Traveling - it leaves you speechless, then turns you into a storyteller.

USA: New England Darek USA: New England Darek

2018.02.19 Stratton, VT (dzień 3)

Stratton, uważane za Aspen wschodniego wybrzeża, przynajmniej cenowo. Kiedyś był to jeden z lepszych resortów na wschodzie. Nowe wyciągi, idealnie ubite trasy, duża różnica wzniesień i miasteczko w europejskim stylu. Niestety od paru lat nie wiele tam zrobili i inne resorty ze wschodu przeskoczyły Stratton w rankingu.
Nie dziwię się, że właśnie Aspen kupiło w tym roku Stratton i ma zamiar zainwestować dużo $$$, żeby ten resort wrócił do swojej świetności sprzed lat.

Dzisiaj mieliśmy plan zwiedzić ten resort i zobaczyć co się tam właściwie dzieje. Jest on na moim sezonowym bilecie, więc grzechem by było tego nie wykorzystać.
Wstaliśmy wcześnie i wschód słońca przywitaliśmy już w samochodzie. Nie było innego wyjścia, do resortu mieliśmy jakieś 1.5 godziny drogi.

Na start rozczarowanie. Większość wyciągów nieczynna, zwłaszcza te na szczyt. W związku tym na dole kolejki na 20-30 minut stania. Dobrze, że kolejka pojedynczych osób szybko szła i może po 10 minutach już siedziałem na sześcio- osobowym krzesełku.

Na wyciągu oczywiście dyskusja na temat wiatru i zamkniętych wyciągów. Ponoć wczoraj też były zamknięte. Zdziwiłem się, bo niedaleko stąd jest Killington, gdzie wczoraj wszystko było otwarte. Stratton pewnie ma stare wyciągi, które już przy większym wietrze nie mogą jechać.

Dojechałem do połowy góry i przesiadłem się na kolejny wyciąg. Jedyny który aktualnie jest czynny i jedzie na szczyt. Za szybko powiedziałem, że się przesiadłem. Musiałem odstać swoje. Tutaj już nawet kolejka dla pojedynczych posuwała się wolno. W Stratton wymyślili coś fajnego dla bogatych. Pewnie na wzór Aspen.
W większości resortów jest oddzielna kolejka dla szkółki narciarskiej. Tutaj też oczywiście była. Oprócz tego wprowadzili jeszcze jedną kolejkę. Dla narciarzy którzy mają prywatnego instruktora. Oni już w żadnej kolejce nie muszą stać, idą prosto na wyciąg. Było ich oczywiście dużo w związku z tym dużo się stało.

W końcu wyjechałem na szczyt. Trochę wiało, ale chyba nie aż tak żeby wyciągi były zamknięte. No nic, na to nie mam wpływu, więc pojechałem na drugą stronę góry. Tutaj już było mniej ludzi, czyli mniej się stało, a więcej jeździło.
​Niestety wiatr zwiał większość śniegu i pojawiły się twarde place i lód. Na szczęście mam świeżo naostrzone narty, które idealnie wcinały się w te nie przyjazne dla narciarza utrudnienia.

Zjechałem na dół na lunch. Mimo, że to poniedziałek to ludzi było mnóstwo. Dzisiaj jest święto w Stanach, to pewnie jest tego przyczyna. Nie jest to jakieś wielkie święto, ale chyba jednak dużo ludzi ma wolne.
Na szczęście Ilonka była już tam wcześniej i zarezerwowała miejsce.
​Dobry hamburger i zimne piwo na nartach zawsze uzupełni spalone kalorie i ugasi pragnienie.

"No tak - jak się poszwendałam po okolicy, trochę po lasach, trochę po miasteczku. Stratton, jako jeden z niewielu resortów na wschodnim wybrzeżu ma miasteczko - choć ciężko to nazwać miasteczkiem jak by porównać do prawdziwych miasteczek w Europie czy na zachodnim wybrzeżu."

Po południu już nie było szkółek narciarskich i stoki były puste. Wróciłem na drugą stronę góry gdzie na diamentach spalałem hamburgera. Jak nogi przestawały działać to wracałem na łatwiejsze trasy i podczas karwingowania dawałem im odpocząć.

Tak fajnie się jeździło, że nawet nie zauważyłem, że już jest 16 godzina i zamykają resort. Dobrze było tak na maksa pojeździć i potrenować, bo za dwa tygodnie zbliżają się duże narty. Jedziemy na tydzień do Whistler w British Colombia.
Whistler przez wielu uważany jest za jeden z lepszych resortów na świecie i najlepszy w Północnej Ameryce z „najgorszą” pogodą. Dlaczego najgorszą? Bo większość czasu sypie śnieg. Już tam nasypało ponad 9 metrów puchu. Średnio tygodniowo spada tam ponad 50cm śniegu. Co za raj...!!!! Biorę moje narty na puch i mam nadzieję, że mi wystarczą, a nie będę musiał wypożyczać szerszych. W Whistler byłem jakieś 15 lat temu. Jeździło mi się dobrze, ale nie bardzo dobrze. Dlaczego? Dlatego, ze wtedy jeszcze nie miałem sprzętu, a przede wszystkim umiejętności do jeżdżenia w tak potężnej ilości śniegu. W większości jeździłem jak ten turysta bo ubitych trasach i się ograniczałem tylko do niewielkiej części resortu. Jak czasami wyjechałem z tras i chciałem jak lokalni pobawić się w puchu, to szybko stamtąd uciekałem, bo albo się od razu męczyłem, ale wywracałem.

2017 - Chile

Nie mówię, że teraz jestem ekspertem w puchu, ale znacznie lepiej go ogarniam niż kilkanaście lat temu. Kiedykolwiek jestem w dużych górach, to staram się wyjeżdżać z „komfort zone” i wjeżdżać w puszyste, dziewicze tereny. Po pierwsze jest to znacznie lepsza zabawa niż po monotonnych, ubitych trasach, a po drugie narciarz ma o wiele większe możliwości. W ogromnych resortach narciarstwo to też podróżowanie i zwiedzanie. Za pomocą wyciągów i praktycznie nieograniczonych terenów przemieszczanie się jest o wiele szybsze niż latem na szlakach. A góry zimą są równie, jak i nie piękniejsze niż latem.

2017 - Chile

W 2010 w Whistler była też Olimpiada Zimowa i pobudowali wiele wyciągów i tras, które tylko wzbogaciły ten resort.
Wkrótce to wszystko sprawdzę i mam nadzieję, że zdjęcia i opisy przybliżą wam ten narciarski raj.
Jak narazie to za tydzień planujemy jeszcze wyjazd do Windham w Catskills, NY. Nie sądzę, że będę go na blogu opisywał, ale jak mnie góra w jakiś ciekawy sposób zaskoczy to oczywiście nie omieszkam o niej wspomnieć na następnym wpisie.
Wspaniałego białego szaleństwa dla wszystkich miłośników nart i do usłyszenia.

Read More
USA: New England Ilona USA: New England Ilona

2018.02.17 Stratton, VT (dzień 1)

President’s day weekend – kolejny długi weekend w Stanach. Według prawa w Stanach, pracodawca nie musi Ci dawać wolnego w każde święto. Są firmy, które dają tylko najważniejsze święta jak Boże Narodzenie, Dziękczynienia itp. Ja ostatnio zmieniłam pracę i miałam szczęście dostać się do firmy która respektuje prawie każde święto i daje nam wolne. Co to oznacza? Jeszcze więcej długich weekendów niż miałam do tej pory.

Skoro mam wolny poniedziałek to nie ma innej opcji niż uderzyć w górki. A, że jest zima to Vermont się do tego najlepiej nadaje. Myśleliśmy pojechać gdzieś dalej ale zima w tym roku nie rozpieszcza i nie ma co jechać 7 czy 8 godzin bardziej na północ jak nie mają otwartych wszystkich terenów.

Niestety ten długi weekend jest też początkiem ferii zimowych dla dzieci w szkołach. Oznacza, to multum ludzi w górach i mały wybór noclegów. Ponieważ, my czekaliśmy do ostatniej chwili, żeby się przekonać jaka jest sytuacja ze śniegiem to wybór hoteli mieliśmy dość mały. Padło na White River Junction. Małe miasteczko położone na granicy Vermont i New Hempshire. Na szczęście moja karta travel agent nadal jeszcze działa więc udało mi się załatwić cały apartament z kuchnią, living roomem i sypialnią za jedyne $100 za noc. Będę tęsknić za tymi zniżkami.

Planowaliśmy wyjechać w sobotę rano więc pierwszy dzień padło na Stratton. Tylko tym razem padło na hike a nie na nartki. Po pierwsze chcieliśmy sobie urozmaicić jakoś ten weekend i zrobić coś innego skoro mamy już 3 dni wolne. Po drugie na hike mogliśmy wyjść po 10 rano i nadal mieć super warunki a na nartach jak cię rano nie ma to potem nie ma po co w ogóle wychodzić.

Z Nowego Jorku wyjechaliśmy koło 6 rano. Przed 8 rano zjechaliśmy zatankować i po kawę do Starbucksa. Na szczęście najpierw pojechaliśmy na stację i zaraz obok stacji Darek wypatrzył francuską piekarnię. Co tam Starbucks – Starbucks jest zawsze i wszędzie a świeże ciacho prosto z piekarni ciężko jest znaleźć przy autostradzie. Rzeczywiście piekarnia była pierwsza klasa. Jak coś to polecamy Isabelle et Vincent w Fairfield CT, otwierają o 6 rano ale jak jesteście przejazdem to zdecydowanie warto. Croissantów i pączków było tyle, że Darek nie mógł się zdecydować i wziął 3...do tego świeża bagietka i śniadanie gotowe.

Muszę przyznać, że ktoś miał znakomity pomyśl upieczenia bagietki z kawałkami oliwek. Bardzo mi to smakowało i idealnie pasowało do prosciutto. Śniadanie jak zwykle zjedliśmy w drodze, żeby nie tracić czasu. Takim sposobem byliśmy na parkingu już o 10 rano. Szybkie przebranie się – no może nie do końca szybkie i w drogę na górkę.

Zimowego hiku dawno nie robiliśmy. Ja chodzę po stokach narciarskich i nawet już zapomniałam jak te dwa tereny się różnią. Po stokach narciarskich wyjdziesz na szczyt szybciej bo jest stromiej. Przez to, że jest stromiej to nie ma szansy odpocząć idąc. Po stokach idzie się cały czas pod górę i pracują zupełnie inne mięśnie niż jak się „biegnie” przez lasek. Na górę Straton w resorcie wychodzę w 1.5h po trasie zeszło nam ok. 2.5h.

Baliśmy się trochę, że może być za dużo śniegu na trasie i będziemy mieli problemy ze znalezieniem szlaku. Na szczęście widać, że trasa jest dość popularna i nawet była lekko udeptana. Pierwsza mila jest dość płaska. Tylko lekko się podnosiliśmy, aż doszliśmy do skrzyżowania z drogą dla skuterów śnieżnych (snow mobile).

W stanach Main i Vermont bardzo dużo ludzi jeździ na skuterach. Jest tu dużo tras przystosowanych dla miłośników tego sportu więc jest się gdzie pogonić. My też spotkaliśmy ich kilka, zdecydowanie więcej niż ludzi. Przez całą trasę nie spotkaliśmy, żadnego człowieka. Dopiero na szczycie dogonił nas jeszcze jeden górołaz z dwoma pieskami.

My po drodze za to widzieliśmy dużo śladów różnych zwierzątek. Szczególnie zainteresowały nas jedne ślady. Były dość duże i głębokie. Na pewno nie zrobił tego człowiek. Po pierwsze ślad miał bardziej formę kopyta a po drugie wchodził do lasu i tam zniknął. Ślady nas bardzo zaciekawiły. Nie bardzo mieliśmy ochotę stanąć twarzą w twarz z tym czymś co zrobiło te ślady. Wiedzieliśmy na 100%, że to nie człowiek.
Potem zrobiliśmy dochodzenie na internecie i wyszło, że były to ślady łosia. Inne ślady też widzieliśmy ale to były raczej mniejsze liski czy inne gryzonie.

Na szczęście, że nie spotkaliśmy tego łosia twarzą w twarz. Troszkę byśmy się trochę wystraszyli jakby takie bydle stanęło na naszej drodze. Za skrzyżowaniem z drogą dla skuterów śnieżnych trasa zaczęła się podnosić do góry. Fajnie tak było poskakać między drzewami. Dobrze, że mieliśmy raki bo czasami był lodzik na trasie i bez raków to by było ciężko. W rakietach też za bardzo nie można było chodzić bo co jakiś czas wychodziły kamienie. Dlatego ja zawsze wybieram raki nad rakietami. Rakiety są dobre tylko na bardzo głęboki śnieg ale wtedy zazwyczaj nie można znaleźć trasy.

Im wyżej wychodziliśmy tym chłodniej się robiło ale my wtedy tylko przyspieszaliśmy kroku, żeby nam było ciepło. Na szczyt wyszliśmy koło 1 po południu. Myśleliśmy zjeść tam lunch ale dość wiało a i tak za bardzo głodni nie byliśmy. Tak więc wyszliśmy tylko na wieżę widokową, pobawiliśmy się z pieskami i zawróciliśmy na dół.

W górach na wschodnim wybrzeżu często można na szczycie zobaczyć wieże strażackie. Dawniej jak bywały duże pożary wartownicy z wież obserwowali okolicę i wzywali pomoc kiedy dostrzegli jakiś mały pożar. Teraz są inne sposoby na alert pożarowy. Wieże nadal są ale jest to bardziej atrakcja turystyczna. W lecie czasem otwierają i można wejść do środka i posłuchać opowieści o historii pożarów i ogólnie okolicznych lasów.

Po krótkiej przerwie zeszliśmy na dół. Schodzenie na dół zawsze jest szybsze. W drodze powrotnej też łosia nie spotkaliśmy więc bezpiecznie dotarliśmy do autka. Na parkingu nie było za dużo aut. Jedna para się zastanawiała czy nie wyjść na szczyt na nartach ale się jednak rozmyśliła. Myślę, że dali by radę bo ogólnie trasa była w miarę szeroka.

Takiego hiku nam trzeba było. Nie za duży 7 mil, zimowy, bez ludzi, bez owadów, bez niepotrzebnego pocenia się. Naprawdę zadowoleni byliśmy z decyzji. Darek, który jeszcze mniej chodzi w zimie niż ja, tym bardziej tęsknił za zimowym łażeniem po górach. Nawet, nie narzekał, że poświęcił dzień na nartach. Nadrobi jutro. Jutro i w poniedziałek będzie mieć cały dzień na gonienie po stokach a pogodę zapowiadają wyśmienitą. Miejmy nadzieję, że tak też będzie.

Po hiku pojechaliśmy do hotelu. Hike jednak był niczym w porównaniu do drogi. W Vermont nie ma za dużo autostrad a dróg z asfaltem też jest jak na lekarstwo. Wiadomo jak zjeżdża się z autostrady do resortu to zawsze wszystko jest fajnie zrobione ale jak trzeba przejechać wzdłuż z resortu do hotelu to zaczyna się przygoda. Tak więc ja jako nawigator, powiedziałam tylko skręć w lewo, potem w lewo, i w lewo (patrz k....zaciął się), a Darek potulnie poskręcał i powiedział "no to Subaru, zobaczymy co potrafisz". Subaru spisało się wyśmienicie bo po to zostało w końcu stworzone. Po ty by jeździć po błotach, ziemi i lasach.

Dotarliśmy do hotelu, zaparkowaliśmy w garażu podziemnym (kolejny plus tego hotelu), zamówiliśmy pizzę i padliśmy spać już koło 10. To się nazywa odpoczynek. Dobrze się tak zmęczyć bo potem się śpi jak niemowlę i naprawdę człowiek odpoczywa.

Read More
USA: New England Darek USA: New England Darek

2016.03.12-13 Stratton i Okemo, VT

W tym tygodniu w NYC temperatura przekroczyła 20°C. Dla narciarzy oznacza to jedno – końcówka sezonu, wiosenne narty. W sumie to u nas, na północnym-wschodzie niewiele śniegu spadło w tym sezonie, więc nie wiadomo czy nie jest to ostatni wyjazd na narty. Tak więc uzbrojeni w krem do opalania, okulary przeciwsłoneczne i grill zaatakowaliśmy Vermont.

Na sobotę zaplanowaliśmy Stratton, resort w którym nie byliśmy już parę lat. Kiedyś Stratton nazywany był Aspen wschodniego wybrzeża ze względu na wysokie ceny mieszkań, nowe wyciągi i idealnie ubijane trasy. Ale to już było. Teraz Stratton nie ma już ogrzewanych chodników, wyciągi są już ponad 10 letnie, a dbanie o trasy też ma wiele do życzenia.

Wiem, że w tym sezonie jest mało śniegu, ale w niedzielę jeździłem w Okemo gdzie trasy były dużo lepsze. Nie tracąc czasu uderzyłem na szczyt, bo wiedziałem, że od południa będzie się już dość ciężko jeździć. Ludzi nawet było trochę, ale zaletą jeżdżenia samemu jest to, że można wchodzić poza kolejką i nie tracić czasu na stanie w niej. Było słonecznie, ciepło, z lekkim wiatrem a śniegu ubywało z każdą godziną.

Rano się nawet jeździło OK. Śnieg na trasach nie był jeszcze rozjeżdżony. Można było carvingiem szybko zlatywać i odpoczywać na krzesełkach opalając się.

Jak nasi znajomi koło południa do nas dotarli, to już niestety warunki nie były takie fajne. Narciarze zeskrobali śnieg z tras więc lód był wszędzie. Porobiły się też duże, mokre muldy co dodatkowo utrudniało jazdę. Około trzeciej po południu nogi powiedziały, że wystarczy tej zabawy i trzeba odpocząć przy grillu w hotelu. Tak też uczyniliśmy i relaksowaliśmy się cały wieczór w miłym towarzystwie zajadając przepyszną kolację.

Niedziela - Okemo

Ten resort jest już nam bardzo znany. Jeździmy tam często, bo widać, że gospodarze o niego dbają i ciągle inwestują w nowe technologie.

Niestety nie było pierwszego krzesełka, bo ktoś kiedyś wymyślił zmianę czasu na czas letni. I to nas zaatakowało dziś rano. Z lekkim opóźnieniem, ale pełen sił wyruszyłem podbijać Okemo. Trasy narciarskie były znacznie lepiej przygotowane niż wczoraj w Stratton. Znajdowało się na nich więcej śniegu, który nawet skutecznie przykrywał lód i kamienie.

W Okemo odbywały się jakieś zawody, więc dużo ludzi była w głównej części góry. Pojechałem do South Face gdzie prawie nikogo nie było. Śnieg był mokry, ale było go dużo i był fajnie przez ratraki ubity. Jeździłem tam aż do południa ciesząc się z super pogody, braku ludzi i dobrych warunków śnieżnych jak na ten okres. Na niektórych trasah widać jednak było potężne braki śniegu. Tam gdzie nie było sztucznego zaśnieżania, to wiosna już była na całego.

Później pojechałem do Jackson Gore gdzie warunki też były ok. Było już po 12, wiosenne muldy się pojawiały, ale były malutkie. Widać, że jak jest mało narciarzy to trasy o dobrej kondycji mogą nawet być do popołudnia. Tutaj też parę razy zjechałem i zacząłem się posuwać w kierunku głównej części, gdzie planowaliśmy zrobić wiosenny piknik na łonie natury.

Siedząc tak, zastanawialiśmy się czy to czasem nie będzie nasz ostatni wyjazd na narty w tym sezonie. Za trzy tygodnie planujemy jeszcze jeden wyjazd na narty, ale po ilości śniegu jaka jest w górach, to różnie z tym może być. Jak rozmawiałem z lokalnymi na wyciągach to mówili, że nie pamiętają tak słabego sezonu narciarskiego. Opady śniegu były 4-5 razy mniejsze niż średnia roczna jaka jest w tym rejonie.
Dwa tygodnie temu we Francji narzekałem na nadmiar tego białego skarbu, a teraz narzekam na jego brak. Jakoś Matka Natura w tym sezonie „troszkę” to nierówno podzieliła. Obiecałem też sobie, że już nigdy więcej nie powiem, że jest go ZA DUŻO!!! Lepiej się męczyć z jego nadmiarem, niż patrzeć na trasy jak kwiatki rosną.

Read More
USA: New England Darek USA: New England Darek

2014.12.13-14 Stratton & Mount Snow, VT

3:30 rano na gazie gotuje się cydr jabłkowy (apple cider), w powietrzu miesza się zapach kawy, pomarańczy i jabłek....cudowny poranek....

Album_2014.12_Stratton (1).JPG

Dla zainteresowanych udostępniamy ściśle tajny, wytestowany przez wiele lat przepis:
Wlać 1L apple cider (cydr jabłkowy) do garnka i podgrzewać na średnim ogniu.
Przekroić pomarańczę na 4 ćwiartki, wycisnąć z nich sok prosto do garnka i pozostałości wrzucić do cydru.
Dorzucić 3-4 pałeczek cynamonu i 10-15 goździków.
Mieszając od czasu do czasu, czekać, aż się zagotuje.
Po zagotowaniu zmniejszyć ogień do minimum i tak trzymać przez 8-10 minut mieszając od czasu do czasu.
W między czasie zagrzać termos wlewając gorącą wodę.
Teraz przyszedł czas na najważniejszy składnik. Wylać wrzącą wodę z termosu, wlać 150 ml (lub więcej w zależności od upodobań) pikantnego rumu (polecamy Spiced Captain Morgan).
Używając sitko przelać zawartość garnczka do termosu. Dobrze go zakręcić i udać się na wycieczkę.
Życzymy dużo ciepła na te zimowe dni!!!

Tak więc wstałem w środku nocy, aby przygotować pyszny Cydr Jabłkowy i uciec z nim oczywiście w góry. Czy to jest nadal pasja czy już wariactwo? Gdzie jest różnica między pasją a wariactwem? Czy to się czymkolwiek różni? I czy to w ogóle ma znaczenie jeśli sprawia, że jesteśmy szczęśliwi? Bo przecież pasja sprawia, że ludzie robią szalone rzeczy.

Godzinę później, spakowani ruszamy w drogę....

Czy ja już kiedyś pisałem, że lubię wyruszać z NYC w nocy w drogę? 45 minut do Gór Niedźwiedzich, 3,5h do Stratton, Vermont. Na ten weekend wybraliśmy południowe Vermont, no bo jak można zmarnować weekend w Nowym Jorku wiedząc, że tam spadło 40 cm (15 in) świeżego puchu.

Album_2014.12_Stratton (3).jpg

​Niestety spadło go za dużo. W sobotę mieliśmy plan wyjść na górę Stratton, szlakiem Appalachian i Long Trail. W niedzielę natomiast planujemy delektować się tym puchem szusując na trasach w sąsiednim Mount Snow. Jak to bywa w połowie Grudnia zima zaskoczyła drogowców, nawet w północnych Stanach. Nie odśnieżyli nam drogi, która prowadziła do początku naszego szlaku. Więc dojazd nawet samochodem z napędem na cztery koła był niemożliwy. Często bywamy w tym rejonie więc znam inną drogę, która powinna nas doprowadzić do naszego szlaku. Spróbowaliśmy szczęścia i dojechaliśmy bliżej szlaku ale nadal odległość do początku szlaku była duża (6 miles). Jednak ten fakt nie ostudził naszego zapału i po założeniu sprzętu udaliśmy się na hike.

Album_2014.12_Stratton (13).JPG

​Wiedzieliśmy już, że raczej na szczyt nie wyjdziemy, ale mieliśmy nadzieję, że dojdziemy do początku trasy.

Album_2014.12_Stratton (15).JPG

Jednak wznosząc się w górę, śniegu zaczęło przybywać. Po podniesieniu się o 600 ft. (180 m.) poziom śniegu też się podniósł i dalsze przecieranie szlaku stało się bardzo wyczerpujące. Przeszliśmy 1.7 mil w 2,5h więc dalszy hike przestawał mieć sens. Po prostu za dużo spadło śniegu a my byliśmy pierwszymi, którzy przecierali tą trasę.

Album_2014.12_Stratton (10).JPG

Po przerwie na Cydr Jabłkowy z wielkimi łzami w oczach podjęliśmy decyzję o zawróceniu. Myśleliśmy, że w dół już będzie szybko, jednak byliśmy w błędzie. Porównywalnie ciężko szło się w dół jak i do góry. Ułatwieniem były nasze ślady, które już trochę przetarły szlak.

860775113.jpg

​Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. W motelu, Econo Lodge w Manchester byliśmy wcześniej więc mogliśmy się zrelaksować i odpocząć. Po zregenerowaniu energii przyszedł czas na kolację i dla odmiany nie mieliśmy hamburgerów. Tym razem postawiliśmy na drobiowe szaszłyki. Wyszły przepyszne i przy winie Chardonnay, Stemmler 2012 Carneros, zjedliśmy aż po 4 na osobę.

Album_2014.12_Stratton+%2816%29.jpg

Tak, to była super sobota. Może nie zdobyliśmy szczytu ale jak to kiedyś ktoś mądry powiedział „droga jest celem a nie destynacja”. Dziś przyszedł czas na nartki. Jak już wspomniałem nocowaliśmy w Manchester, Econo Lodge. Na narty planowałem jechać do Mount Snow. Najciekawsza droga aby dostać się do Mt. Snow ze Stratton jest przez Taylor Uper Road -> Brazers Way -> Mountain Road -> Jamaica Road -> Canedy Road -> road no. 100. Canedy Road jest najlepsza....przez cały czas jechaliśmy pobocznymi drogami ale Canedy wygrała. Nie dość, że na drodze nadal była warstwa śniegu (na szczęście posypana żwirem), to droga co chwila prowadziła ostro w górę i dół, a pod koniec zaatakował nas lód. Jedziemy sobie tymi bezdrożami, gdzie ciężko znaleźć jakiś dom a tu nagle coś uderza w szybę....po sekundzie znowu w dach i znowu w szybę zorientowaliśmy się, że był to lód spadający z drzew, który był topiony przez wstające słońce. Tak więc wczoraj w lesie strzelali myśliwi, dziś atakował nas lód. Ale czego można się spodziewać po Vermont.
Przepraszamy, że nie ma zdjęcia z drogi ale byliśmy zajęci omijaniem atakującego lodu jak i próbie zjazdu z tych gór bez spowodowania wypadku.
Mount Snow przywitał nas słoneczkiem. Co prawda szczyt był w chmurach ale mieliśmy nadzieję, że słońce wkrótce wygra z chmurami.

Album_2014.12_Stratton (20).JPG

Śniegu nasypało, warunki były super więc szybko uderzyłem na północną stronę góry gdzie się wybawiłem. Jednak nie tylko ja wiedziałem, że są dobre warunki, trochę ludzi się zjechało, ale byłem sam na nartach, więc mogłem wchodzić na single lane. Tym sposobem szybko poleciały pierwsze zjazdy Między czasem Ilonka po małym spacerku po okolicy zajęła miejsce w barze i ok. 11:30 mogłem sobie zrobić przerwę.

Album_2014.12_Stratton (25).JPG

Napić się lokalnego browaru (Mount Snow IPA), porozmawiać z lokalnymi narciarzami i uderzyć znów na trasy. Niestety, w między czasie pogoda się pogorszyła i widoczność zmalała.

Album_2014.12_Stratton (23).JPG

Ale jak to mówi nasz kolega...”nie ma złej pogody, są tylko ludzie źle przygotowani.” Dlatego nie poddając się uderzyłem ponownie na północną stronę góry i to była bardzo dobra decyzja, gdyż prawie nikogo tam nie było. Trasy już były trochę oblodzone i wyboiste, ale jak ja to powtarzam, nie ma złych warunków narciarskich, są tylko trudniejsze albo łatwiejsze.

Album_2014.12_Stratton (21).JPG

Bilet na narty w Mount Snow kosztuje $90. Tak, masz racje, też tak uważam, oni już tu chyba powariowali. Dobrze, że umiemy szukać i kupiliśmy parę dni wcześniej za $50. To już taka „normalna” cena. Ja się staram żeby płacić jak najmniej za każdy zjazd. Jeśli cena za zjazd wynosi powyżej $10 to znaczy, że nie był to udany dzień na nartkach (chyba że robię heli skiing, albo Vallee de Blanche w Chamonix), jeśli cena jest między $5-10 za zjazd to był to taki sobie dzień, natomiast poniżej $5 uważam za udany. Zdarzają się oczywiście dni poniżej $3, uważam je za FANTASTYCZNE....!!!!!!
Zrobiłem 13 zjazdów, wyszło $3.80 za zjazd. Dobry dzień, mogę dołączyć do Ilonki, która jak przystało na najlepszego „ski buddy” załatwiła nam stolik w 1900' Burgers. Nie było to łatwe bo większość pijaków poddała się pogodzie i przeniosła się z wyciągów do barów....nie wiedzą co się w życiu liczy.
Bardzo polecam to miejsce, przepyszne hamburgery, super mięsko z lokalnych krówek i wspaniałe piwka z lokalnych browarów.........

251689120.jpg

Jest 4 po południu, niestety trzeba opuszczać urocze Mount Snow i udać się 210 mil na południe do trochę cieplejszego Nowego Yorku. To chyba były ostatnie zjazdy w tym roku, ale to nic...pod koniec roku czekają nas wspaniałe kaniony w południowo-zachodnich Stanach. A w 2015 nowe przygody....na pewno będzie wesoło, w końcu już mam bilet do Szwajcarii na marzec a to dopiero początek.

Read More