2017.04.19 Świątynia Borobudur, Yogyakarta, Indonezja (dzień 11)
Dziś lecimy przez Bali na Komodo Island. Nie bylibyśmy jednak sobą jakbyśmy nie wykorzystali czasu co do ostatniej minuty i nie pojechali czegoś zobaczyć. Po śniadanku - konserwie hotelu (oczywiście konserwie z PRL), spakowani wsiedliśmy do auta z kierowcą i przewodnikiem. Kolejna wycieczka zorganizowana przez nasz hotel.
Światynia Borobodur jest największą i najstarszą świątynią buddyjską. Jest ona położona 40 km od Yoyakart'y. Droga minęła nam szybko bo mieliśmy super przewodnika. Po pierwsze, świątynia jest buddyjska a on wyznaje buddyzm. Tak więc od razu staje się idealną osobą do opowiadania o tej religii. Po drugie Pan miał niesamowitą wiedzę, dość dobry angielski i był przygotowany na najwyższym poziomie. Dał nam mapki, wydruki i zaczął opowiadać. Skończył dopiero jak odwoził nas na lotnisko 5h później.
Tak więc dowiedzieliśmy się, że świątynia Borobudur została wybudowana pomiędzy rokiem 778 AD a 842 AD. Ma ona 42 metry wysokości i jej podstawa mierzy 15.129 metrów kwadratowych. W całości wybudowana jest ze skał wulkanicznych. Jak to Pan przewodnik powiedział "gratis from the volcano". Za każdym razem jak wybucha wulkan jest to oczywiście tragedia. Ale ludzie potrafią tu znaleźć dobro w każdej rzeczy więc skały które wypluwa wulkan wykorzystują na budowę domów itp. Potrafią również rzeźbić w tych kamieniach. Jadąc ulicą widać piękne kopie buddy i inne posągi. Podobno zakup takiego posągu jest bardzo tani ale wysyłka niesamowicie droga. Nie dziwię się.
W samej świątyni znajdują się ponad 504 posągów prawdziwej wielkości, 73 wielkie i 1399 małych. Budda przedstawiony jest najczęściej w pozycji medytacji. Pozycji jest kilka. Ja na zdjeciu poniżej ulożyłam ręce w symbol nauki. Jest to obustronne - można tak pokazać jak nauczasz albo jak sam się uczysz.
Oprócz posągów znajduje się tam 2672 płasko-rzeźb. Świątynia składa się z 3 głównych poziomów. Pierwszy najbliższy ludziom przez co najniższy to poziom pokus. Jest to podstawa świątyni i na murkach otaczających świątynię można zobaczyć płaskorzeźby przedstawiające różne pokusy jak na przykład nałogi (picie, palenie, hazard), inną jest plotka, inny panel przedstawia narcyzm i chęć bycia u władzy itp. Troszkę pokus na ziemi jest więc i trochę tych paneli z rzeźbami też jest.
Następny poziom (strefa) to odrodzenie (strefa formy). Na tym poziomie przedstawione jest życie Siddhārtha, według wiary jest to ludzka postać Buddy. Podobno jest ponad 1200 historii przedstawionych w postaci płaskorzeźb i nasz przewodnik zna je wszystkie. Skupił się on jednak na najważniejszych i opowiedział historię Siddhārtha, jego narodziny, przepowiednia, że Siddhārtha umrze w nędzy i biedzie, jego zżyciena zamku, małżeństwo i wreszcie opuszczenie zamku. Podobno raz Siddhārtha usłyszał jak grajki śpiewali, że świat to raj. Siddhārtha więc postanowił opuścić zamek i zobaczyć co jest za murami. Jego ojciec, który bał się, że jego syn umrze w nędzy i ubóstwie nie chciał się na to zgodzić ale w końcu się zgodził pod warunkiem, że Siddhārtha będzie mieszkał w zamkach które tata dla niego wybudował po drodze.
Siddhārtha opuścił pałac i z początku mu się bardzo podobało. W pewnym momencie ujrzał starszą osobę. Zdziwiony tym widokiem spytał się co to jest za zwierzę, które wygląda jak człowiek ale ma 3 nogi (bo chodzi o lasce) Wytłumaczono mu, że to jest starość. Siddhārtha nie mógł uwierzyć, że nawet królowie się starzeją. Wtedy ktoś powiedział. Starość nie jest straszna. Jest coś gorszego. Tym czymś gorszym miała być choroba. Siddhārtha zobaczył wiele starszych ludzi, wiele ludzi pogrążonych w chorobie i bólu i bardzo go to zaniepokoiło.
Jak zazwyczaj w takich sytuacjach na pomoc przychodzi religia. Wtedy Siddhārtha poznał ascetów, którzy wierzyli w osiągnięcie nirwany, która daje ci życie wieczne. Siddhārtha postanowił się do nich przyłączyć. Najgorsza przepowiednia się spełniała. Ojciec (Król) Siddhārtha tego właśnie się obawiał więc obiecał mu, wszystko byleby tylko nie wyprowadzał się z pałacu. Siddhārtha jednak zapytał czy ojciec może mu dać lekarstwo, żeby się nie starzał i nigdy nie chorował. Oczywiście to było niemożliwe i Siddhārtha opuścił zamek.
Siddhārtha przyłączył się do Ascetów ale bardzo szybko zrozumiał, że ich techniki nie są najlepsze. Siddhārtha szukał balansu w życiu a nie popadania ze skrajności w skrajność. Z jednej strony mieszkał w zamku, miał jedzenia i rozrywek pod dostatkiem a z drugiej z Ascetami głodował, marznął i wykańczał pomału swój organizm. Na szczęście szybko uzmysłowił sobie, że to nie prawda. Zrozumiał, że ciało musi być silne i zdrowe. Dlatego nie można się objadać ale też nie można zagładzać się. Wtedy dopiero można medytować i osiągnąć nirwanę.
Ludzie jednak go nie słuchali. Każdy dalej wierzył, że aby dobrze medytować trzeba się zagładzać. Siddhārtha poprosił więc o jakiś znak czy jego podejście do medytacji jest poprawne. Pewnego dnia wziął więc miskę z ryżem i wrzucił ją na wodę. Stał się cud bo miska zamiast z prądem popłynęła do góry (pod prąd). Właśnie to jest miska z ryżem:
Każdy kto widzi te rzeźby po raz pierwszy jest przekonany, że są to dzwonki. Też tak myślałam do dziś Tak naprawdę jest to przewrócona miska z ryżem (na znak miski płynącej pod prąd) a szpikulec który ją przykrywa jest wskaźnikiem do nieba. Jest to bardzo symboliczna rzeźba i główny element dekoracyjny ostatniego poziomu świątyni - poziomu nirwany.
W każdym "dzwonie" znajduje się posąg buddy ale tylko jeden jest odkryty.
I takim oto sposobem doszliśmy do Nirwany. Moja opowieść jest bardzo skrótowa i na pewno zrozumienie całego buddyzmu wymaga dużo więcej czasu. Uważam jednak, że przewodnik odwalił kawał dobrej roboty, tłumacząc nam wszystkie szczegóły.
Przewodnik strasznie nie lubi islamistów ale tych radykalnych, którzy zabijają w imię Allacha. W Yogyakarcie jest skupisko wszystkich religii. Widać było dużo dzieci wyznania muzułmańskiego. Przewodnik objaśnił, że ci muzułmanie którzy mieszkają na Javie są mniej restrykcyjni i zdecydowanie nie wierzą, że zabicie kogoś da im świętość. Przewodnik wieży, że nowe pokolenie zacznie odrzucać islam albo przynajmniej interpretować go po nowemu, gdzie nie trzeba zabijać innych. W sumie Chrześcijanie też mieli swoje wojny krzyżowe, które w miarę szybko się skończyły. Miejmy nadzieję, że islamskie zabijanie w imię Allaha też się szybko skończy i transformacja stanie się szybciej.
Po głównej świątyni pojechaliśmy jeszcze do mniejszej świątyni buddyjskiej natomiast z wielkim posągiem buddy - przynajmniej największym w tym rejonie. Posąg buddy robił wrażenie ale większe zrobiło na nas drzewo, Fikus Pengalesis. Jest to drzewo, które wypuszcza korzenie z gałęzi do ziemi. Jest to porównywalne z życiem, rośniemy, rozwijamy się aby ponownie powrócić do naszego źródła.
Do tej pory nie spotkaliśmy się z naganiaczami. W żadnym kraju nikt nie namawiał nas do kupowania czegoś na siłę. Czasem zawołali, zaprosili do środka ale nic na siłę. Natomiast to co się działo przy tych świątyniach to masakra. Ledwo otworzyły się drzwi naszego samochodu to byliśmy otoczeni grupą sprzedawców. Każdy chciał nam coś wcisnąć. To samo w drodze powrotnej. Zaczynali zawsze od jakiejś wysokiej ceny - ceny bardziej Manhattańskiej. Kiedy jednak nie chcieliśmy kupić to potrafili zejść do ceny która była 20% pierwotnej ceny. Ja osobiście nie lubię się targować więc wychodziłam z pustymi rękami a szkoda. Niektóre rzeczy mieli bardzo ładne i jakby ustawaili stałą cenę to pewnie byśmy więcej kupili, bo tanie i ładne.
Pomimo, że była dopiero 1 popołudniu my nauczyliśmy się wiele i wiele zobaczyliśmy. Zmieniam zdanie jeśli chodzi o przewodników. Czasem warto dopłacić i dowiedzieć się czegoś nowego, zrozumieć, że dzwon to tak naprawdę miska ryżu. Naszym następnym przystankiem było lotnisko. Lecieliśmy na Bali ale tylko przenocować. Naszą główną destynacją jest Komodo National Park. Park Narodowy położony na 3 wyspach (Komodo, Rinca i Padar) jest domkiem dla największych jaszczurów na świecie. Park zwiedza się łódkami, które wypływają z wyspy Flores. Tam też znajduje się lotnisko (LBJ). Do Labuhanbajo można się dostać z Bali albo z innych mniejszych wysp. Choć najpopularniejsze są połączenia z Bali. Dlatego aby nie mieć długiej przesiadki zdecydowaliśmy się spędzić noc na Bali i dopiero rano polecieć na Komodo. Lot minął spokojnie i szybko po kolacji poszliśmy spać. Tak więc ciężko powiedzieć, że byliśmy na Bali.