2020.01.26 Squaw Valley, CA (dzień 2)

Narciarstwo ma wady. Jedną z nich niewątpliwie jest wczesne wstawanie. Jesteś na upragnionych wakacjach i zamiast wylegiwać się do południa musisz wstawać około 7 rano. Każdy narciarz wie, że nie ma to jak ranne jeżdżenie po jeszcze nie rozjeżdżonych stokach, więc wstawanie jest niestety konieczne.

Album_2020.01 Squaw Valley (12).JPG

Na szczęście dzisiaj rano nie obudził nas dźwięk budzików, tylko dobrze znane odgłosy wysokogórskich resortów. Huki, które mówią, wstawaj zapowiada się wspaniały dzień.
Mowa tu oczywiście o ładunkach wybuchowych które są zrzucane na strome tereny i wywołują lawiny śnieżne. Jest to konieczne, aby lawiny nie spadały potem na narciarzy. Dużo lepiej i bezpieczniej jest zrobić kontrolowane lawiny przed otwarciem wyciągów, niż jakby potem coś się obsunęło prosto na ludzi. Huki trwały przez prawie dwie godziny. Widać, że patrol chce mieć pewność, że lawiny nie polecą w ciągu dnia, jak w górach są tysiące narciarzy. Oczywiście pewności nigdy nie ma, ale na pewno zmniejsza to niebezpieczeństwo. Niestety tydzień temu nie wszystkie lawiny przewidziano i zginęły tutaj dwie osoby, zostały zmiecione przez lawinę w Alpine Meadows.

Album_2020.01 Squaw Valley (70).JPG

Huki też oznaczają jedno, w górach spadło dużo śniegu. Raporty mówią o 20+ cm i dalej sypie! Nie mogliśmy się doczekać kiedy wyjdziemy z hotelu i zapniemy nartki.
Ilonka jak zwykle świetnie ogarnęła położenie hotelu i parę minut po 8 byliśmy już pod wyciągami. W dosłownym słowa tego znaczeniu. Nad naszym hotelem jeżdżą gondole i kolejki górskie. Dobra robota Dziubdziuk!

Album_2020.01 Squaw Valley (57).JPG

Ze względu na zagrożenie lawinowe wyciągi dzisiaj dopiero otwierają o 9 a nie o 8:30. Mieliśmy jakieś 30 minut do zabicia, wykorzystaliśmy to do zwiedzania miasteczka i obserwacji jak resort narciarski budzi się do kolejnego dnia.

O 8:45 ustawiliśmy się w kolejce do jednego z wyciągów (słynnego KT22, który to podczas olimpiady w 1960 obsługiwał większość zawodów) i punktualnie o 9 rano zaczęli wpuszczać ludzi. Dobrze, że byliśmy wcześniej, bo była już spora kolejka.

Album_2020.01 Squaw Valley (14).JPG

Na dole było bezwietrznie i z opadami śniegu, natomiast na górze było zupełnie inaczej. Mgła, wiatr i o wiele więcej śniegu. Za wiele nie znam tego resortu i byliśmy też jedni z pierwszych narciarzy na górze, więc za bardzo nie wiedzieliśmy gdzie jechać.

img-5042_orig.jpg

Ruszyliśmy za lokalnymi którzy i tak za chwilę rozjechali się w swoich kierunkach. Tutaj raczej nie jeździ się po trasach, a zwłaszcza nie w dni kiedy spadł śnieg.

Album_2020.01 Squaw Valley (16).JPG

Polanami i lasami jechaliśmy w dół. Widoczność była kiepska, natomiast warunki śnieżne wspaniałe. Mięciutko i cicho. Żadnego skrobania nartami po lodzie. Czasami ciszę przerywały radosne okrzyki narciarzy, którzy cieszyli się z warunków jakie tutaj panowały.

Album_2020.01 Squaw Valley (19).JPG

Zjechaliśmy na dół i kolejnym wyciągiem wyjechaliśmy w inną część gór. Postanowiliśmy odwiedzić Gold Coast. Jest to miejsce gdzie dojeżdża Funitel. Kolejka ta zabiera narciarzy z miasteczka i zawozi ich w góry. Coś w rodzaju gondoli tylko że większa i na dwóch linach. Każdy wagonik może zapakować do 30 narciarzy i dzięki dwóm liną może jechać w góry nawet podczas wielkiej wichury.

Z Gold Coast narciarz ma wiele opcji. Może iść do baru, może zjechać na dół, albo może wsiąść na kolejne wyciągi i jechać dalej. Myśmy oczywiście wybrali kolejny wyciąg i pojechaliśmy dalej w góry.

img-5056_orig.jpg

Tak jak przypuszczaliśmy im wyżej tym było gorzej z widocznością. Na górze już nic nie było widać, a na dodatek dalej były intensywne opady śniegu. Ale na co tu narzekać jak w około pełno miękkiego i świeżego śniegu.

Album_2020.01 Squaw Valley (27).JPG

Zjechaliśmy parę razy. W Squaw Valley mają zasadę, że jak jest świeży śnieg to nie wolno go ubijać. Także wszystkie trasy miały głęboki, po części rozjeżdżony śnieg, ale nadal można było się w nim głęboko zanurzać.

img-5067_orig.jpg

Po paru męczących zjazdach postanowiliśmy się dalej zapuścić i pojechaliśmy do Silverado/Granite Chief rejon. Tu już prawie nikogo nie było. Puste, leśne tereny i ogromne ilości śniegu. Widoczność była trochę lepsza.

Album_2020.01 Squaw Valley (33).JPG

Wyszukiwaliśmy zjazdów w lasach i cieszyliśmy się każdym udanym zakrętem w tych pustkowiach. Ciekawość nowych terenów poniosła nas „lekko” za daleko i niestety musieliśmy za to zapłacić.

Album_2020.01 Squaw Valley (35).JPG

Zajechaliśmy za daleko i musieliśmy trochę podejść do dolnej stacji kolejki. W głębokim śniegu i na tej wysokości nie należy to do łatwych zadań, no ale czego się nie robi dla przyjemności.

Album_2020.01 Squaw Valley (38).JPG

Zrobiliśmy jeszcze parę zjazdów i wróciliśmy do głównej części resortu.

Album_2020.01 Squaw Valley (46).JPG

Ilonka wyjechała do High Camp i chciała nam porobić trochę zdjęć. Niestety pogoda na maksa się załamała i nie było sensu się w to bawić. Weszliśmy do środka i przy piwku regenerowaliśmy siły.

Album_2020.01 Squaw Valley (42).JPG

"Niestety w Squaw Valley nie można chodzić po szlakach narciarskich. Zaczyna to być typowe dla dużych gór. Pewnie się boją, że jakiś włóczykij się zapląta i zajdzie gdzie nie powinien. Albo obawiają się za dużo nowicjuszy. Te góry to jednak nie przelewki. Można za to wyjechać kolejką. Zdziercy chcieli $50 za wyjazd no ale cóż, pewnie szybko tu znów nie będę więc bez większego marudzenia kupiłam bilet i wyjechałam na górę. Miałam szczęście, że akurat chmury przegonił wiatr i mogłam porobić jakieś zdjęcia.

Album_2020.01 Squaw Valley (87).JPG

Niestety w górach pogoda zmienia się jak w kalejdoskopie więc trzeba korzystać póki można. Zanim chłopaki dojechały to już wszystko pokryte było chmurami i mgłą. Nawet przerwa nie pomogła i chmury pokryły całą górę. Tak więc wskoczyłam do kolejki i już po 8 minutach byłam na dole. A na dole piękne słoneczko i można się na tarasie opalać."

Album_2020.01 Squaw Valley (26).JPG

Po przerwie wróciliśmy na narty. Pogoda już na maksa nie współpracowała. Niskie chmury, wiatr i gęste opady śniegu. Oczywiście nie przeszkodziło nam to w kontynuowaniu narciarstwa do zamknięcia wyciągów. Niestety nie zawsze mamy okazję jeździć w głębokim śniegu.

Album_2020.01 Squaw Valley (50).JPG

Później nawet się rozpogodziło, widoczność się poprawiła i można było większymi prędkościami pokonywać te wspaniałe tereny.

img-1270_orig.jpeg

O 16 zamknęli wyciągi. Mniej więcej w tym samym czasie dostaliśmy wiadomość od Ilonki gdzie jest najlepsza impreza w mieście po nartach i tam też się udaliśmy.

Album_2020.01 Squaw Valley (93).JPG

Le Chamois, to jest bar gdzie większość lokalnych po nartach wstępuje na piwko i opowiada co dzisiaj ciekawego zrobili w górach. Fajny klimat, dobre piwko i ciekawa muzyka, czego trzeba więcej...

Album_2020.01 Squaw Valley (96).JPG

Na koniec odwiedziliśmy Meksykanką restaurację aby uzupełnić kalorie. Niestety jedzenie było pyszne, a porcje tak wielkie, że po kolacji udaliśmy się do hotelu i padliśmy do łóżek. Dzień był intensywny i wyczerpujący.
Jutro mamy kolejny dzień przygód i niespodzianek.

Previous
Previous

2020.01.27 Squaw Valley, CA (dzień 3)

Next
Next

2020.01.25 Squaw Valley, CA (dzień 1)