2018.02.18 Killington, VT (dzień 2)

Po wczorajszym wspaniałym hiku na szczyt Stratton, dzisiaj przyszedł czas na narty. Z pogodą trafiliśmy idealnie. Podczas wspinaczki mieliśmy słońce, w nocy spadł śnieg, a rano znowu się rozpogodziło.

Jak się okazało w Killington spadło, aż 5” śniegu i ponoć dalej sypie. Zdziwiłem się bo w White River Junction (tu gdzie mamy hotel) świeci słońce. Po przejechaniu paru kilometrów w górę drogą 4 wszystko się wyjaśniło. W górach dalej fajnie śnieżek sypie.

Rano nie było jeszcze ludzi, więc bez żadnej kolejki wsiadłem na expresowy wyciąg i wyjechałem na jeden z wielu szczytów na który można wyjeżdżać w Killington. Już z wyciągu widziałem, że warunki narciarskie będą wspaniałe. Dużo śniegu, nic nie ubijane i dalej sypie.

Cisza z jaką moje narty sunęły w tym puchu była jak z bajki. Dawno na wschodnim wybrzeżu nie jeździłem w takich warunkach. Puch nie był jeszcze rozjeżdżony, nie było muld i można było jechać jak tylko się chciało. Szybko zjechałem na dól i wziąłem inny wyciąg na górę obok. Chciałem zjechać Outer Limits. Jest to bardzo stromy, podwójny diament, często strasznie zmuldzony.

Mimo, że trochę śniegu spadło to jednak na tak stromej trasie lód i muldy były dalej wyczuwalne. Dało się zjechać, ale nie był to zjazd w puchu jaki oczekiwałem. Dla porównania pojechałem na drugą stronę Killington i zjechałem Ovation.

Ovation jest to podwójny diament który jest otwarty tylko parę dni w roku jak dużo spadnie śniegu. Tutaj była zupełnie inna bajka. Dalej były duże muldy, ale miękkie i pokryte świeżym śniegiem. Narty przebijały się przez te muldy tak jak by one nie istniały. Dzisiaj miałem w planie maksymalnie zjechać tylko raz trasą, nie powtarzać się. Tutaj zrobiłem wyjątek i zjechałem jeszcze raz Ovation. Jakoś tak fajnie mi się nią jechało. Pewnie już w tym sezonie już jej nie otworzą.

Trasa Superstar też była świetna. Jeszcze nie rozjeżdżona. Widać, że w Killington wyznają zasadę, że jak śnieg spadnie to nie ubijają. Wczoraj bo zamknięciu resortu ubili większość tras, ale już po nocnych opadach śniegu nic z tym nie robili. Tylko po paru zielonych na dole ratraki przejechały, żeby dzieci miały się gdzie uczyć.

Obok Superstar jest fajny lasek. Pisało, że zamknięty, ale jak większość zamkniętych tras dzisiaj w Killington była już uczęszczana. Ski Patron po prostu nie zdążył jej otworzyć. Lubię ten lasek, ale nie dzisiaj. Dalej było mało śniegu. On jest stromy i wymagana jest potężna ilość śniegu. Dało się zjechać, ale często czułem, że narty jadą po korzeniach i kamieniach. Biedne nartki.

Jak jeździ się samemu po górach to wsiadasz na wyciąg ze specjalnej kolejki. Tam z reguły jest mało ludzi, więc szybko jesteś na wyciągu i można wyjeździć się na maksa. Plusem też jest to, że dosiadając się do innych ludzi można dowiedzieć się ciekawych rzeczy.
Na jednym z krzesełek na przykład dowiedziałem się o klubie 100. Jest to klub w Killington, który w ten piątek miał swoje święto. W Piątek Killington był otwarty po raz setny w tym sezonie. Jest grupa ludzi, która już 100 dni jeździła na nartach w tym sezonie. Szacun....!!! W którymś roku mam zamiar do nich dołączyć. Pewnie tylko na jeden sezon, ale zawsze coś, prawda?
Na innym krzesełku po lunchu pewna pani mi powiedziała, że teraz w końcu jedzie na trudne trasy. Zapytałem się dlaczego dopiero teraz. Odpowiedziała, że cały poranek jeździła ze swoją 84-ro letnią mamą, a ona już nie lubi trudnych tras. Kolejny szacun...!!!!
Nie jest źle, Zostało mi jeszcze „parę” lat jeżdżenia.

Miałem jechać na lunch, ale niestety słoneczko pokrzyżowało mi plany. Góry i trasy zupełnie inaczej wyglądają w słońcu, które właśnie wyjrzało zza chmur. Nic innego mi nie zostało jak jeszcze zjechać parę razy.

Na lunch zjechałem do Bear Mountain. Lubię tu odpoczywać. Mniej ludzi, w miarę ok jedzenie, zimne piwko, a i widoki z tarasu są ciekawsze niż w innych dolnych stacjach.

Po posiłku zawsze jakoś tak nie chce się jeździć. Człowiek po prostu za dużo zje i jest śpiący. Mam na to sposób. Wybieram trudniejsze trasy i od razu senność przechodzi. Dzięki temu, że ostatnio spadło tutaj dużo śniegu to większość tras była otwarta i można było dobrze się pobawić.

Jak to nie pomoże, to zapraszam do lasu. Tutaj mózg musi natychmiast się obudzić i intensywnie myśleć, bo jak nie to po prostu wjedziesz w drzewo. Killington ma wiele lasów, od łatwych do na prawdę wymagających koncentracji i dobrej techniki manewru w ciasnym terenie. Im szybciej jedziesz tym jest ciekawiej.

Po takich laskach narciarz jest tak spocony, że nie ma nic lepszego jak usiąść przy chłodnym piwku i posłuchać dobrego DJa. Tak, w Killington nawet mają DJa na dole, który upewnia się, że schładzasz się w odpowiednim tempie.

Niestety za długo nie można było słuchać muzyki, bo do domu daleko. Mieszkaliśmy w White River Junction, oddalone od Killington 50 minut samochodem. W ten weekend nigdzie bliżej nie było miejsca, albo ceny były chore.

Po takim wspaniałym dniu poszliśmy na ucztę do Big Fatty's BBQ.
Mieliśmy ochotę na dobre i syte jedzenie. Jedzenie było ok, ale mogło być lepsze. Wołowina była dobrze zrobiona, natomiast wieprzowe żeberka mogły parę godzin dłużej poleżeć w piecu. Mięsko nie odchodziło od kości.

Jutro Stratton. Jeszcze w tym roku tam nie jeździłem. Ciekawe czy coś się zmieniło.

Previous
Previous

2018.02.19 Stratton, VT (dzień 3)

Next
Next

2018.02.17 Stratton, VT (dzień 1)