2021.05.29 Keystone, CO (dzień 1)

Sobota, lontnisko, piwko….i nie ma laptopa. Nie ma laptopa w zasięgu ręki i nie będzie przez następne 8 dni. Przez tą całą pracę z domu granica między pracą a wakacjami trochę się zatarła. Łatwo jest teraz wyjechać daleko, zabrać laptopa i dalej pracować. Człowiek jednak potrzebuje się czasem wyłączyć. Dlatego tym razem laptopy zostały w domu a my z książką, słuchawkami, żeby oglądać filmy no i oczywiście nartami ruszamy na zachód!

Chyba latanie wraca do normy. Nadal wydaje mi się, że jest grupa ludzi którzy latają teraz częściej bo mają większą wolność co do miejsca pracy. Do tego są to ludzie, którzy przywykli do latania i teraz pewnie wykorzystują wszystkie uzbierane punkty itp. My też lecimy w promocji 2 za 1. Darek wyczytał, że ten weekend pobił wszystkie dotychczasowe weekendy i od czasu COVIDa najwięcej ludzi gdzieś poleciało, ok. 2 mln. Jest to 90% tego co dwa lata temu. Nasz samolot wygląda na pełny i jak potem stewardesa potwierdziła, tylko 10 miejsc jest wolnych…i dobrze! Niech wszystko wraca do normy! Obawiając się tłumów na lotnisku i po ostatnich przygodach Co poniektórzy mieli lecąc do Montany, postanowiliśmy wyjechać z domu trochę wcześniej. Jak się okazało trochę za wcześnie…. Dlatego mieliśmy czas na lotnisku na piwko. Dobrze, że jest taka możliwość.

Darek zdziwił się trochę jak po zamowieniu Corona dla siebie spytałam się czy chce czekoladowy koktajl mleczny bo podobno ludzie zamawiają to najczęściej razem… sławetne Why??? Polecialo! No właśnie, dlaczego amerykanie tak kochają koktajle mleczne. Nawet do hamburgerów je zamawiają…czego nigdy nie zrozumię.

Siedzimy tak sobie, gadamy, cieszymy się, że znów gdzieś lecimy, że wreszcie częstotliwość naszych wylotów wraca do normy, aż tu nagle elektroniczny barman się pyta czy jeszcze jeden… no to jak w piosence Taco Hemingway…. “Bardzo Proszę!” Wirtualny kelner pytał się tak chyba co pięć minut…my tak szybko nie pijemy więc niestety częściej było ”nie dziękuję”.

A właściwie to gdzie lecimy? Na nartki…. Do Denver. W Stanach jest teraz dlugi weekend. Moja firma to wogóle poszła po bandzie i z 3 dniowego weekendu zrobili nam 5 dniowy weekend. Chyba muszą nas lubić i to jak pracujemy. Tak więc wolne, ostatnia szansa na narty a do tego przecież mamy roczny pas do parkow narodowych i ja mam pass sezonowy żeby chodzić po górkach w Arapaho Basin. Jak to wszystko się poskładało do kupy to wyszedł następujący plan:

Keyston - A-Basin - Durango - Mesa Verde - Great Sand Dunes - Denver

Zapowiadają się super wakacje … bez pracy!

Lubimy Denver i Colorado. Jest to chyba najkrótszy lot w fajne górki. Pomimo jednak, że lubimy ten stan i górki tu, to jakoś nie byliśmy tu w lato. To znaczy, Darek był lata temu ale ja zawsze zimą. Czas to zmienić i zwiedzić troszkę dalsze rejony, bardziej na południe. Planujemy dojechać prawie pod granicę ze stanem New Mexico.

Widzicie jak ścigamy sie z drugim samolotem?

Już z samolotu zaskoczyło mnie jak tu jest zielono. Wiedziałam, że snieg jest tylko wysoko w górach ale chyba spodziewałam się bardziej brazowej, zwykłej zieleni, a przywitała mnie soczysta zieleń, prawie jak w Nowej Zelandii.

Dolecieliśmy szczęśliwie, nawet trochę przed czasem. Doczekaliśmy się nawet na narty….jedyne narty. Jak w sezonie karuzela na narty jest wyładowana na maksa. Tak dziś tylko jedne narty kręciły się w kółko. Najlepsze narty, najlepszego narciarza. No to skoro mamy już narty i inne bagaże to czas po samochód!

National - wypożyczalnia samochodów dziś wygrała. Od wylądowania do zapalenia samochodu zajęło nam to nie wiecej niż 30 min….i to z wyborem auta. Ostatnio braliśmy w Sixt i była masakra. Czekaliśmy na autobus, potem kolejki przy obsłudze klienta a tu… autobus czekał. Grzecznie wsiedliśmy, pan szybko zawiózł nas do wypożyczalni, spytał się tylko czy Emmerald Club - powiedzieliśmy, że tak, więc kierowca wysadził nas na krawężniku. Na szczęście szybko pojawiła się pani, spytała się o imię i nazwisko i powiedziała… weźcie co chcecie! Najpierw nie do końca do nas dotarło ale potem sobie przypomnieliśmy, że jak masz drugi poziom w ich programie lojalnościowym to wchodzisz na parking i bierzesz co chcesz. Darek latał jak chipmonk i tylko było ale tam jest BMW, a tam Mercedes a tam…. Tylko nie wszędzie się narty zmieszczą więc poszliśmy za moim wyborem i padło na starego dobrego Wollswagen!!! To znaczy na Wollswagen Atlas!!!!

Obeznani już w Denver nie jeździliśmy od sklepu do sklepu tylko pojechaliśmy do mięsnego po żeberka. Edward Meats, czyli mięcho u Edka to jest nasza destynacja. Tym razem śpimy w większości w hotelach ale żeberka na którąś z pierwszych kolacji muszą być. Pierwsze trzy noce śpimy w Keystone i tylko tu mamy mieszkanko z kuchnią. Potem wspomagamy Marriotta. Darek jak zobaczył wybór mięsa i tomahawk steak (najlepsza część krowy) za $20 za funt to nie mógł przeżyć, że nie mamy więcej noclegów z kuchnią. No nic…kolejny powód, żeby tu wrócić.

Niedaleko Edka jest nasz ulubiony browar New Terrain do którego wstąpiliśmy na lunch. Jakby na to nie patrzyć to w NY już była 7 pm więc coś rzucić na ząb najwyższa pora. Jak byliśmy parę miesięcy temu w Steamboat to Darek na prawie każdy lunch w górach miał taco z łosia. Od tego czasu taco stało się typową potrawą stanu Colorado. Prawie jak omlet jako azjatyckie śniadanie (wtajemniczeni, albo uważni czytelnicy zrozumieją).

Wszystkie sprawunki załatwione to można ruszać w drogę. Keyston jest stosunkowo blisko Denver więc do przejechania mieliśmy nie całe 2h. Było wczesne popołudnie więc Darek zaproponował wziąć dłuższą drogę (nie wiele dłuższą) przez przełęcz Loveland.

Piękna droga. Serpentynami wyjechalismy na prawie 12tys ft (3,655 m). Jak wysiedliśmy na szczycie, żeby porobić jakieś zdjęcia to kurtki puchowe trzeba było ubrać.

Ubrani w kurtki, czapki, rękawiczki ruszyliśmy parę metrów do góry. Na punkt widokowy może było do pokonania 50 schodków ale wysokość i chyba osłabienie po szczepiące dało się weznaki i poczuliśmy, że nie jesteśmy w Central Parku…. Zresztą takich widoków w Central Parku nie uświadczysz.

Skoro tu jest tyle śniegu to zapowiadają się fajne nartki jutro. Wygląda, że trochę tras powinno być otwarte.

Stąd to już z górki na pazurki. Pomimo, że zjeżdżaliśmy w dół to nadal widoki były piękne.

Droga schodzi prosto do resortu Arapahoe Basin (A-Basin) w którym to jutro mamy zamiar pobawić się na śniegu. Darek na nartach a ja na rakach.

Tak, to właśnie tam. Z A-Basin do Keystone już jest rzut beretem, nie całe 10 min jazdy. Tak pojedliśmy taco, że nawet o kolacji nie myśleliśmy. Poszliśmy się jednak przejść po miasteczku. Taki spacerek przed snem jest wskazany. W końcu nadal jesteśmy na Nowojorskim czasie więc dziś szybko padniemy.

Keystone też jest resortem narciarskim, ale niestety już nieczynnym. Szkoda bo miasteczko (baza) była dość wymarła i tylko kilku ludzi spotkaliśmy na spacerze. W hotelach za to się świeciło więc trochę turystów mają. Baza do dużych nie należy. Parę uliczek, sklepów, kafejek i restauracji. W porównaniu do Vail czy Breckenridge to jest malutkie.w porównaniu do resortów na wschodnim wybrzeżu to jest duże. Nigdy nie zrozumiem czemu wschodnie wybrzeże nie ma takich mini miasteczek jako bazy. Po spacerku spaloy się wyśmienicie!

Previous
Previous

2021.05.30 Arapahoe Basin, CO (dzień 2)

Next
Next

2021.04.13-14 Big Sky, MT (dzień 4-5)