2021.05.30 Arapahoe Basin, CO (dzień 2)

Arapahoe Basin jest jednym z najwyżej położonych resortów w Stanach. Dolna baza znajduje się na 10,780 stóp (3,286 metrów). Wyciągi wyjeżdżają na ponad 13,000 stóp (4,000 metrów). Resort zajmuje pierwsze miejsce w długości sezonu w całym Colorado. Często można tu jeździć do lipca albo nawet dłużej. W tym roku Colorado ma słabą zimę, więc zamykają go „już” w czerwcu. 

Ten wyjazd do Colorado raczej nie jest do końca narciarski, ale będąc tutaj i nie zjechać sobie parę razy z tych górek to jest niemożliwe. Dobrze, że w Delcie mamy dobry status więc prawie nie ma limitu bagażu, więc narty, buty.... mogą lecieć za darmo. 

Pogoda na dzisiejszy dzień zapowiadała się ciekawa. Rano trochę słońca i chmur a potem deszcz ze śniegiem. Za bardzo nie wiedziałem jak się na tą pogodę/warunki ubrać. Na dole w słońcu temperatura dochodziła do kilkunastu stopni C a na górze było znacznie poniżej zera z dużym wiatrem. Zabrałem do samochodu wiele różnych ubrań i ruszyliśmy w górę. 

Śpimy w Keystone, które też jest dużym resortem narciarskim, ale już jest zamknięte. Jest 1500 stóp (500 metrów) niżej od Arapaho Basin (A Basin), nie jest daleko, jakieś 10 minut samochodem w górę drogą numer 6. W A-Basin nie ma żadnych hoteli ani pensjonatów. Dolna baza to tylko parę barów, sklepów, budynek patrolu i ubikacje. Nic więcej nie ma. 

10 minut samochodem i z wiosny zrobił się prawie zimowy krajobraz. Na parkingu każdy ruszył w swoim kierunku. Ilonka w góry na hike a ja prosto na wyciąg, ten resort też jest na moim sezonowym bilecie. 

Altualnie czynne są tylko dwa wyciągi. Jeden z samego dołu, a potem drugi na przełęcz. Ze względu na trudne warunki i limitowaną ilości tras, wszystkie łatwe trasy (zielone) są już zamknięte. W związku tym na krzesełkach i w górach spotyka się już samych ciekawych narciarzy. 

Już z samego rana jeden lokalny mnie rozbroił. Siedzimy sobie na krzesełku, gadamy o wszystkim i o niczym a on mi wyskakuje z tekstem, że to nie jest jego dobry sezon. On tylko w tym sezonie jest 171 dni na nartach. Z reguły robi 200+!!! Ja już nawet mu nie mówiłem ile dni ja byłem w tym roku na nartach, bo on pewnie tyle to ma już w Październiku. Ale mówi, że dojdzie do 200. Ja mu na to, że jak jak A-Basin w tym roku zamykają wcześniej bo jest słaba zima. On mówi, że nie potrzebuje wyciągów, żeby sobie pojeździć. Jest wiele miejsc gdzie śnieg leży prawie cały rok. 

Wiem, że nie mieszkając blisko resortu cieżko jest zrobić nawet 100, a co dopiero 200. Trzeba chyba więcej na nartach jeździć, żeby się ludzie z ciebie na wiosnę na krzesełkach nie śmiali. 

Ale i tak zrobiłem postęp, bo więcej w tym sezonie byłem na nartach w fajnych zachodnich górach niż na wschodzie! 

Zjechałem szybko na dół do tego samego wyciągu i znowu w górę. Śnieg nie miał nic wspólnego z wiosennymi nartami. Mimo, że było słońce na przemian z chmurami to jednak wysokość robi swoje. Rzadko kiedy tu temperatury wychodzą powyżej zera, więc śnieg nie topnieje. Wiadomo, w nasłonecznionych miejscach słońce podtapia śnieg i wtedy trzeba uważać, bo narty momentalnie hamują. Na szczęście te placki widać z daleka. 

Wziąłem drugi wyciąg na samą górę. Tu już bardziej wiało i było znacznie chłodniej. Trochę żałowałem, że się cieplej nie ubrałem, bo na wyciągu można było zmarznąć. Zwłaszcza, że ten wyciąg jest długi i wolny. 

Natomiast na trasach było już OK. Nawet musiałem się rozpinać. Wiedziałem, że tylko tu jeżdżę jeden dzień, więc chciałem go wykorzystać jak najlepiej. A-Basin słynie z ciekawych terenów, ale na szczęście były już pozamykane. Na większość z nich trzeba jednak trochę podchodzić. Trzy miesiące temu jak tu byłem to paroma zjechałem. Polecam. 

Zjechałem sobie z góry parę razy. Pogoda dalej była ok. Trochę wiało, ale dalej w większości było słońce. Na trasach śnieg był dobrze ubity i bez lodu. Poza trasami, było trochę głębiej, ale śnieg nie był taki wiosenny, czyli nie był ciężki ani mokry. Wiadomo, nie był to puch, ale było ok. 

Kiedyś, gdzieś wyczytałem, że ludzki organizm zapamiętuje wysokości i się do nich przystosowuje. Nawet miesiącami pamięta i o wiele łatwiej się aklimatyzuje. To by się zgadzało. Dzisiaj jest to nasz pierwszy dzień, a ja bez większych problemów z 4,000 metrów mogłem zjeżdżać. Wiadomo, że po paru zjazdach to nawet na niższych wysokościach organizm domaga się odpoczynku. Zwłaszcza, że wybierałem sobie ciekawsze trasy żeby się zagrzać. 

Ilonka napisała, że znalazła fajną miejscówkę na przerwę nad strumykiem. Bez problemu trafiłem do niej i można było obok górskiego strumyku w słoneczku wypić zimne piwko. 

Nie była to pierwotnie planowana miejscówka. Będąc tu parę miesięcy temu kupiłam sezonowy bilet na chodzenie po górach. Niestety nie ma opcji kupienia takiego biletu na dzień więc musiałam trochę więcej zapłacić ale mam na sezon. Ucieszyłam się więc, że znów będziemy w A-Basin i że sobie pochodzę po górkach. Bo fajne tereny tu mają. Niestety przed wejsciem na trasy i do wyciągów było bardzo dużo plakatów że uphill traffic jest zamknięty. Czyli nie można do góry, tylko ruch na dół jest możliwy.

Wyznając zasadę, że łatwiej jest prosić o przebaczenie, niż o pozwolenie poszłam do góry. Ze względu na małą ilość śniegu tylko pół trasy jest otwarte. Drugie pół to blotko i rozstapaiajcy się śnieg. Doszłam do wniosku, że narciarz tędy nie bedzie szedł i to pewnie dla nich te wszystkie obostrzenia. Ale ja na butach spokojnie mogę iść obok trasy, nikomu nie przeszkadzając.

I tak też zrobilam, szlam sobie spokojnie do gory, pstrykałam zdjęcia i podziwiałam widoki kiedy nagle ktoś mnie zaczepił. Ops, patrol… wiedziałam dokładnie co chce. Byłam już prawie u celu (gorna stacja wyciągu). Zabrakło mi może 10 minut. Ale niestety. Gostek stwierdził, że mam zawrócić i nie ma wyjątków. Mogę wziąć wyciąg ale dla zasady strzeliłam focha i powiedziałam, że nie dam im zarobić jeszcze więcej. Takim oto sposobem wylądowałam na kamieniu koło strumyczka i podziwiałam widoki stąd.”

Wiedziałem, że do opadów śniegu z deszczem mam jakieś 1.5-2h. Nie zastanawiając się za długo odrazu pojechałem na samą górę. 

Większość terenów znajduje się tutaj ponad lasami, więc wybór zjazdów jest praktycznie nieograniczony. Wiadomo, że jest wiosna i nie wszystkie rejony są czynne, ale i tak jest co robić. 

Około 13 zaczęły wychodzić czarne chmury. Wiatr się szybko wzmógł i widoczność spadała. Zrobiło się bardzo zimno. Ja oczywiście ubrany jak na wiosenne narty, więc szybko to odczułem. 

Ilonka mi napisała, że na dole jeszcze jest słoneczko, ale chmury już widać. 

Zjechałem na sam dół na taras. Załapałem się jeszcze na parę minut słońca i zimnego piwka na tarasie. Za chwilę i nawet tutaj na dole zrobiło się zimno i wietrznie. W sumie oboje byliśmy już głodni, więc poszliśmy do środka coś przekąsić. 

W stanie Colorado już nie trzeba mieć masek w pomieszczeniach jak się jest w pełni zaszczepionym na Covid-a. My już na szczęście mamy to za sobą, ale oczywiście nikt maski nie miał. Nawet barman, kelner, obsługa, każdy biegał uśmiechnięty i pokazywał zęby. Raczej nie sądzę, że każdy jest zaszczepiony. Każdy po prostu ma już to wszystkie gdzieś i chce żyć w pełni. 

Oczywiście w środku grała muzyka na żywo. Cztero-osobowy zespół grał znane, stare kawałki, piwo się lało i nawet tancerze byli. W końcu świat, a przynajmniej Colorado wraca do normalności. Mieliśmy fajną miejscówkę z widokiem na zespół, bar za rogiem i jedzenie pod nosem. Żyć a nie umierać!

Barman polecił dobrą wołową quesadilla z własnej roboty sosem. Dobra była! Z lokalnym piwkiem smakowała wyśmienicie, albo byłem na maksa głodny na tej wysokości po kilkunastu zjazdach. 

W środku było ciepło i sucho, natomiast na zewnątrz był zupełnie inny świat. 

Na początku padał deszcz, po około 15 minutach zmienił się w mokry śnieg, który sypał coraz to gęściej. 

Nie trzeba było mnie długo do wyjścia na zewnątrz namawiać. Zapiąłem buty, ubrałem dodatkową nieprzemakalną kurtkę i ruszyłem w góry. 

Im wyżej wyjeżdżałem wyciągiem tym śnieg był gęściejszy. Przesiadłem się na drugi, wolny wyciąg i zmierzałem na przełęcz. 

Tutaj opady śniegu były już jak podczas pełni zimy, w dodatku ostro wiało. W tym momencie doświadczyłem tego co dawno, albo raczej nigdy nie doświadczyłem. Siedziałem na krzesełku zmarznięty (przecież jest wiosna), spodnie mi już dawno przemokły i przymarzały do krzesełka a tu nagle błysk i uderzenie pioruna. Za chwilę następne i następne.... Kiedy ostatni raz jechaliście na nartach w burzy śnieżnej?!

Za wiele nie mogłem nic zrobić, bo siedziałem na krzesełku które jechało gdzieś w góry, których oczywiście nie widziałem. Za bardzo nie bałem się piorunów bo one raczej uderzają w szczyty a nie przełęcze. Tak wiało i sypało, że też nie chciałem wyciągać telefonu żeby zrobić zdjęcia bo bałem się, że mi zamoknie albo spadnie. Ciężko jest go utrzymać w zmarzniętych rękach. Przecież jest wiosna, więc mam cieniutkie rękawiczki, które przemokły już na pierwszym krzesełku. Myślę, że piersiówka trzymała mnie w cieple. Ostatnio znalazłem fajne whiskey. Bourbon Blender’s Select. Jest bardzo limitowane i trudno zdobyć, polecam. Zwłaszcza do piersiówek na „wiosenne” narty. 

Wyjechałem na przełęcz. Wiało! Nawet gostek co siedzi na górze wyciągu i kontroluje wszystko gdzieś się schował. 

Nic nie widać. 

Na szczęście znam trochę tą górę i wiem w którym kierunku jechać. Na przełęczy były może 2-3 osoby, ale szybko zaczęły jechać w swoim kierunku bo wiatr był niemożliwy. Głośniejsze od wiatru były tylko pioruny, które regularnie ładowały w szczyty i mówiły nam, że burza szybko nie przejdzie. 

Nie jest źle, w puchu końcem maja dawno nie jeździłem! Zjeżdżałem powoli bo widoczność była ograniczona, a też nie chciałem nic sobie zrobić, bo przecież zanim by patrol mnie odnalazł, to pewnie bym zamarzł. 

Troszkę niżej wiatr był słabszy i widoczność się poprawiła. Zobaczyłem, że lokalny wyjechał z trasy, więc ja oczywiście za nim. Nie był to jakiś trudny odcinek, ale w tym puchu dziewicze ślady to bajka. 

Dojechaliśmy do dolnej stacji górnego wyciągu, a tu rozczarowanie. Wyciąg zamknęli ! Dosłownie 15-20 sekund przed nami. Jeszcze widać jak ludzie jadą na krzesełkach. Pytamy się obsługi o co chodzi, a oni, że wiatr i słaba widoczność. Lokalny do nich, że on zna góry i żeby go jeszcze wpuścili. Niestety nie udało się. Uparli się i koniec. 

Zjechaliśmy na sam dół, że może tu sobie 2-3 razy zjedziemy. I tak już była gdzieś 15:30, a normalnie wyciągi zamykają o 16. Niestety ten wyciąg też zamknęli. Przecież tu już nie wiało i widoczność była w miarę dobra. No nic, może to i lepiej. Trzeba iść do Ilonki zanim tą budę śnieg nie zasypie. 

W środku było tak samo fajnie jak godzinę temu jak wychodziłem. Trochę się ludzi na mnie patrzyło jak wszedłem, bo chyba do większości z nich nie docierało co się na zewnątrz dzieje. Mój kask im wszystko wytłumaczył. 

Ilonce godzina wystarczyła żeby z lokalnymi w dyskusje wejść. Jak wszedłem, to już mnie połowa baru znała. Już perkusista z zespołu do mnie machał, jakaś pani obok mówiła że Steamboat (tam gdzie byliśmy na nartach 3 miesiące temu) to niziny i że tu są prawdziwe góry (Steamboat leży na wysokości 2,100 metrów). 

Barman szybko przyleciał z zimnym piwkiem i mówił, że takie śnieżyce to tutaj nawet w Sierpniu mają. 

Posiedzieliśmy jeszcze chwilę słuchając muzyki i ciesząc się z lokalnymi z każdego dnia jaki mieliśmy w tym sezonie. Może nie był to najlepszy sezon, był inny, ale jak się chciało to można było w nim też parę ciekawych wyjazdów zorganizować. Było dużo restrykcji związanych z Covid, ograniczenia w podróżach, resortach i hotelach. Mimo wszystko przy odrobinie silnej woli i wzajemnej mobilizacji udało nam się odwiedzić ciekawe miejsca i poznać fajnych ludzi. 

Był to „chyba” mój ostatni dzień na nartach w tym sezonie. Piszę chyba, bo kolega się wybiera do Ameryki Południowej na narty w nasze lato i bardzo nas namawia, ale chyba musimy mu odmówić, mamy już inne plany. Też góry, sniegi, lodowce.... może troszkę bliżej. 

Śnieg przestał sypać i słońce wychodziło. Jak zwykle na parkingu już niewiele zostało samochodów.

Nawet orkiestra już odjechała. Gdzieś tam w rogu przy muzyce jakaś grupa się pakowała, jakiś lokalny szukał swojego samochodu i jakiś dwóch szło w góry z nartami na plecach żeby sobie pewnie w nocy zjechać....

Resort się zamykał. Kolejny dzień minął. Ponoć jeszcze tydzień i zamyka się na lato. Pewnie gdzieś w Październiku znowu się otworzą na kolejną zimę. Miejmy nadzieję, że lepszy sezon. Więcej śniegu i mniej problemów. Oczywiście już zakupiłem sobie Ikon pass na cały następny sezon, wliczając Amerykę Południową. Mieli super cenę!

Za 10 minut wróciliśmy do Keystone i do naszego mieszkanka. Jak tylko weszliśmy i emocje opadły to nas dopadła taka choroba wysokogórska i zmęczenie, że padliśmy do łóżka. W górach była adrenalina i zabawa. Ogranizm chciał jak najdłużej być w formie i jak najdłużej nas podtrzymywać. Jednak są limity wszystkiego. Rano wstaniemy z nową siłą i energią. Jutro czeka nas hike w wysokie góry. Ciekawe jak to będzie jak w górach dalej zima w pełni. 

Previous
Previous

2021.05.31 Keystone, CO (dzień 3)

Next
Next

2021.05.29 Keystone, CO (dzień 1)