2018.11.11 Białe Góry, NH (dzień 2)

Wczoraj był lekki przedsmak, tego co dzisiaj mamy w planie zrobić. Tak nas ciągnęło w górki na śnieg, że już o 6 rano wstaliśmy, zjedliśmy śniadanie i wskoczyliśmy do samochodu. Śpimy w Lincoln, jest to małe miasteczko położone w sercu Białych Gór. W Lincoln jest jeszcze jesień. Dużo liści na ziemi, w miarę ciepło i brak śniegu. Po 20 minutach jazdy samochodem w górę dojechaliśmy na parking gdzie było -6C i panowały zimowe warunki. Parking był cały pokryty lodem i nawet dosyć pełny. Odpowiednio się ubraliśmy, założyliśmy raczki na zimowe buty i ruszyliśmy szlakiem zdobywać szczyty.

W planie mamy zdobyć dwa szczyty. Górę Hancock i jej południowy szczyt. Dystans do pokonania, około 16 km. Nawet dzisiaj szło trochę ludzi na te szczyty. Spotkaliśmy jakieś 12-15 grup. Niektórzy szli tak jak my, czyli na jeden dzień. Ale widzieliśmy też ludzi którzy nie zamierzają dzisiaj wracać do cywilizacji. Ich plecaki i sprzęt mówiły nam, że nockę (albo i więcej) będą spędzać w górach. Szacun na maksa, ale trzeba się na to dobrze przygotować i wiedzieć co się robi. Za błędy można zapłacić najwyższą cenę. W nocy temperatury mogą spaść do -20C lub niżej, zamarznie woda i jedzenie. Jak się spocisz to się już nie wysuszysz, a spanie w mokrym ubraniu nie jest opcją. Śpiwór też trzeba mieć odpowiedni do warunków i temperatur. Jak będzie ci zimno to już za późno. Nie ma serwisu na komórki, ciemno wszędzie, a baterie w lampkach na długo nie wystarczą.
My lubimy zimowe hiki, ale potem też lubimy ciepłe łóżeczko w hotelu.

Pierwsze parę kilometrów szlak szedł wzdłuż strumyków, delikatnie podnosząc się do góry. Śnieg był zmarznięty, więc dobrze się szło. Oczywiście nie ma mostków i strumyki trzeba przeskakiwać po kamieniach. W lato jak się wpadnie do wody to nie ma z tym większego problemu. W zimie jest „troszkę” inaczej. Jak wpadniesz do wody to raczej twój hike się skończył i masz nadzieję, że masz blisko do ciepłego samochodu albo schroniska.

Czasami było stromiej, a co za tym idzie, ciekawiej. Strome strumyki w zimie to bajka, nie?

Zdziwiło nas ilość wydeptanych szlaków. Co chwile było jakieś rozgałęzienie i boczne szlaki też były wydeptane. Widać, że zimowe spacery w wyższe partie gór robią się coraz to popularniejsze.

Doszliśmy do ostatniego rozgałęzienia szlaków. W lewo na Północny Hancock, a w prawo na południowy. Można też zrobić oba szczyty za jednym razem i przejść między nimi granią. Tak też zrobiliśmy. Ruszyliśmy na północny, a następnie w planie było zdobycie południowego.

Od tego miejsca spacer zamienił się wspinaczkę. Najpierw zeszliśmy ostro do strumyka, żeby następnie wspinać się na północny szczyt.

Do przejścia może mieliśmy 800 metrów, ale musieliśmy się wspiąć jakieś 300-350 metrów. Było stromo, a czasami bardzo stromo. Żałowaliśmy, że nie ma więcej śniegu i lodu wtedy raczki zamienilibyśmy na raki i łatwiej by było się wspinać. Przy małej ilości śniegu czy lodu raki wbijają się w skały, a to niestety nie pomaga. Ślizgają się po nich, a w dodatku się tępią.

Im wyżej tym było zimniej. Jak się szło to było ok, ale trzeba było uważać żeby się nie spocić. Na każdej przerwie ciepła kurtka była wymagana. Do tego na otwartych przestrzeniach czasami zawiewał mroźny wiatr i wind-chill dawał się we znaki.

Pod koniec zrobiło się znacznie płaściej i w końcu dotarliśmy na szczyt. Widoków ze szczytu nie było, bo cały jest porośnięty lasem. Tabliczka wbita w ziemię oznajmiała, że cel został zdobyty.

Przywitały nas ptaki, które siedząc na pobliskich drzewach bacznie nas obserwowały. Czekały, aż wyciągniemy jakieś jedzenie z plecaków i może je poczęstujemy. Niestety miały pecha, bo trochę wiało i lunch jedliśmy niżej.

Między Hancock a południowym jego szczytem jest dolinka (na szczęście nie za głęboka). Tam też zrobiliśmy sobie przerwę i w ciszy posililiśmy się energetycznym batonem. Szczyty są oddalone od siebie o 2.3 km. Szlak nie był trudny, z góry się prawie zbiegło, a podejście nie było za strome. Szybki marszcz trochę utrudniał głęboki śnieg, tutaj już go było trochę. Zajęło nam może z godzinkę przejście między szczytami i o godzinie 13 stanęliśmy na południowym Hancock.

Tutaj wiało na maksa. Szybkie zdjęcie i w dół. Za zimno na odpoczynek. Mieliśmy 800 metrów do połączenia szlaków i 300-350 w pionie. Znowu było stromo.

Z góry znacznie szybciej to pokonaliśmy i w dobrym czasie zeszliśmy ten odcinek. Od tego miejsca do samochodu było już w miarę płasko i łatwo. Trochę strumyków i parę przeszkód, ale nic trudnego i w 1,5 h pokonaliśmy 4 kilometry.

Robiło się już zimno jak dotarliśmy do samochodu. Pod koniec widzieliśmy ludzi którzy dopiero szli na szczyt. Trochę to brawurowo robili. Oni na pewno będą musieli iść po ciemku. Zimno, ciemno, duży wiatr, stromo.... nie ciekawe perspektywy. My wolimy zimowe hiki w ciągu dnia, a wieczorami w ciepełku odpoczywać, najlepiej przy cieplutkiej i rozgrzewającej Irish Cofee.

W ciągu 15 minut zjechaliśmy samochodem do miasteczka Lincoln i oczywiście Ilonka znalazła browar One Love, w którym postanowiliśmy troszkę odpocząć.

Jak to zwykle bywa w takich miejscach, trzeba sprawdzić ich produkcję. Poleciało ich 6 najlepszych piwek. Piwa były dobre, świeże, ale trochę za lekkie jak dla nas. My wolimy pełniejsze i o głębszym smaku.
Głód nam doskwierał coraz to bardziej. Miejscowość Lincoln jest dosyć mała i nie ma tam fajnych, dobrych restauracji. Na szczęście wiedzieliśmy już o tym wcześniej i się odpowiednio do tego przygotowaliśmy. Pojechał z nami grill.

Pod hotelem na stoliku zrobiliśmy sobie pyszną kolację. Ziemniaczki, warzywa, proteinki.... wypas na maksa. Do tego oczywiście obowiązkowe winko i do niczego nie potrzebujemy dobrych restauracji.

Zima w górach dobrze się zaczęła. Już jest trochę śniegu, a więcej ma sypać. Miejmy nadzieję, że w tym roku będzie długa i śnieżna. Mam nowe narty i już nie mogę się doczekać kiedy je przetestuje. Za niecałe dwa tygodnie jedziemy do Stowe w VT, a później do Quebec City w Kanadzie.
Jak narazie sprawdziłem pogodę i prognozy są obiecujące. Oby tak było....!!!

Previous
Previous

2018.11.22 Stowe, VT (dzień 1)

Next
Next

2018.11.10 Białe Góry, NH (dzień 1)