2021.08.26 Anchorage, AK (dzień 5)
Pobudka 4 rano… mówiłam, że te wakacje będą totalnie w naszym stylu, nie? A to oznacza też mało godzin snu, bo trochę szkoda czasu na spanie. Niestety dzisiejsza pobudka nie do końca jest potrzebna czy przemyślana. To znaczy kupując bilety do Juneau mieliśmy w planie wylądować w Anchorage i prosto z lotniska wynająć samochód i pojechać na północ. Niestety, przy planowaniu wakacji trzeba czasem być elastycznym gdyż nie zawsze wszystko jest tak jak byśmy chcieli.
Wynajmując samochód na Alasce, lepiej wypożyczyć taki co może jeździć po off-road. Zwykłym atutem dojedzie się do parków jak Denali, ale jak sie ma terenówkę to można fajnymi drogami się przejechać i zobaczyć zapierające dech w piersiach widoki. Niestety aktualnie na Alasce (i ogólnie w Stanach) są problemy z wynajmowaniem samochodów. Wszyscy, amerykanie którzy normalnie podróżują po Europie, Azji czy innych kontynentach często wybierają zwiedzanie własnego podwórka niż wylot za granicę. O terenowych samochodach mogliśmy tylko pomarzyć, o zwykłych w sumie też. Były jakieś ale cena byla chora. $5000 za tydzień i to jakiś zwykły samochodzik. Tak więc zamiast na północ pojedziemy na południe i zamiast autem to pociągiem. Ale to dopiero jutro… bo pociąg jest o 6:45 rano z Anchorage i dziś na niego nie zdążymy.
Tak więc 4 rano pobudka, dopakowanie walizek i w drogę na lotnisko. Dziś będzie spokojny dzień. Wiemy już że w Anchorage za wiele nie ma do zwiedzania więc będzie czas na kupienie spreju na misie i jakiś pamiątek.
Pomimo, że Juneau żegna nas typową pogodą, chmury, mgła i szarówka to mamy nadzieję na piękne widoki z samolotu. Bo trasa Anchorage-Juneau leci nad pięknymi parkami narodowymi.
Z początku bylo widać tylko “watę cukrową” czyli chmurki zasłaniały wszystko. Troszkę nam się oczka zamykały i przysypiało nam się. Na szczęście przebudziliśmy się w samą porę jak nad chmurami ukazały się piękne góry pokryte lodowcami.
To właśnie po tych lodowcach mamy chodzić z przewodnikiem i latać helikopterem. Ale to za jakiś czas. Póki co lodowce mogliśmy oglądać z samolotu.
Lot z Juneau do Anchorage trwa jakies 1.5h godzinki więc idealnie, żeby się przespać i popstrykać zdjęcia. I tu się pojawił mały problem… co o 9 rano można robic w Anchorage. Na szczęście Marriott ma fajną aplikacje i mogłam potekstować z recepcją. Tak, że zanim wyszliśmy z lotniska to już wiedziałam, że pokój jest gotowy i czeka na nas. Yupii! Będziemy mogli się wyspać.
Taksóweczka szybciutko dowiozła nas pod hotel - nie mogło być inaczej bo w Anchorage lotnisko jest blisko miasta. No więc wchodzimy na lobby, mówimy Pani, że pokoik z tego co wiemy jest już gotowy a ona do nas, że w sumie jak chcemy to nawet się na śniadanko na 20 piętrze możemy załapać.
Nasz pokój jest na 19 więc nie daleko. I właśnie po to zbiera się statusy… my trzymamy się Marriotta ile się da. Zbieramy punkty, potem jak pokój wychodzi drogo to płacimy punktami, jak tanio to normalnie kartą. Zbieramy noce i mamy już status platinium. To właśnie dzięki statusowi możemy mieć lepszy pokój (wyższe pietro), dostęp do lounge gdzie podają śniadanie i co najważniejsze nie limitowany dostęp do wody butelkowej.
Pamiętacie jak w niedzielę szukaliśmy wody i nigdzie nie można jej było kupić? Mamusia miała rację, sklepy w niedzielę były zamknięte. W Juneau też mieliśmy przejścia jak skrzynka wody kosztowała $10 normalnie w NY można za $5 kupić. W końcu, po prawie tygodniu na Alasce mamy nocleg gdzie woda jest nielimitowana. Bo tutaj nawet w supermarkecie sa problemy ze zdobyciem wody. Problemy prawie jak za czasów pandemii. A tu przecież juz dawno nie ma pandemii…
Pokój mamy, śniadanko (raczej drugie śniadanie jak dla kogos kto pierwsze miał 5h temu) zjedzone to można iść spać.
Nadrobiliśmy trochę sen i musieliśmy iść na zakupy. Jutro jedziemy do Seward. Tam raczej nie wiele się kupi a śpimy też w czymś co bardziej motel przypomina. Tak więc coś na śniadania kupić musieliśmy, do tego spray na misie, jakieś pamiątki i zleciało. Po Seward będziemy jeszcze w Anchorage ale przyjedziemy pociągiem bardzo późno a rano już będziemy brać auto i jechać dalej. Tak że napięty dzień. Na szczęście szybko zakupy poszły i mogliśmy sobie zrobić przerwę na piwko i najlepsze nachos z tuńczykiem. Nachos ze świeżym tuńczykiem wygrały. Chyba najlepsze nachos jakie w życiu jadłam.
W Anchorage są dwa browary które bardzo polecamy: Glacier Brewhouse i 49 state brewing. Oba maja pyszne piwo ale też bardzo smaczne jedzenie. Rzadko się spotyka, żeby browar miał tak dobrej jakości i taki wybór jedzenia. Fajnie się siedziało ale trzeba było się zbierać. Musimy sie spakować kompaktowo. Walizki zostają w hotelu a my do Seward bierzemy tylko plecaki i limitowaną ilość ubrań.
Na kolację poszliśmy do Simon & Seafort's. Już w niedzielę zrobiłam tam rezerwację bo bałam się, że znów się skończy na chodzeniu od miejsca do miejsca i czekaniu na stolik nie wiadomo ile.
Restauracja ok ale my rozpieszczani nowojorczycy niestety byliśmy troszkę zawiedzeni. Nie zrozumcie nas źle, nadal jedzenie było smaczne. Ale za tą kasę i renomę spodziwałabym się troszkę lepiej przyrządzonej rybki. Bo oczywiście poleciał łosoś i halibut.
Niestety rybki były trochę suche. Kolacja ta dała nam do myślenia. Taki Anchorage jest największym miastem na Alasce ale niestety ma nadal dużo mniejszą siłę nabywczą niż NY czy SF. Trudno więc tu znaleźć jakość do jakieje przywykliśmy. Czy w zwiazku z tym wyprowadzając się do mniejszego miasta będzie nam bardziej brakować świerzych rybek, czy jednak widoki i tak zwany ogródek przewyższą nad rybkami… a może Denver ma to i to?
Po kolacji poszliśmy na spacer nad wodę podziwiać zachód slonca i bagna powstałe przez przypływy i odpływy. Darka bardzo fascynowały kanały w piasku porobione przez wodę. Normalnie to wszystko przykryte jest wodą ale jak jest odpływ to wszystko zaczyna być widoczne. Na dziś tyle atrakcji… jutro znow jak w tej piosence… “Blus o czwartej nad ranem.”