2018.04.22-24 Snowbird, UT

Końcem kwietnia, czy w maju narciarz niestety nie ma wiele opcji. Dużo resortów jest już zamkniętych. Główną przyczyną nie jest brak śniegu, ale względy ekonomiczne (brakuje narciarzy). W wyższych partiach gór grubość pokrywy śnieżnej jest nadal ponad metrowa, ale ludzi brak.

Do końca nie można zrozumieć dlaczego ludzie w listopadzie lub w grudniu tak bardzo chcą jechać na narty, a w maju czy nawet w czerwcu już deski dawno schowali za szafę. Początek sezonu wcale nie jest fajny. Mało śniegu, niewiele terenów otwartych, zimno, wiatr, dużo ludzi i ciemno o 4 po południu.
Koniec sezonu to zupełnie inna bajka. O wiele więcej śniegu, ciepło, słonce świeci aż do 8 wieczorem, puste stoki, brak kolejek, o wiele niższe ceny, dużo terenów otwartych....

Rano wszystko jest zmrożone i masz uczucie jakbyś jeździł w środku zimy. Gdzieś tak od południa mocne słońce podtapia śnieg i wtedy zaczyna się prawdziwe wiosenne narciarstwo. Narty wcinają się w miękki śnieg pozwalając uprawiać przepiękny, długi karwing. Ludzie wyrozbierani do koszulek (albo nawet i bez), gogle zamienione na okulary przeciwsłoneczne, przy wyciągach gra muzyka, opalone, uśmiechnięte twarze (a nie w maskach), na wyciągach zimno piwo schładza rozpalone ciała.... Mam wymieniać dalej?!?

Oczywiście ja na nartach jeżdżę i w listopadzie i w maju, więc mam porównanie. Najbardziej lubię puch w środku zimy, a poza puchem, którego pod koniec sezonu brakuje moim ulubionym okresem narciarskim jest wiosna.

Niestety wiosna ma też minusy. Mowa tu oczywiście o śniegu. Na ubitych trasach nie ma tego problemu, wszystko jest równe jak stół i nie trzeba wiele wysiłku żeby sobie fajnie zjechać. Natomiast żaden dobry narciarz nie chce się ograniczać tylko do ubitych tras. Większość ciekawych, świetnych terenów jest poza trasami.

Tutaj na wiosnę jest zupełnie inaczej. Nie ma już leciutkiego puchu. Śnieg jest głęboki, ciężki, zakręcanie w nim stwarza pewne trudności i wymaga dużego wysiłku. Przy ostrym słońcu i wysokiej temperaturze narciarz jest spocony po paru zakrętach. Dlatego plecak wypełniony po brzegi zimnym piwkiem jest tak samo potrzebny jak dobre umiejętności narciarskie.

Podczas takich zjazdów odpoczynek jest wskazany. Nie ma to jak usiąść na śniegu i w ciszy podziwiać cudowne widoki. Czasami tylko słychać kolejnego narciarza, który stara się jak najlepiej i najciekawiej przejechać kolejny odcinek. Błędy i wywrotki w tak miękkim śniegu nie są bolesne, więc każdy wyszukuje coraz to ciekawsze trasy.

Dzięki pomocy lokalnych my też często odkrywaliśmy ciekawe tereny i próbowaliśmy z nich zjeżdżać. Czasami łatwiej, czasami gorzej, ale zawsze z zadowoleniem, że kolejne tereny z przepięknymi widokami zostały odkryte.

Przyjechaliśmy tutaj na trzy pełne narciarskie dni. Jak się ma szczęście do pogody i warunków (my mieliśmy), to przez te 3 dni można się wyjeździć jak przez tydzień na wschodnim wybrzeżu. Mieszkaliśmy zaraz koło tras, ludzi prawie nie było, więc jazda była non-stop, z przerwami na ochłodzenie oczywiście.

Mieszkaliśmy w Snowbird. Zimą ten resort jest połączony trasami narciarskimi z kolejnym świetnym resortem, z Alta. Mimo, że Alta jest wyżej i ma więcej śniegu była niestety zamknięta. Miała ten sam problem, co większość resortów, brak chętnych do uprawiania białego szaleństwa. Szkoda, bo tam też są cudowne tereny.

Snowbird też jest wysoko położony. Dolne stacje są na 8,100 stóp (2,468m), a wyjeżdża się na 11,000 stóp (3,350m). Czasami wysokość negatywnie odbijała się na naszym tempie zjazdów i musieliśmy częściej stawać i wyrównywać oddech. W trzecim dniu było już ok.
Myśmy całymi dniami szusowali po stokach, a Ilonka...

"Ja niestety w Snowbird byłam tylko dwa dni. W poniedziałek rano musiałam już niestety lecieć na konferencję do Chicago. Tak więc niedzielę wykorzystałam w 100% na gonienie po górkach. Niestety tak jak Darek pisał, na tej wysokości brak tlenu jest odczuwalny. Snowbird też nie pozwala na up hill traffic - coś mam pecha w tym roku i nigdzie mi nie pozwalając chodzić. Nie narzekałam za bardzo bo po dole połaziłam, na górę wyjechałam a i tak jak na pierwszy dzień to wysokość trochę odczuwałam."

Zawsze po nartach siadaliśmy sobie na dole i w słoneczku wspominaliśmy kolejny, cudowny dzień. Nie byliśmy jedyni co tak odpoczywali, więc z innymi narciarzami przy piwku nawiązywaliśmy kontakty i planowaliśmy kolejne dni.

Oczywiście siedzieliśmy niedaleko polskiej flagi. W 2002 roku była tu olimpiada i nasz wspaniały Małysz wyskakał tutaj parę medali.
Fajnie się złożyło, bo miesiąc temu byliśmy w Whistler (Kanada) gdzie w 2010 też była olimpiada. Podróżujemy szlakami olimpijskimi. Kto za rok jedzie do Korei Południowej na narty sprawdzić gdzie nasz rodak Kamil wyskakał złoto?

Nie będę się rozpisywał gdzie i jakimi trasami jeździliśmy. Jechaliśmy tam gdzie nas narty niosły, a wieczorami odpoczywaliśmy na balkonie a później włóczyliśmy się po malutkim miasteczku.

Szkoda, że nie mieszkamy w Salt Lake City i nie mamy w tak piękne góry godzinki samochodem. Wtedy na pewno w sezonie miał bym ponad 30 dni narciarskich, a nie jakieś 20+. Z NY muszę jechać minimum 4-5 godzin samochodem żeby jeździć na nartach w miarę fajnych terenach, ale tym górkom dalej daleko do Snowbird.

Trzy dni zleciało i niestety wróciliśmy do NY. Ilonka wyjechała z gór wcześniej bo miała jakąś konferencje w Chicago.
Być może był to nasz ostatni wyjazd na narty w tym sezonie. A może jednak nie. Killington obiecuje, że będzie czynny do końca maja albo nawet do czerwca. Pożyjemy, zobaczymy....
Jak coś to zdamy relacje.

Previous
Previous

2018.05.05-06 Killington, VT

Next
Next

2018.04.21 Salt Lake City & Snowbird, UT