2017.08.16 Santiago, CL (dzień 0)
Lato - o czym prawdziwy narciarz marzy w te upalne miesiące? Tylko o jednym, żeby jak najszybciej minęły te gorące dni, deszcz zamienił się w śnieg i pokrył lokalne wzgórza. Wiem, że marzenia się spełniają i trzeba je mieć. Moje o nartach w letnie miesiące też się spełniło. Może nie posypało na lokalnych górkach, ale na sąsiednim kontynencie spadło ostatnio trochę śniegu.
Samolotem parę godzin więcej niż samochodem do Maine a już jesteśmy na drugiej półkuli, gdzie w sierpniu zima jest w pełni. Zawsze w zimie uciekamy na północ, aby było więcej śniegu. Na globie spadliśmy prościutko na dół, jak po sznurku.
Często, tak jak i tym razem bilety mieliśmy prawie za darmo, więc nie obeszło się bez małego zamieszania na lotnisku. Latamy na biletach dla załogi, więc nigdy do końca nie wiemy czy polecimy. Pan przy odprawie dał na kwitki na bagaże, że są w zawieszeniu i musieliśmy chwilę poczekać. Jak zwykle wszystko dobrze się skończyło i musieliśmy tylko dopłacić $100 za narty i wsiedliśmy do LATAM. Wszystko było na styk z czasem, więc już nie było czasu na żaden relaks ani na piwko.
Linie LATAM (byłe LAN) nie należą do jakiś super, są przeciętne. Dało się to wyczuć w serwisie i komforcie na pokładzie. "Trochę" ta Azja nas rozpieściła. Emiraty, Etihad czy inne samoloty z tamtych rejonów to dalej czołówka światowa. Nasz lot trwał 11 godzin. Fajnie, że nie musimy zmieniać stref czasowych i nie będziemy mieli Jet-laga.
Po paru godzinach lotu (gdzieś nad Kubą) piwo im się skończyło, więc poszliśmy spać. Trochę ciasno było (mimo, że wzięliśmy siedzenia z większym miejscem na nogi) także niewiele pospaliśmy, ale jakoś szybko zleciało i o 7 rano wylądowaliśmy w stolicy Chile, Santiago.
Zimno tu mają, obydwoje to stwierdziliśmy zaraz po wyjściu z terminalu. Mino, że palmy rosną to może było +5C. Wyjście też nie było łatwe. Na początku w odprawie paszportowej gościu ani słowa nie mówił po angielsku, a potem dziesiątki lokalnych chciało nam zaoferować transport. Myśmy dzielnie przez nich się przedarliśmy i wyszliśmy na zewnątrz gdzie nie było łatwo, ale zamówiliśmy Ubera.
W około pół godziny dotarliśmy malutkim samochodem do naszego hotelu gdzie spędzimy jedną noc. Było jeszcze wcześnie rano, więc nasz pokój nie był gotowy. Zostawiliśmy bagaże w przechowalni i udaliśmy się zwiedzać Santiago.