2016.01.10 Okemo, VT
W poprzednim sezonie narciarskim (2014/15), cała północno-wschodnia część Stanów była regularnie zasypywana śniegiem. Niskie temperatury i duża ilośc śniegu spowodowały jeden z lepszych i dłuższych sezonów narciarskich na wschodnim wybrzeżu. Natomiast cały zachód Ameryki narzekał na brak śniegu.
W tym roku jest odwrotnie. Resorty w Colorado czy w innych zachodnich stanach były już w pełni otwarte przed Świętami Bożego Narodzenia, a u nas na wschodzie, nawet na początku stycznia w resortach tylko parę tras było otwartych.
Na szczęście przez ostatni tydzień były niskie temperatury i każdy resort w Vermont i innych stanach północno-wschodnich robił śnieg 24/7. Plus spadło jeszcze parę cali tego białego "skarbu", więc nawet warunki zaczęły się poprawiać.
Jadąc autostradą 91 na północ, śnieg dopiero zaczął się pojawiać gdzieś koło granicy Massachusetts i Vermont.
Po kolejnej godzinie dojechaliśmy do Okemo. Lubimy ten resort. Ma dobry system szybkich wyciągów, fajne długie niebieskie i czarne trasy, a także parę tras dla ekspertów, jak jeszcze nogi bardzo nie bolą.
Przy okienku z biletami powiedzieli nam, że dzisiaj mają 60 (ze 121) tras otwartych. To i tak super, jak na warunki jakie mamy w tym sezonie.
Temperatura na dole była gdzieś -2C, wyżej trochę chłodniej i prawie bez wiatru.
Ilonka też lubi ten resort. Może chodzić gdzie tylko chce, po jakiej trasie się jej tylko podoba. Nie mają żadnych restrykcji. Wzięła mapę, ubrała raki i poszła czarnymi diamentami na szczyt. Na górze jest bar, w którym mieliśmy się spotkać za jakiś czas.
Ja z kolegą zapieliśmy narty i zabraliśmy się do roboty. Po około 20 minutach wyjechaliśmy na szczyt gdzie przywitała nas prawdziwa zima.
Wow, jaka różnica między dołem a górą. Tylko 2200 stóp (700 m.) wyżej, a tu już zupełnie inny klimat. To dobrze, bo śniegu było więcej i lepszej jakości. Obydwoje byliśmy tak spragnieni nartek, że parę pierwszych zjazdów to praktycznie były szybkie zjazdy bez zatrzymania na dół i wyciągiem na górę. Tą zabawę trochę nam utrudniały warunki, bo chmury jak osiadły wokół góry, tak nigdzie nie chciały odchodzić.
Około 11:30 zmęczeni dołączyliśmy do Ilonki, która była już na szczycie i się schładzała dobrym Long Trail'em.
Oczywiście nie wolno za dużo marnować czasu na odpoczynek i po szybkim piwku i panini pożegnaliśmy Ilonke, która też zaczynała schodzić w dół i wróciliśmy na trasy.
Dołączyło do nas dwóch znajomych, którzy właśnie dojechali z NY, i tak w czwórkę zwiedzaliśmy całą górę.
Warunki nawet dalej były OK. Widoczność była słaba i śnieg już był bardziej rozjeżdżony, więc lód powoli zaczął się pojawiać. Trochę zwolniliśmy tempo, ale jeździliśmy do końca.
Mieszkaliśmy w Holiday Inn Expres w Springfield. Około 30 minut samochodem od resortu. Fajny tani, czysty hotelik z dużymi pokojami. Polecamy.....
Następnego dnia rano leżąc w łóżku słyszę deszcz. Otwieram okno, patrzę..... i leje.
Hmmmm...... co tu robić?
Sprawdzam pogodę w Okemo i też nie zapowiadają najlepszej. No nic, przecież nie będziemy siedzieć w hotelu. Jedziemy do resortu, zobaczymy co się dzieje. Albo idziemy na narty, albo oddajemy bilet. Okemo ma takie zasady, że jak do 9 rano zgłosisz, że warunki tobie nie odpowiadają to możesz wymienić bilet na voucher, który możesz wykorzystać w każdy dzień w tym sezonie.
Niestety w resorcie też nie mieli dobrych informacji. Jak by było parę stopni chłodniej to w wyższych partiach by już śnieg sypał, a tak to lał deszcz.
Zamieniliśmy bilet na voucher i postanowiliśmy pojechać na dobre śniadanie i wymyśleć co robić dalej.
Na południu VT jest miasteczko Brattleboro. Nawet duże miasto jak na tak odludny stan. Znaleźliśmy restauracje Marina, która w niedziele już od 10:30 serwuje brunch. Restauracja jest fajnie położona na połączeniu dwóch rzek, Connecticut i West. Jedzenie miała OK, nic specjalnego. Zamówiliśmy jajka Benedykta z homarem i łososiem. Jaja były dobre, ale żyjątka morskie mogły by być świeższe. Natomiast widok z restauracji był ciekawy.
Po brunchu pojeździliśmy trochę po miasteczku, odwiedziliśmy pobliski stan New Hampshire i....... znaleźliśmy fajny browar. Whetstone station.
Browar jest unikatowy, bo jako jedyny browar w stanach jest położony w dwóch stanach. Jest dosyć długa historia tego jak to się stało, ale dosyć ciekawa. Oczywiście browar musi płacić taksy i płaci je w stanie Vermont.
Ma dużą selekcje dobrych craft piw jak i dobrze wyglądające menu. Nie zamawialiśmy nic do jedzenia, ale w browarze było dużo lokalnych ludzi co się zajadali jedzonkiem i popijali to piwkiem. Następnym razem wracając z nart musimy tam wstąpić na kolację i spróbować ich żeberek albo innych przysmaków.
Do NY zostało nam już "tylko" 3 godziny, ale w takich warunkach to pewnie zajmie nam to trochę dłużej.