2023.02.06 Arapahoe Basin, CO (dzień 3)
Dzisiaj już niestety wracamy z tego krótkiego a zarazem intensywnego wypadu na narty na zachód Stanów. Samolot mamy dopiero o godzinie 18 z Denver, więc nartki dzisiaj do południa obowiązkowe.
15-20 minut samochodem z Dillon jest resort A-Basin. To dobrze mi znane miejsce postanowiłem ponownie dzisiaj odwiedzić. Mimo, że jest poniedziałek to główny parking był pełny. Chyba ludzie w Kolorado nie pracują jak śnieg spadnie. Wczoraj w nocy trochę go spadło, jakieś 10cm. Jak na wschodnie wybrzeże Stanów to pewnie jest dużo, ale na standardy Kolorado to jest niewiele.
Oczywiście, że każdy centymetr śniegu się liczy i pozwoli narciarzowi lepiej i ciekawiej jeździć.
A-Basin już dobrze znam. Nie potrzebuję żadnej mapy. Prosto z samochodu poszedłem na wyciąg. Z drugiej strony mam tylko 3 godziny dzisiaj na narty, więc nie wolno marnować czasu.
Przez 3 godziny w Kolorado i tak się więcej wyjeżdżę niż przez cały dzień u nas na wschodzie.
Lokalny na pierwszym wyciągu zdał mi relację co jest otwarte i gdzie dzisiaj się dobrze jeździ. Większość terenów jest otwarta poza wschodnią ścianą, która ze względu na opady śniegu ma wysokie zagrożenie lawinowe i jak narazie nie jest otwarta. Co chwilę było słychać jak patrol ładunkami wybuchowymi próbuje wymusić lawiny żeby ten teren bezpiecznie można było otworzyć.
Pogoda nie należała do najlepszych. Po wczorajszym idealnym dniu w Vail dzisiaj było znacznie zimnej, wietrznie i pochmurno.
Zrobiłem parę zjazdów w głównej części i pojechałem w tylny rejon, do Montezuma.
Lubię ten rejon. Ma dużo ciekawych tras z różną skalą trudności. Dzisiaj nie miałem czasu na zapuszczanie się głęboko, ani tym bardziej na podchodzenie. Zjechałem dwa razy podstawowymi trasami i wyjechałem na przełęcz.
Rok temu otworzyli nowy rejon, zwany Beavers. Za bardzo go jeszcze nie znam, więc obowiązkowo trzeba było tam wstąpić na parę zjazdów.
Jest to dość spory obszar z trudnymi albo bardzo trudnymi trasami. Bardzo trudne dzisiaj omijałem, nie miałem czasu ani odwagi. Pogoda też była nie za ciekawa.
Czarnymi trasami (nie ma tu łatwiejszych) po świeżym śniegu się świetnie jeździ. Wiadomo, że muldy dalej pod śniegiem występują, ale nie są takie twarde i bolesne dla kolan.
Zauważyłem też, że w rejonie gdzie są same trudne trasy wyciąg prawie w ogóle się nie zatrzymuje. Pewnie dobrzy narciarze nie mają problemu z wsiadaniem albo wysiadaniem z nich. Dzisiaj bardzo wieje i siedzenie w górze na krzesełku nie należy do przyjemności. Na ziemi już ostro wieje, a 10 metrów w powietrzu jeszcze bardziej.
Dobrze zmarznięty i przewiany na wszystkie strony zjechałem na sam dół i jeszcze na koniec odwiedziłem rejon Pallavicini.
Wyciąg w większości idzie lasem, więc, aż tak nie wieje. Na górze jest gorzej ale szybko trzeba zjechać niżej i już jest cieplej.
Znajdują się tutaj bardzo ciekawe trasy. Lokalni je nazywają wąwozy. Są one bardzo trudne i wymagają świetnej umiejętności jeżdżenia na nartach po stromych, wąskich skalnych odcinkach, dobrej orientacji w terenie i odwagi. Oczywiście tam się nie wybieram, szkoda życia marnować. Jest jeszcze wiele gór do zjeżdżenia.
Wybrałem normalniejsze trasy do zjazdu. Był to mój ostatni zjazd na tym wyjeździe, więc pomalutku, ciesząc się z każdego zakrętu zjechałem na dół. Zapakowałem się do samochodu i ruszyliśmy w kierunku Denver.
Droga była ok. Dopiero za tunelem zaczął sypać śnieg. Na szczęście krótko i po 15 minutach jak zjechaliśmy niżej wyszło słońce które towarzyszyło nam do końca.
Przed lotniskiem wstąpiliśmy na obowiązkowe naleśniki w rejonie jeziora Sloan w Denver. Jak zwykle były pyszne. Mają tam chyba ponad 20 rodzajów naleśników. Część słodkich, ale większość savory, które z piwkiem z lokalnego browaru Barquentine Brewing Company idealnie zakończyły dzień.
Oddaliśmy fajny samochodzik i udaliśmy się na lotnisko. Bardzo spodobało mi się to BMW X5. Zwłaszcza, że jest prawie nowe. Wypożyczalnia Sixt wymieniła bardzo dużo samochodów na BMW i Cadillac. Czyżby przyszedł czas na pożegnanie się z National i przejście do Sixt? W sumie tu też już mam złoty status.
Kolejnym plusem Sixt jest to, że dwie godziny przed wypożyczeniem dostajesz sms jakie samochody są i możesz już wybierać. Przydaje się to jak lecisz w góry i potrzebujesz duży samochód bo masz narty, albo chcesz mieć gwarantowany napęd 4x4.
Oczywiście nie ogarnęli (oni albo ja) i jak narazie informację wysyłają na sms a nie email. Z reguły jesteś w samolocie dwie godziny przed wypożyczeniem i nie dostajesz sms. Mam nadzieję, że przejdą na email (albo ja znajdę inne ustawienia) i wtedy w samolocie można już wszystko sobie ustalić. Od tego roku Delta wprowadziła już za darmo internet na pokładzie na wszystkich ich samolotach niezależnie od klasy jaką lecisz.
Taki weekendy lubię. Szybka odskocznia od szarej rzeczywistości w przepiękne góry stanu Kolorado. Nawet nie ma co porównywać nart na wschodnim wybrzeżu do zachodniego. Zwłaszcza, że w tym roku ze śniegiem na wschodzie jest bardzo cienko i trzeba jeździć po sztucznym „lodzie”. Gdzie zachód Stanów pobija rekordy w opadach…..
W powrotnym locie udało nam się część grupy umieścić w pierwszej klasie to przynajmniej niektórzy mieli cywilizowany obiad na 10 kilometrach z dobrym winkiem. Smacznego…!
Jest ogromna różnica w jakości jedzenia i napojów podawana w pierwszej klasie a z tyłu samolotu. Nawet nie ma co porównywać. To tak jak z nartami na wschodzie i zachodzie Stanów. Także sposób w jaki jest serwowany posiłek jest zupełnie inny. Bardziej przypomina dobrej jakości restauracje niż fast food na tyłach samolotu.