mieli umrzeć czy to w więzieniu czy w czasie ucieczki. Tak, że próbowali non-stop. Chodząc po budynku, słuchając nagrania i widząc te małe detale na które głos w słuchawkach każe nam zwrócić uwagę, można naprawdę wyobrazić sobie przebieg wydarzeń.

Więzienie to nie tylko więźniowie. To też strażnicy, którzy mieli rodziny i prawdziwe życie. Część z nich mieszkała na wyspie, część dopływała codziennie łódką. Na nagraniu jest głos dziewczynki, której tata był dyrektorem więzienia Która opowiadała o swoim domu. O tym jak się bawiła tuż przed budynkiem więzienia i tylko czasem słyszała głosy więźniów, którzy się buntowali od czasu do czasu.

Spędziliśmy na wyspie ponad 2h. Zdecydowanie polecamy to miejsce każdemu bo nie da się tego opisać nie będąc tam.

Pomimo, że dziś wieczorem planowaliśmy jechać do Paso Robles to nadal chcieliśmy zobaczyć trochę miasta. Tak więc będąc już na wybrzeżu podeszliśmy do Fisherman's Wharf. Jest to chyba najbardziej turystyczne miejsce z dużą ilością restauracji i sklepów z pamiątkami. Wśród tych wszystkich sieciowych restauracji jak Applebees, In-n-Out, McDonald etc. udało nam się znaleźć knajpkę Chowder Hut. Każde miasto ma swoje unikatowe jedzenie. Zazwyczaj nie jest to najlepsze jedzenie ale potrawa za którą tęsknisz jak tylko opuścisz miasto. Dla San Francisco taką potrawą jest zupa Clam Chowder serwowaną oczywiście w bułce. Miejsce, które znaleźliśmy serwuje zupę jak i inne owoce morza i pomimo, że jest bardziej restauracją typu fast-food to zupa była bardzo dobra.

Na Fisherman's Wharf jest dość ciekawe muzeum, Musee Mecanique. Jest to muzeum zabawek na monety. Najstarszy obiekt jest z roku 1889 i po wrzuceniu monety pokazuje obrazki jakby się ruszały. Zabawka ta pokazywała dziewczynkę skakającą na skakance. Proste i teraz wydaje nam się banalne ale prawie 130 lat temu to była wielka technologia.

Samo muzeum jest za darmo ale ponieważ wszystkie zabawki są na monety to ludzie wymieniają dolary na 25 centów i grają. Fajna zabawa dla wszystkich a jednocześnie edukacja czym zachwycali i bawili się nasi przodkowie.

Jest tam dużo maszyn przepowiadających przyszłość....mi wyszło, że będę popychadłem... LOL....można też iść na maszynę która powie ci jak dobra jesteś w łóżku albo zacznie się po prostu z ciebie śmiać. Nas bardziej interesowały flipery i stare poczciwe Atari.

Niby nie pozorne muzeum a jednak tyle frajdy. Cieszymy się, że weszliśmy do tego nie pozornego hangaru. W końcu przyszedł czas powrotu. Zaczęliśmy się kierować w kierunku hotelu spacerkiem. Ponieważ jednak byliśmy na wybrzeżu tak, że nasz spacer przemienił się w hike. Chyba każdy kojarzy strome ulice San Francisco. Zdecydowanie niezły trening przed hikiem. Tylko pomyśl, że mieszkasz w tym mieście i prawie w ogóle nie ma metra czyli częściej idziesz na nogach. Chyba każdy jest tu nieźle wysportowany.

Po drodze minęliśmy słynną, zakręconą Lombard street. Masakra....było tam tyle ludzi którzy robili sobie selfie, że szybko stamtąd uciekliśmy na Macondary Lane. Zdecydowanie przyjemniejsza uliczka, żeby się przejść. Ulica ta jest zamknięta dla ruchu samochodowego i jest mieszkalną uliczką, pełną drzew i ładnych widoków na zatokę.

Tak zakończyliśmy zwiedzanie San Francisco. Zostało jeszcze parę miejsc, które chcemy zobaczyć. Może wieczorem po konferencji się jeszcze gdzieś przejdziemy, może w drodze powrotnej uda nam się zrobić hike z widokiem na Golden Gate Bridge. Póki co jedziemy na jedną noc do Paso Robles poszukać nowych win do sklepu a potem dwa dni pracy – przynajmniej jak dla mnie.

Previous
Previous

2016.05.23-24 Paso Robles i Sonoma Valley, CA (dzień 3-4)

Next
Next

2016.05.21 San Francisco, CA (dzień 1)