2018.03.11 Seattle, WA (dzień 9)

This is the end – ostatni dzień naszych wakacji. Wspomnienia są niesamowite i na pewno będą nam towarzyszyć jeszcze przez długie miesiące i lata. Ostatni dzień wakacji spędziliśmy w Seattle. Moim ulubionym mieście. ​W Seattle byłam już dwa razy trochę służbowo, trochę turystycznie. Oba wyjazdy pozwoliły mi poznać Seattle i trochę pozwiedzać. Dlatego łatwo było mi się poruszać po mieście tym razem.

Seattle nie jest dużym miastem i jak się człowiek uprze to może na nogach przejść z jednego krańca na drugi. W mieście są autobusy, kolejka łącząca dwie części miasta ale metra nie ma. W Seattle jest dużo mega firm i tak swoje siedziby tam ma Amazon, Google, Microsoft, etc. Większość tych firm buduje tu swoje siedziby aby płacić mniejsze podatki. Biurowce jednak w większości usytuowane są na obrzeżach miasta i nie widać tego tłumu tak bardzo w mieście. Oczywiście w mieście też są biurowce ale nie jest to Manhattan gdzie biurowiec powstaje na biurowcu.

Zwiedzanie Seattle zazwyczaj zaczyna się od Pike Place Market albo od wieży, Space Needle. Pike Place Market znajduje się na tak zwanym Waterfront czyli wybrzeżu. Dla mnie ta część miasta powinna się nazywać centrum – to właśnie koło wybrzeża jest najwięcej restauracji, biurowców, sklepów, hoteli i czego tylko sobie człowiek zapragnie.

Seattle center jest jednak tam gdzie znajduje się wieża. Między wieżą a Pike's place można się przemieszczać kolejką Monorail. Bardzo fajna sprawa. W parę minut jest się już w drugiej części miasta. Kolejka ma tylko dwa przystanki: Seattle Center i Seatle Westlake Center.

Nasz hotel jest blisko Seattle Center wiec zaczęliśmy zwiedzanie od wieży. Aktualnie (niestety) wieża jest w remoncie. Wiedzieliśmy, że jest w remoncie jak kupowaliśmy bilety ale mieliśmy nadzieję, że źle nie będzie. Jak się rano przebudziliśmy i zobaczyliśmy wieżę z okna w pokoju to się troszkę przestraszyliśmy – wyglądało, że wszystko jest w remoncie. Ale jak to bywa, nie można mieć zdania dopóki się nie zobaczy czy przeżyje. Tak więc po hotelowym śniadaniu ruszyliśmy na wieżę. Była piękna wiosenna pogoda. Aż chciało się ściągać kurtki – i kto to mówi, że w Seattle ciągle pada. Tak naprawdę w Seattle pada mniej niż np. w Nowym Orleanie.

Wieża Space Needle została wybudowana w 1962. Kiedyś była najwyższą budowlą na zachód od rzeki Mississippi. Ma ona 160 m (520 ft) wysokości. Aktualnie cześć tarasu widokowego jest w remoncie ale i tak nie żałujemy, że wyjchaliśmy na górę.

Mogliśmy podglądnąć jak panowie pracują na zewnątrz na takich wysokościach. Widok nadal był dość dobry a część tarasu jest otwarta więc tym lepszy ma się widok. Remont wieży przewiduje przede wszystkim zainstalowanie szklanych podłóg. Na wieżę opłaca się wyjechać tylko jak jest piękna pogoda, duża widoczność i jest dzień. Zazwyczaj wolę wyjeżdżać na wieże nocą i podziwiać oświetlone miasto z góry. Natomiast Seattle i Toronto są wyjątkami jak do tej pory. Toronto ze względu na jezioro a Seattle oczywiście ze względu na góry.

Seatlle otoczone jest pięknymi górami. W okolicy ma Olympic National Park, North Cascades National Park, Baker Mountain no i oczywiście najważniejszy Mt. Rainer. Mt. Rainer nie jest najwyższą górą w Stanach (nawet jak pominie się Alaskę) ale jest jedną z najtrudniejszych. Sama góra to wulkan pokryty lodowcem. Tak więc aby się na nią wspiąć trzeba mieć nie tylko dobrą kondycję ale przede wszystkim duże umiejętności wspinania się po lodzie i doświadczenie z dużymi górami. Dużo himalaistów, wybierających się w wysokie góry, wybiera właśnie Rainer jako szczyt treningowy. Jak tu masz problemy to wybij sobie z głowy Himalaje. Góra jest trudna ze względu na strome lodowce, małą ilość szlaków i duże wiatry.

Po wieży przyszedł czas na Chihuly, czyli na wystawę rzeźb ze szkła. Dale Chihuly urodził się w niedaleko Seattle dlatego pewnie największa wystawa jego prac znajduje się w właśnie tu. Myśmy jego pracę widzieli w Kentucky w destylarni Maker's Mark. Podobno jego prace wystawiane są też w ogrodzie botanicznym w NY. Zdecydowanie polecam wszystkim odwiedzenie tych wystaw jak tylko mają okazję.

 Rzeźby Chihuly są wykonane tylko ze szkła, bawi się on światłem, kolorem ale materiał podstawowy pozostaje zawsze szkłem. Wiele jego prac związanych jest z ogrodem, kwiatami czy jak to szeryf powiedział, robakami. Część eksponatów jest w głównym pomieszczeniu ale część jest fajnie skomponowana z ogrodem i pozostaje na zewnątrz miesiącami.

Było pięknie ale się skończyło. Za dużo czasu już nie mieliśmy ale wystarczająco, żeby odwiedzić ostatni obowiązkowy punk w Seattle, Pike's Place. Jak już pisałam wyżej, można się tam przejechać kolejką Monorail. Pike's place jest placem targowym który ma masę świeżego jedzenia, pełno restauracji oferujących różne smakołyki z różnych zakątków świata, ma też początki – którym nie mogliśmy się oprzeć, i pierwszy lokal Starbucks który odpuściliśmy ze względu na duże kolejki. Zresztą słyszałam kiedyś, że ten Starbucks przy Pike's place nie do końca jest pierwszy, on po prostu jest najbardziej turystyczny.

Czas mijał szybko bo przyjemnie więc niestety musieliśmy się wrócić do hotelu i pognać w kierunku lotniska. Na lotnisku wszystko sprawnie poszło. W drodze powrotnej zafundowaliśmy sobie Delta Comfort więc mieliśmy troszkę wygodniej niż tył samolotu a do tego drinki i jedzenie też podawali. Zdecydowanie warto dopłacać do lepszej klasy gdy tylko ma się okazję. Zwłaszcza na 6h lotach na których chcesz odpocząć po intensywnych wakacjach.

Previous
Previous

2018.04.21 Salt Lake City & Snowbird, UT

Next
Next

2018.03.10 Whistler, Canada (dzień 8)