2021.03.08 Steamboat, CO (dzień 10)

Dzień kobiet… wiem, że publikuję to z opóźnieniem ale na dobre życzenia nigdy nie jest za późno. Tak więc wszystkim kobietom czytającym tego bloga życzę dużo radości i uśmiechu, bo z uśmiechem wszystko jest łatwiejsze, życzymy wam niesamowitych przygód, tych małych i tych dużych, no i dużo zdrówka bo bez niego wszystko jest jakieś takie szare. Wszystkiego dobrego kochane!!!!

A co ja dostanę na dzień kobiet? Najpierw to smsa “spotkałem się z barmanką na stoku”. A potem COVID test… no dobra żartuję piękne życzenia i pyszna kolacja też były.

Przez ostatnie dwa dni pisałam o tym jak już poznaliśmy miasteczko i czujemy sie troszkę jak lokalni. Teraz doszły nowe znajomości i wymiana numerów telefonów. Mackenzie poznaliśmy w hotelowym barze. Jest ona bowiem barmanka i jest prze miłą osobą. Przeprowadziła się do Steamboat bo kocha śnieg. To się chwali…trzeba łapać marzenia zanim uciekną. Tak więc od słowa do słowa Darek umówił się z Mackenzie na narty.

Wiedząc, że ona nie ma dużego doświadczenia, najpierw Darek sobie sam poszalał aż przyszedł czas na odpoczynek. Ja niestety musiałam dziś pracować więc tylko dostawałam smsy….

“Napisałem do Barmanki, nie odpisała :(“

“Odpsiała ale chyba się nie spotykamy bo nie ogarnia tych gór, nie to co ja lokalny.”

“Wyjechały na Storm Peak”

Tutaj muszę dodać, że Storm Peak nie jest łatwy a barmanka była z koleżanką, która była dopiero drugi dzień na nartach. Ops…. ciekawe czy po tym zjeździe nadal są koleżankami.

Dobrze czy nie dobrze ale dziś nie mogliśmy po nartach iść na piwko. Wakacje niestety dobiegają końca i w dzisiejszych czasach oznacza to że muszę zrobić sobię test na COVID. Muszę przyznać że przechodziły mi przez głowę myśli a co jeśli…. A co jeśli złapie i zachoruję na wyjeździe, a co jeśli test wyjdzie pozytywny, a co jeśli….

Takich a co jeśli jest zawsze duzo w każdego głowie. Trzeba je umieć zamienić na inne. A co jeśli bede się dobrze bawić, a co jeśli podróż minie szczęśliwie, a co jeśli naprawdę odpocznę. Kazde “a co jeśli” ma dwa odcienie. Ja staram sobie zawsze przypominać chwile kiedy czegoś żałowałam. Żałowałam, że nie zdecydowałam się na wyjazd a potem było za późno. Żałowałam że zawróciłam przed szczytem i nie mialam tego wspaniałego uczucia że coś zrobilam… pamietajcie, że 90% rzeczy którymi się zamartwiamy nigdy się nie stanie.

Tak więc…a co jeśli test wyjdzie pozytywny? To dobrze będzie wiedzieć i innych nie zarażać a kwarantanna…no nic, trzeba będzie wynająć jakiś pokój w hotelu i zaszyć się tam na 10 dni.

Darek wrócił z nart i pojechaliśmy ku przeznaczeniu. Niech siey dzieje co ma byc…test trzeba zrobić. Darek nie musi bo jest niezastąpiony (essential worker) i nie musi mieć kwarantanny. Po pierwsze boją się, że jakby tak wszyscy poszli na kwarantanne to nie miałby kto chleba (albo co gorsza dla niektórych, alkoholu) sprzedawać. Po drugie pewnie wychodzą z założenia, że ludzie pracujący w sklepach, szpitalach itp wiedzą jak dbać o czystość bo skoro do tej pory nic nie złapali to znaczy, że coś robią dobrze.

Byliśmy tak podekscytowani testem, że nawet zdjęć nie robiliśmy… a szkoda. W każdym razie test przebiegł spokojnie. Podjechaliśmy pod sklep Walgreens, w okienku drive through dostalam koszyczek z tubą i patyczkiem do nosa, miałam sobie wsadzić patyczek 5 razy po 15 sekund do każdej dziurmi. Potem włożyć patyczek do tuby, zamkynac i gotowe. Pikuś… troszkę miałam uczucie łaskotania ale nic nie bolało. Koszyczek oddałam i czekałam na wyniki. Po 2 dniach przyszły… test negatywny!

Było jeszcze ładnie i słonecznie więc postanowiliśmy nie wracać do hotelu a przejść się trasą wzdłuż rzeki tylko tym razem w kierunku przełęczy a nie miasteczka.

Super jest ta trasa. Znów spotykaliśmy dużo ludzi co biegają albo wyszli z psami na spacer. My szlosmy spacerkiem podziwiając każdy kamień. Trasa się wije, co jakiś czas jest jakieś skrzyżowanie z inną trasą. Myślę że człowiek się tu nie nudzi. A najważniejsze, że pomimo że sie jest blisko drogi to tak jakby daleko. Totalnie inny świat.

Darek stwierdził, że jak zaczęliśmy to musimy skończyć. Słońce zaszło ale jak się szło to nawet nie było zimno. I udało nam się dojść do końca. Ciekawe kiedy tą trasę pociągną do samej przełęczy.

Spacerując wzdłuż rzeki Yampa spotykaliśmy nie tylko biegaczy i ludzi z psami ale też rybaków. Słyszeliśmy, że rejony te słyną z wędkarstwa ale jakoś nie drążyliśmy tematu. Z nas są słabe rybaki. Ilość rybaków dała nam jednak do myślenia. Zaczęliśmy się interesować i wyszło, że rzeka Yampa słynie z pstrągów. No tak, pstrągi lubią górskie rzeki. Od myśli do myśli, od słowa do słowa przypomniałam sobie, że przecież w naszej dobrej restauracji mieli też pstragi. Nie musieliśmy się długo zastanawiać…. wiedzieliśmy już co dziś będzie na kolacje.

Było przepysznie… fajnie, że dzień kobiet skończył się taką ucztą. Jak świętować to świętować! Jeszcze raz wszystkiego dobrego wszystkim kobietkom.

Previous
Previous

2021.03.09 Arapahoe Basin & Breckenridge, CO (dzień 11)

Next
Next

2021.03.07 Steamboat, CO (dzień 9)