2018.02.19 Stratton, VT (dzień 3)

Stratton, uważane za Aspen wschodniego wybrzeża, przynajmniej cenowo. Kiedyś był to jeden z lepszych resortów na wschodzie. Nowe wyciągi, idealnie ubite trasy, duża różnica wzniesień i miasteczko w europejskim stylu. Niestety od paru lat nie wiele tam zrobili i inne resorty ze wschodu przeskoczyły Stratton w rankingu.
Nie dziwię się, że właśnie Aspen kupiło w tym roku Stratton i ma zamiar zainwestować dużo $$$, żeby ten resort wrócił do swojej świetności sprzed lat.

Dzisiaj mieliśmy plan zwiedzić ten resort i zobaczyć co się tam właściwie dzieje. Jest on na moim sezonowym bilecie, więc grzechem by było tego nie wykorzystać.
Wstaliśmy wcześnie i wschód słońca przywitaliśmy już w samochodzie. Nie było innego wyjścia, do resortu mieliśmy jakieś 1.5 godziny drogi.

Na start rozczarowanie. Większość wyciągów nieczynna, zwłaszcza te na szczyt. W związku tym na dole kolejki na 20-30 minut stania. Dobrze, że kolejka pojedynczych osób szybko szła i może po 10 minutach już siedziałem na sześcio- osobowym krzesełku.

Na wyciągu oczywiście dyskusja na temat wiatru i zamkniętych wyciągów. Ponoć wczoraj też były zamknięte. Zdziwiłem się, bo niedaleko stąd jest Killington, gdzie wczoraj wszystko było otwarte. Stratton pewnie ma stare wyciągi, które już przy większym wietrze nie mogą jechać.

Dojechałem do połowy góry i przesiadłem się na kolejny wyciąg. Jedyny który aktualnie jest czynny i jedzie na szczyt. Za szybko powiedziałem, że się przesiadłem. Musiałem odstać swoje. Tutaj już nawet kolejka dla pojedynczych posuwała się wolno. W Stratton wymyślili coś fajnego dla bogatych. Pewnie na wzór Aspen.
W większości resortów jest oddzielna kolejka dla szkółki narciarskiej. Tutaj też oczywiście była. Oprócz tego wprowadzili jeszcze jedną kolejkę. Dla narciarzy którzy mają prywatnego instruktora. Oni już w żadnej kolejce nie muszą stać, idą prosto na wyciąg. Było ich oczywiście dużo w związku z tym dużo się stało.

W końcu wyjechałem na szczyt. Trochę wiało, ale chyba nie aż tak żeby wyciągi były zamknięte. No nic, na to nie mam wpływu, więc pojechałem na drugą stronę góry. Tutaj już było mniej ludzi, czyli mniej się stało, a więcej jeździło.
​Niestety wiatr zwiał większość śniegu i pojawiły się twarde place i lód. Na szczęście mam świeżo naostrzone narty, które idealnie wcinały się w te nie przyjazne dla narciarza utrudnienia.

Zjechałem na dół na lunch. Mimo, że to poniedziałek to ludzi było mnóstwo. Dzisiaj jest święto w Stanach, to pewnie jest tego przyczyna. Nie jest to jakieś wielkie święto, ale chyba jednak dużo ludzi ma wolne.
Na szczęście Ilonka była już tam wcześniej i zarezerwowała miejsce.
​Dobry hamburger i zimne piwo na nartach zawsze uzupełni spalone kalorie i ugasi pragnienie.

"No tak - jak się poszwendałam po okolicy, trochę po lasach, trochę po miasteczku. Stratton, jako jeden z niewielu resortów na wschodnim wybrzeżu ma miasteczko - choć ciężko to nazwać miasteczkiem jak by porównać do prawdziwych miasteczek w Europie czy na zachodnim wybrzeżu."

Po południu już nie było szkółek narciarskich i stoki były puste. Wróciłem na drugą stronę góry gdzie na diamentach spalałem hamburgera. Jak nogi przestawały działać to wracałem na łatwiejsze trasy i podczas karwingowania dawałem im odpocząć.

Tak fajnie się jeździło, że nawet nie zauważyłem, że już jest 16 godzina i zamykają resort. Dobrze było tak na maksa pojeździć i potrenować, bo za dwa tygodnie zbliżają się duże narty. Jedziemy na tydzień do Whistler w British Colombia.
Whistler przez wielu uważany jest za jeden z lepszych resortów na świecie i najlepszy w Północnej Ameryce z „najgorszą” pogodą. Dlaczego najgorszą? Bo większość czasu sypie śnieg. Już tam nasypało ponad 9 metrów puchu. Średnio tygodniowo spada tam ponad 50cm śniegu. Co za raj...!!!! Biorę moje narty na puch i mam nadzieję, że mi wystarczą, a nie będę musiał wypożyczać szerszych. W Whistler byłem jakieś 15 lat temu. Jeździło mi się dobrze, ale nie bardzo dobrze. Dlaczego? Dlatego, ze wtedy jeszcze nie miałem sprzętu, a przede wszystkim umiejętności do jeżdżenia w tak potężnej ilości śniegu. W większości jeździłem jak ten turysta bo ubitych trasach i się ograniczałem tylko do niewielkiej części resortu. Jak czasami wyjechałem z tras i chciałem jak lokalni pobawić się w puchu, to szybko stamtąd uciekałem, bo albo się od razu męczyłem, ale wywracałem.

2017 - Chile

Nie mówię, że teraz jestem ekspertem w puchu, ale znacznie lepiej go ogarniam niż kilkanaście lat temu. Kiedykolwiek jestem w dużych górach, to staram się wyjeżdżać z „komfort zone” i wjeżdżać w puszyste, dziewicze tereny. Po pierwsze jest to znacznie lepsza zabawa niż po monotonnych, ubitych trasach, a po drugie narciarz ma o wiele większe możliwości. W ogromnych resortach narciarstwo to też podróżowanie i zwiedzanie. Za pomocą wyciągów i praktycznie nieograniczonych terenów przemieszczanie się jest o wiele szybsze niż latem na szlakach. A góry zimą są równie, jak i nie piękniejsze niż latem.

2017 - Chile

W 2010 w Whistler była też Olimpiada Zimowa i pobudowali wiele wyciągów i tras, które tylko wzbogaciły ten resort.
Wkrótce to wszystko sprawdzę i mam nadzieję, że zdjęcia i opisy przybliżą wam ten narciarski raj.
Jak narazie to za tydzień planujemy jeszcze wyjazd do Windham w Catskills, NY. Nie sądzę, że będę go na blogu opisywał, ale jak mnie góra w jakiś ciekawy sposób zaskoczy to oczywiście nie omieszkam o niej wspomnieć na następnym wpisie.
Wspaniałego białego szaleństwa dla wszystkich miłośników nart i do usłyszenia.

Previous
Previous

2018.03.03 Whistler, Canada (dzień 1)

Next
Next

2018.02.18 Killington, VT (dzień 2)