Traveling - it leaves you speechless, then turns you into a storyteller.

USA: Southwest Ilona i Darek USA: Southwest Ilona i Darek

2020.01.28 Squaw Valley, CA (dzień 4)

Dużo ludzi narzeka na pracę w korporacji. Mówi się, że wyzysk, że wyścig szczurów, że liczą się numerki a nie ludzie. Może jestem corporate rat a może ludzie którzy najbardziej komentują nigdy nie spróbowali albo może wolą inną drogę kariery. Prawda jest taka, że ja to lubię, odnajduję się w tym i nawet jak czasem po 12h w pracy mam wszystkiego dość to potem sobie przypominam, że mogę nastawić budzik na 9 rano i pojawić się w pracy o 11 rano.

d2haxzdxgaeaj4e_orig.jpg

Właśnie za tą dowolność, elastyczność i łączność lubię korporacje. Ja mogę sobie pracować z resortu, budzić się i patrzyć na piękny wschód słońca albo wieczorem cieszyć się z innymi pijąc drinka na patio. Są też inne plusy, nie limitowane wakacje, które pozawalają mi wziąć 30 dni wolnego w roku. Wiem dla Europejczyków to prawie standard ale uwierzcie mi - amerykanie jak wykorzystają 20 dni to jest cud.

img-2550_orig.jpg

Ale co to wszystko ma wspólnego ze Squaw Valley? Dużo…. Po pierwsze nie ma większej różnicy czy jedziemy na sobota - niedziela na wschodnie wybrzeże, czy na sobota - wtorek na zachodnie. Po drugie rano muszę się wdzwonić w jakieś konferencje ale potem mogę poświęcić czas na pakowanie, spacer w górach czy piwko z widokiem na góry.

Album_2020.01 Squaw Valley (172).JPG

Tak własnie zaczęłam dzisiejszy dzień, konferencja przez telefon, spakowanie bagażu do auta, spacer po lesie i na koniec piwko...nie do końca na tarasie. Dziś już niestety musimy wracać. Samolot mamy dopiero koło 10 w nocy więc chłopaki jeszcze poszły poszaleć na nartach. Ja po spakowaniu samochodu poszłam się przejść do Shirley Canyon. Jest to szlak górski, który dochodzi do górnej stacji kolejki. Szlak jest super w lecie. W zimie - zwłaszcza teraz po zwiększonych opadach jest tam trochę dużo śniegu. Tak więc przeszłam się tylko kawałek. Super jest być w lesie i oglądać tą dziewiczą zimę.

img-2543_orig.jpg

Początek trasy widać, że jest często odwiedzany przez ludzi z psami więc nawet bez sprzętu można było iść. Natomiast im wyżej tym trasa była mniej przetarta a i śniegu przybywało. Tak więc po 30 minutach zawróciłam i podreptałam do miasteczka. Darek nie zmordowany dalej jeździł i korzystał z każdej minuty. Tak więc na przerwę spotkaliśmy się dopiero koło pierwszej.

20200128-130250_orig.jpg

"Trzeci dzień na nartach w Squaw Valley, niestety ostatni. Dzisiaj musieliśmy zjechać z gór najpóźniej o godzinie 14 żeby zdążyć na samolot.

Album_2020.01 Squaw Valley (153) (1).JPG

Pogoda dzisiaj była różna. Rano było nawet jeszcze ok, słońce przebijało się przez chmury. Niestety później chmury wygrały i zeszły bardzo nisko, zasłaniając wszystko.

img-5189_orig.jpg

Na dodatek zerwał się potężny wiatr i czasami zaczął sypać śnieg. Nie są to idealne warunki do narciarstwa, ale na to niestety nie mamy wpływu. Zapięliśmy kurtki po samą szyję i kontynuowaliśmy białe szaleństwo.

Album_2020.01 Squaw Valley (158).JPG

Dzisiaj tak jak i wczoraj praktycznie nie było nikogo w górach. Dalej większość tras była otwarta, za wyjątkiem tych które wymagały podejścia wyżej, albo wyjechania poza resort. Patrol obawiał się, że jest słaba widoczność i ludzie pobłądzą w górach.

Jest to nasz trzeci dzień w tym resorcie, więc coś tam go już znamy. Jeździliśmy gdzie nas oczy (a raczej narty poniosą). W nocy chyba wyżej w górach spadło trochę śniegu, bo można było znaleźć nawet puszyste odcinki.

img-5191_orig.jpg

Później zerwał się już naprawdę potężny wiatr. Niektóre wyciągi pozamykali, ale dalej dużo było jeszcze czynnych. Widzę, że na zachodzie mniej się przejmują przepisami czy bezpieczeństwem niż na wschodzie. Czasami ostro krzesełkami huśtało, aż się trzeba było trzymać.

Album_2020.01 Squaw Valley (156).JPG

Mi jednak pogoda nie straszna i po krótkiej przerwie zrobiłem jeszcze kilka zjazdów, żeby spalić co wypiłem i zjechałem do auta. Niestety wszystko co dobre szybko się kończy."

Album_2020.01 Squaw Valley (185).JPG

Ruszyliśmy w kierunku San Francisco. Po drodze podrzuciliśmy kolegę do Truckee. Z miasteczka Truckee do Reno jedzie pociąg i jest to podobno najbardziej widokowa trasa kolejowa w Stanach. Ciekawe… Przebiega ona przez góry Sierra Nevada więc pewnie widoki ma ładne ale, że aż najładniejsza? Trzeba to kiedyś sprawdzić. Niestety nie da się objechać nią w jeden dzień tam i z powrotem (trzeba nocować w Reno) albo przejechać tylko one way. Nam Reno jednak nie jest do niczego potrzebne więc ograniczyliśmy się tylko do zjedzenia lunchu w tym miasteczku.

Album_2020.01 Squaw Valley (181).JPG

Jak tylko wjechaliśmy do miasteczka Truckee to przypomniała mi się książka, którą ostatnio czytam o Whiskey i dzikim zachodzie. Pisało w niej dużo o miastach które powstawały tylko dlatego, że odkryto tam złoto albo tworzyła się sieć kolejowa. Truckee nie jest miastem widmem (ghost town) ale zabudowę z lat 1800 jeszcze ma. Miasto bowiem powstało dzięki kolei i nadal jest węzłem komunikacyjnym dla pobliskiego resortu Squaw Valley.

Album_2020.01 Squaw Valley (183).JPG

Miasteczko malutkie, jedna ulica, parę budynków na krzyż. Ale knajpkę (1882 Bar and Grill) z lokalnym BBQ nawet mieli nie najgorszą. Co prawda byliśmy tam jedynymi gośćmi ale zakładamy, że to ze względu na porę bo jedzenie naprawdę mieli dobre.

img-2564_orig.jpg

Niestety czas nas gonił. Musieliśmy zdążyć na samolot a w Kalifornii nigdy nie wiadomo jak będzie z korkami. No i były korki - na szczęście nie w naszym kierunku. Coś się rozwaliło i 4 pasy stały kilometrami. Ciężarówki to już nawet nie stały w korku tylko się na poboczu poustawiały pewnie, żeby sobie odpocząć.

img-2573_orig.jpg

Nasze pasy na szczęście szły płynnie i zamiast wkurzać się na korki mogliśmy podziwiać chmury i zachody słońca.

Album_2020.01 Squaw Valley (191).JPG

Dobranoc Kalifornia - do następnego razu. My też wskakujemy w samolot i idziemy spać, żeby za 5h obudzić się po drugiej stronie kontynentu. Nie ma to jak iść do pracy z myślą, że teoretycznie jeszcze dziś było się w Kalifornii.

Album_2020.01 Squaw Valley (192).JPG
Read More
USA: Southwest Darek USA: Southwest Darek

2020.01.27 Squaw Valley, CA (dzień 3)

Po wczorajszej śnieżycy dzisiaj mieliśmy dzień z „normalniejszą” pogodą.Czasami było słonecznie i bez wiatru, a za parę minut wpadały chmury i wiało, tylko po to żeby za chwilę zniknąć i pozwolić słoneczku poświecić przez jakiś czas.

img-5109_orig.jpg

Widoczność była znacznie lepsza od wczorajszej, więc od razu zabraliśmy się za zwiedzanie terenów, tych których wczoraj ze względu na brak widoczności baliśmy się zjechać. Nie chcieliśmy się zgubić w tych potężnych górach.

Album_2020.01 Squaw Valley (104).JPG

Jest poniedziałek, więc ilość ludzi w górach jest wyjątkowo niska. Praktycznie czasami przez 5-10 minut nie widzieliśmy ani nie słyszeliśmy żadnego innego narciarza. Do wszystkich wyciągów były zerowe kolejki. Tak to można jeździć. Dalej było dużo świeżego śniegu w górach po wczorajszych opadach.

Album_2020.01 Squaw Valley (103).JPG

Chyba całe Reno, San Francisco czy Los Angeles wróciło do pracy i w górach zostali sami lokalni. Do tego stopnia, że już o 10 rano obsługa wyciągów z piwem w ręce nas witała i oferowała. My jeździmy z plecakami i też coś tam mamy, ale jednak było na te przyjemności za wcześnie.

img-5112_orig.jpg

Około 10 rano byliśmy już po paru łatwiejszych zjazdach, więc byliśmy rozgrzani i gotowi na zwiedzanie ciekawszych terenów.

img-5118_orig.jpg

Nawet z niektórych przełęczy i szczytów widać było kawałek ogromnego jeziora Tahoe.

img-5114_orig.jpg

Na zdjęciu może tego tak nie widać, ale to jezioro jest wielkie i głębokie. Badacze obliczyli, że jakby rozlać wodę z jeziora Tahoe na stan California, to pokryła by cały stan grubością 14 cali (35 cm) Stan California jest wielki, o 36% większy niż Polska.

Album_2020.01 Squaw Valley (111).JPG

Praktycznie, poza rejonem Silverado wszystko było otwarte. Patrol pozwolił narciarzom wjeżdżać i się wspinać we wszystkie możliwe miejsca. Nawet słynne Palisades zostały otwarte. Jest to miejsce do którego trzeba się wspinać gdzieś przez 20 minut z górnej stacji wyciągu Siberia. Potem bardzo stromymi i wąskimi wąwozami zlecieć w dół.

img-2503_orig.jpg

Lokalni i bardzo dobrzy, odważni narciarze, którzy znają każdy kamień w tych górach wychodzą tam po to żeby sobie po prostu zjechać i potem wystawić filmek na YouTube. Nam oczywiście życie jest nadal miłe, więc my tylko z dołu popatrzyliśmy jak to wszystko wygląda i pojechaliśmy dalej.

img-5129_orig.jpg

Przy dobrej widoczności wszystko znacznie lepiej widać. Jadąc jednym z wyciągów zobaczyłem polanę wysoko w górach i tylko 4 ślady na niej. Stanowczo za mało, przynajmniej powinno być 6 śladów. Szybko wymyśliłem jak tam się dostać i udaliśmy się w tamtym kierunku. Wyciągiem Emigrant na samą górę i potem w lewo. Troszkę trzeba podejść w miarę płaskim terenem i już prawie jest się na miejscu. Napisałem prawie, bo jednak tutaj przekonaliśmy się dlaczego są tylko 4 ślady. Żeby tam wjechać to trzeba skoczyć ze skarpy. Nie jest może tak wysoko, jakieś dwie długości nart (3-4 metrów), ale lądowanie jest na bardzo stromym terenie. Wiedząc, że za 3 tygodnie lecimy do Szwajcarii na narty to nie chcieliśmy się uszkodzić. Polak zawsze coś wymyśli i nam też się udało tam dostać. Trochę trzeba było podejść do góry, skoczyć z mniejszej skarpy (tylko jedna długość nart) i już byliśmy na szczycie polanki.

img-5138_orig.jpg

Nie była to jakaś długa polana, ale nawet dla paru zakrętów w dziewiczym puchu warto było się tu wybrać.
Było tak fajnie, że zaciągnęliśmy języka gdzie jeszcze można takie tereny dzisiaj znaleźć. Lokalni powiedzieli żeby odwiedzić Sun Bowl.

Album_2020.01 Squaw Valley (113).JPG

Żeby dostać się do Sun Bowl trzeba wyjechać wyciągiem Headwall i potem podążać za znakami.

Album_2020.01 Squaw Valley (116).JPG

Przed wjazdem do doliny oczywiście była tabliczka z napisem, że te rejony są dla ekspertów. Była dobra widoczność i patrol już dzisiaj rano sprawdził zagrożenie lawinowe. Uznał, że nie powinno nic się wydarzyć, więc wpuścili narciarzy. Im dalej w głąb się wjechało tym było mniej śladów. Trzeba było tylko uważać żeby za daleko nie pojechać, bo znowu trzeba będzie podchodzić jak wczoraj.

Album_2020.01 Squaw Valley (118).JPG

Rzeczywiście było super. Cisza, dużo śniegu i oczywiście prawie nie było nikogo. Było już tutaj trochę narciarzy przed nami, więc śnieg był lekko rozjeżdżony, ale i tak wciąż można było znaleźć ciekawe odcinki.

Album_2020.01 Squaw Valley (120).JPG

Po tych zabawach nogi powiedziały dosyć i musieliśmy zjechać na dół odpocząć i się ochłodzić. Dobrze się złożyło, bo Ilonka też w tym samym czasie znalazła się w wiosce, co spowodowało, że przerwa się lekko przedłużyła. Wszyscy zasługiwaliśmy na parę piwek i odpoczynek.

img-5144_1_orig.jpg

Parę minut przed 15 słonko wyszło zza chmur i zrobiło się przyjemnie, za przyjemnie. Bardzo nie chciało nam się wstawać, ale szkoda marnować czasu. Pojechaliśmy w jedno z ciekawszych i jeszcze przez nas nie odkrytych miejsc.

Album_2020.01 Squaw Valley (136).JPG

Jest to trudny rejon z przepięknymi widokami. Lokalni polecają to miejsce tylko podczas dobrej widoczności i bezwiecznej pogody. Żeby tam się dostać trzeba wyjechać wyciągiem KT22 i na górze skręcić w lewo. Minąć ostrzegawczą tablicę mówiącą, że ten rejon jest tylko zaawansowanych narciarzy i już się jest na miejscu.

Album_2020.01 Squaw Valley (132).JPG

Na początku jedzie się płaską granią, która kończy się ostrym urwiskiem. Widoki po obu stronach są wspaniałe. Dobrze, że nie ma wiatru bo pewnie jak tutaj zawieje to musi być ciekawie.

img-5153_orig.jpg

Po lewej stronie widać cały resort Squaw Valley a po prawej jest inny resort narciarski, Alpine Meadows. Aktualnie te resorty jeszcze nie są połączone ze sobą, ale już są plany którędy ma przebiegać gondola która je złączy. Powstanie dosyć spory Mega Resort.

img-5155_orig.jpg

Jak na razie w prawo nie można jechać, więc musieliśmy skręcić w lewo do Squaw Valley. Nie ma tutaj wyznaczonych tras. Po prostu trzeba znaleźć miejsce gdzie będzie ciekawie zjechać i się bawić. Tak jak pisało na tabliczce, że nie będzie łatwo i nie było.

Album_2020.01 Squaw Valley (140).JPG

Ostro i stromo w dół. Trochę lasami, czasami polanami. Dobrze, że dalej było dużo śniegu to narty nas łatwo utrzymywały na ścianie. W promieniach zachodzącego słońca ładnie to wszystko wyglądało i nawet nie zauważyliśmy jak zjechaliśmy na dół. Było parę minut przed godziną 16 także załapałem się prawie na ostatnie krzesełko. Kolegę chyba ten zjazd za bardzo zmęczył i już sobie odpuścił.

Album_2020.01 Squaw Valley (153).JPG

Chyba już nikt nie jechał na wyciągu, ani też praktycznie nikogo nie spotkałem w górach.

Album_2020.01 Squaw Valley (149).JPG

Samotnie, bez pośpiechu w promieniach zachodzącego słońca przemierzałem opustoszałe góry. Była taka cisza i spokój, że aż „musiałem” się często zatrzymywać i robiłem zdjęcia.

img-5165_orig.jpg

Była już chyba 16:30 jak zjechałem do wioski i prosto na nartach dojechałem do baru gdzie już Ilonka z kolegą „odpoczywali”. Dołączyłem do nich i wspólnie przy dobrym hamburgerze wspominaliśmy kolejny udany dzień w górach.

img-5171_orig.jpg

Trochę nam tam zeszło. Potem oczywiście musieliśmy sobie troszkę pospacerować po miasteczku w poszukiwaniu ogniska. Znaleźliśmy.

img-1326.jpg

Tam też troszkę zabawiliśmy ogrzewając buty narciarskie przy ognisku.
Dzień zakończyliśmy w kondominium próbując szczęścia w grę planszową „The National Park”. Ilonka wygrała.

img-5178_orig.jpg

Jutro już niestety wracamy na wschód, do NY. Nie tak do końca szybko wracamy, bo praktycznie cały dzień jeszcze jeździmy na nartach i dopiero koło 14 - 14:30 zjeżdżamy z gór i jedziemy do San Francisco.
Po tym i wielu innych pobytach na zachodzie Stanów utwierdzam się w przekonaniu, że narciarstwo na zachodzie to zupełnie inna bajka niż wschodnie Stany. Nawet nie ma co porównywać i punktować różnice. Nie ma sensu. Po prostu będziemy starali się w miarę możliwości więcej czasu spędzać w zachodnich górach. Mój bilet na narty tam też działa w większości resortów, a i bilety lotnicze stają się tańsze jak się więcej lata.
No i jeszcze pogoda zaczyna świrować. Coraz częściej na wschodzie w zimie w górach mamy deszcz zamiast śniegu. Gdzie w wyższych, zachodnich górach jak pada deszcze w dolinach to bierzesz kolejne wyciągi i jedziesz dalej, wyżej w góry. Ach ten zachód......!!!

Read More
USA: Southwest Darek USA: Southwest Darek

2020.01.26 Squaw Valley, CA (dzień 2)

Narciarstwo ma wady. Jedną z nich niewątpliwie jest wczesne wstawanie. Jesteś na upragnionych wakacjach i zamiast wylegiwać się do południa musisz wstawać około 7 rano. Każdy narciarz wie, że nie ma to jak ranne jeżdżenie po jeszcze nie rozjeżdżonych stokach, więc wstawanie jest niestety konieczne.

Album_2020.01 Squaw Valley (12).JPG

Na szczęście dzisiaj rano nie obudził nas dźwięk budzików, tylko dobrze znane odgłosy wysokogórskich resortów. Huki, które mówią, wstawaj zapowiada się wspaniały dzień.
Mowa tu oczywiście o ładunkach wybuchowych które są zrzucane na strome tereny i wywołują lawiny śnieżne. Jest to konieczne, aby lawiny nie spadały potem na narciarzy. Dużo lepiej i bezpieczniej jest zrobić kontrolowane lawiny przed otwarciem wyciągów, niż jakby potem coś się obsunęło prosto na ludzi. Huki trwały przez prawie dwie godziny. Widać, że patrol chce mieć pewność, że lawiny nie polecą w ciągu dnia, jak w górach są tysiące narciarzy. Oczywiście pewności nigdy nie ma, ale na pewno zmniejsza to niebezpieczeństwo. Niestety tydzień temu nie wszystkie lawiny przewidziano i zginęły tutaj dwie osoby, zostały zmiecione przez lawinę w Alpine Meadows.

Album_2020.01 Squaw Valley (70).JPG

Huki też oznaczają jedno, w górach spadło dużo śniegu. Raporty mówią o 20+ cm i dalej sypie! Nie mogliśmy się doczekać kiedy wyjdziemy z hotelu i zapniemy nartki.
Ilonka jak zwykle świetnie ogarnęła położenie hotelu i parę minut po 8 byliśmy już pod wyciągami. W dosłownym słowa tego znaczeniu. Nad naszym hotelem jeżdżą gondole i kolejki górskie. Dobra robota Dziubdziuk!

Album_2020.01 Squaw Valley (57).JPG

Ze względu na zagrożenie lawinowe wyciągi dzisiaj dopiero otwierają o 9 a nie o 8:30. Mieliśmy jakieś 30 minut do zabicia, wykorzystaliśmy to do zwiedzania miasteczka i obserwacji jak resort narciarski budzi się do kolejnego dnia.

O 8:45 ustawiliśmy się w kolejce do jednego z wyciągów (słynnego KT22, który to podczas olimpiady w 1960 obsługiwał większość zawodów) i punktualnie o 9 rano zaczęli wpuszczać ludzi. Dobrze, że byliśmy wcześniej, bo była już spora kolejka.

Album_2020.01 Squaw Valley (14).JPG

Na dole było bezwietrznie i z opadami śniegu, natomiast na górze było zupełnie inaczej. Mgła, wiatr i o wiele więcej śniegu. Za wiele nie znam tego resortu i byliśmy też jedni z pierwszych narciarzy na górze, więc za bardzo nie wiedzieliśmy gdzie jechać.

img-5042_orig.jpg

Ruszyliśmy za lokalnymi którzy i tak za chwilę rozjechali się w swoich kierunkach. Tutaj raczej nie jeździ się po trasach, a zwłaszcza nie w dni kiedy spadł śnieg.

Album_2020.01 Squaw Valley (16).JPG

Polanami i lasami jechaliśmy w dół. Widoczność była kiepska, natomiast warunki śnieżne wspaniałe. Mięciutko i cicho. Żadnego skrobania nartami po lodzie. Czasami ciszę przerywały radosne okrzyki narciarzy, którzy cieszyli się z warunków jakie tutaj panowały.

Album_2020.01 Squaw Valley (19).JPG

Zjechaliśmy na dół i kolejnym wyciągiem wyjechaliśmy w inną część gór. Postanowiliśmy odwiedzić Gold Coast. Jest to miejsce gdzie dojeżdża Funitel. Kolejka ta zabiera narciarzy z miasteczka i zawozi ich w góry. Coś w rodzaju gondoli tylko że większa i na dwóch linach. Każdy wagonik może zapakować do 30 narciarzy i dzięki dwóm liną może jechać w góry nawet podczas wielkiej wichury.

Z Gold Coast narciarz ma wiele opcji. Może iść do baru, może zjechać na dół, albo może wsiąść na kolejne wyciągi i jechać dalej. Myśmy oczywiście wybrali kolejny wyciąg i pojechaliśmy dalej w góry.

img-5056_orig.jpg

Tak jak przypuszczaliśmy im wyżej tym było gorzej z widocznością. Na górze już nic nie było widać, a na dodatek dalej były intensywne opady śniegu. Ale na co tu narzekać jak w około pełno miękkiego i świeżego śniegu.

Album_2020.01 Squaw Valley (27).JPG

Zjechaliśmy parę razy. W Squaw Valley mają zasadę, że jak jest świeży śnieg to nie wolno go ubijać. Także wszystkie trasy miały głęboki, po części rozjeżdżony śnieg, ale nadal można było się w nim głęboko zanurzać.

img-5067_orig.jpg

Po paru męczących zjazdach postanowiliśmy się dalej zapuścić i pojechaliśmy do Silverado/Granite Chief rejon. Tu już prawie nikogo nie było. Puste, leśne tereny i ogromne ilości śniegu. Widoczność była trochę lepsza.

Album_2020.01 Squaw Valley (33).JPG

Wyszukiwaliśmy zjazdów w lasach i cieszyliśmy się każdym udanym zakrętem w tych pustkowiach. Ciekawość nowych terenów poniosła nas „lekko” za daleko i niestety musieliśmy za to zapłacić.

Album_2020.01 Squaw Valley (35).JPG

Zajechaliśmy za daleko i musieliśmy trochę podejść do dolnej stacji kolejki. W głębokim śniegu i na tej wysokości nie należy to do łatwych zadań, no ale czego się nie robi dla przyjemności.

Album_2020.01 Squaw Valley (38).JPG

Zrobiliśmy jeszcze parę zjazdów i wróciliśmy do głównej części resortu.

Album_2020.01 Squaw Valley (46).JPG

Ilonka wyjechała do High Camp i chciała nam porobić trochę zdjęć. Niestety pogoda na maksa się załamała i nie było sensu się w to bawić. Weszliśmy do środka i przy piwku regenerowaliśmy siły.

Album_2020.01 Squaw Valley (42).JPG

"Niestety w Squaw Valley nie można chodzić po szlakach narciarskich. Zaczyna to być typowe dla dużych gór. Pewnie się boją, że jakiś włóczykij się zapląta i zajdzie gdzie nie powinien. Albo obawiają się za dużo nowicjuszy. Te góry to jednak nie przelewki. Można za to wyjechać kolejką. Zdziercy chcieli $50 za wyjazd no ale cóż, pewnie szybko tu znów nie będę więc bez większego marudzenia kupiłam bilet i wyjechałam na górę. Miałam szczęście, że akurat chmury przegonił wiatr i mogłam porobić jakieś zdjęcia.

Album_2020.01 Squaw Valley (87).JPG

Niestety w górach pogoda zmienia się jak w kalejdoskopie więc trzeba korzystać póki można. Zanim chłopaki dojechały to już wszystko pokryte było chmurami i mgłą. Nawet przerwa nie pomogła i chmury pokryły całą górę. Tak więc wskoczyłam do kolejki i już po 8 minutach byłam na dole. A na dole piękne słoneczko i można się na tarasie opalać."

Album_2020.01 Squaw Valley (26).JPG

Po przerwie wróciliśmy na narty. Pogoda już na maksa nie współpracowała. Niskie chmury, wiatr i gęste opady śniegu. Oczywiście nie przeszkodziło nam to w kontynuowaniu narciarstwa do zamknięcia wyciągów. Niestety nie zawsze mamy okazję jeździć w głębokim śniegu.

Album_2020.01 Squaw Valley (50).JPG

Później nawet się rozpogodziło, widoczność się poprawiła i można było większymi prędkościami pokonywać te wspaniałe tereny.

img-1270_orig.jpeg

O 16 zamknęli wyciągi. Mniej więcej w tym samym czasie dostaliśmy wiadomość od Ilonki gdzie jest najlepsza impreza w mieście po nartach i tam też się udaliśmy.

Album_2020.01 Squaw Valley (93).JPG

Le Chamois, to jest bar gdzie większość lokalnych po nartach wstępuje na piwko i opowiada co dzisiaj ciekawego zrobili w górach. Fajny klimat, dobre piwko i ciekawa muzyka, czego trzeba więcej...

Album_2020.01 Squaw Valley (96).JPG

Na koniec odwiedziliśmy Meksykanką restaurację aby uzupełnić kalorie. Niestety jedzenie było pyszne, a porcje tak wielkie, że po kolacji udaliśmy się do hotelu i padliśmy do łóżek. Dzień był intensywny i wyczerpujący.
Jutro mamy kolejny dzień przygód i niespodzianek.

Read More
USA: Southwest Ilona USA: Southwest Ilona

2020.01.25 Squaw Valley, CA (dzień 1)

"Dziubdziuk, dziubdziuk, patrz… tu każdy ma narty! Co tu się dzieje?"

"Dziubdziuk, dziubdziuk, pośpiesz się bo w okienku gdzie nadaje się narty nie ma już miejsca."


Ilość narciarzy w kolejce do odprawy Delty przerosła nasze oczekiwania. Dobrze, że my też mieliśmy narty, bo Darek by chyba mnie zwolnił jakby musiał lecieć na Florydę kiedy w koło tylu narciarzy.

"Dziubdziuk, dziubdziuk, czy już nikt nie jeździ na nartach na wschodnim wybrzeżu?"

No chyba nie…..resorty na wschodnim wybrzeżu niestety nigdy nie mogły konkurować z resortami w Sierra Nevada, Alpach czy innych wysokich górach. Niestety ostatnio pogoda wariuje i albo jest -15C albo na drugi dzień +15C. Niestety te wahania powodują, że robi się lodowisko. Deszcz, przymrozek i lód gotowy. Dlatego i my postanowiliśmy uciec od deszczowego Nowego Jorku do śnieżnej Kalifornii.

20200125-064219.jpg

"Ladies and gentlemen the flight number DL123 to Jackson Hole is ready to board…."
​[Panie i Panowie, samolot linii lotniczych Delta o numerze DL123 do Jackson Hole jest gotowy do przyjęcia Państwa na pokład..."]

"Dziubdziuk, dziubdziuk….to nasz samolot." - Darek gotowy był do wejścia na pokład.

Niestety to nie nasz samolot. Tym razem lecimy do San Francisco a stamtąd jedziemy ok. 4h do Squaw Valley. Samolot do Jackson Hole jednak zabrzmiał kusząco. Jest to bowiem bardzo fajny resort narciarski, który nie ma (a raczej nie miał) połączenia non-stop z NY. Hmmmm… dało nam to do myślenia.

Album_2020.01 Squaw Valley (5).JPG

Lot minął spokojnie. Prawda jest taka, że dużo bardziej wolimy lecieć niż spędzić 6-7h jadąc do jakiegoś resortu w New England. Pomyślicie, że w głowach się poprzewracało ale nie do końca. Mając TSA pre, dostęp do lounge na lotnisku i upgrade do lepszych siedzeń z większym miejscem na nogi latanie to nawet przyjemność. Można się wyspać, film oglądnąć albo książkę poczytać. Dużo lepiej niż jechać tą samą drogą gdzie zna się każdy zakręt.
W Kalifornii też musimy trochę jechać samochodem ale droga jest nowa i ciekawsza.

Album_2020.01 Squaw Valley (4).JPG

San Francisco - good to be back (dobrze być tu znowu). Niestety dziś nie mamy czas ani planów uderzyć na miasto ale i tak podstawowe elementy wizyty w SF zostały zaliczone. Mgła i In-n-out. Oczywiście Golden Gate też jest typowy dla SF. My jednak nie przejechaliśmy słynnym mostem tylko odbiliśmy w bok na Sacramento. Nie jest to Golden Gate ale most też nie głupi. Natomiast mgła przywitała nas od razu. SF bez mgły to jak Kalifornia bez In-n-out.

Album_2020.01 Squaw Valley (3).JPG

In-n-out jak już parę razy pisaliśmy to słynna sieć hamburgerów. Nie weszli oni na wschodnie wybrzeże więc jemy je tylko jak jesteśmy w Kalifornii albo Nevadzie. Tak więc jak zobaczyliśmy palmy, zjedliśmy in-n-out i ściągnęliśmy bluzy dresowe (t-shirt wystarczył na tą pogodę) to poczuliśmy się jak w ciepłej, słonecznej Kalifornii. Tylko nasze zimowe buty świadczyły, że chyba jedziemy w głąb stanu w poszukiwaniu śniegu.

Album_2020.01 Squaw Valley (1).JPG

Jakieś dwie godziny, może dwie i pół i wyjechanie na jakieś 6000 ft (1800 m) doprowadziło nas do pierwszego śniegu. Górki zaczęły się wynurzać za każdym zakrętem a droga stawała się ciekawsza z każdym kilometrem.

Album_2020.01 Squaw Valley (9).JPG

Do resortu Squaw Valley dojechaliśmy niestety jak już się ściemniało i zamykali wyciągi. Musimy przyznać, że nasz kolega lepiej obczaił samoloty. Do Squaw Valley można dojechać w godzinę z lotniska Reno. Co prawda trzeba się przesiąść ale z przesiadkami (jeśli żaden samolot się nie opóźni) to do 7h można już być w resorcie. Przy wylocie o 6 rano i trzy godzinnej zmianie czasu można w resorcie już być w południe i załapać się na parę zjazdów. No nic… trzeba będzie nadrobić jutro i wsiąść na pierwsze krzesełko.

img-2465.jpg

Squaw Valley może nie jest największym resortem w USA (6 miejsce) ale jest zdecydowanie większe niż jakikolwiek resort na wschodnim wybrzeżu. Ale o ogromie Squaw Valley świadczyła ilość samochodów wyjeżdżających z resortu. Normalnie wyciągi są czynne do 4 pm. Więc jak myśmy wjeżdżali koło 5 pm to akurat wszyscy opuszczali resort. Koreczek niezły - chyba lepiej przeczekać przy piwku czy kawie i wyjechać o 6 - 7 bo na to samo wychodzi.

img-2483.jpg

Dojechaliśmy - i pierwsze słowa jakie usłyszeliśmy od naszego kolegi to: “Ale tu fajnie, ale to duże, ale tu mięciutko, ale tu jest dużo barów….”

No tak wszystko się zgadza. Pięknie tu, wysokie górki, dużo terenów do jeżdżenia, mięciutki śnieg no i infrastruktura. Na narty było za późno ale... po długiej podróży albo po ciężkim dniu na nartach nie ma nic lepszego niż zimne lokalne piwko…

img-5029_orig.jpg

Nadal Stany to nie Europa i miasteczka tu są dość małe w porównaniu do Zermatt czy Meribel, Trzech Dolin itp. Ale Resorty jak Squaw, Vail, Park City, ogarniają to i wiedzą, że kasę robi się nie tylko na bilecie na narty ale też na całej otoczce. Około ósmej zaczęło padać - w miasteczku deszczem ale w górach wiedzieliśmy, że sypie piękny śnieg. Tak więc szkoda było marnować siły i czas w barach - lepiej się wyspać i jutro z samego rana uderzyć na stok. Tak więc jak grzeczne dzieci po kolacji do domku i do łóżeczka. Jutro będzie piękny, “biały” dzień!

Read More
USA: Southwest Darek USA: Southwest Darek

2016.05.29 Squaw Valley i Sacramento, CA (dzień 9)

Podczas planowania wypadu w rejon Lake Tahoe natknąłem się na resort narciarski Squaw Valley, który się reklamował, że będzie czynny przynajmniej do końca maja. W tym rejonie już byłem dwa razy na nartach, ale oczywiście nie mogłem sobie odmówić wiosennych nart w tak wspaniałych górach. Jeden dzień musiał być pod tym kątem zaplanowany. Zwłaszcza, że na wschodnim wybrzeżu zima dla narciarzy w tym roku była do dupy. A poza tym, w tym sezonie byłem tylko 19 dni na nartach. To stanowczo za mało w porównaniu do innych sezonów, 20 brzmi znacznie lepiej. Godzinka samochodem z hotelu i już byliśmy na parkingu w Squaw Valley. Warto też dodać, że w 1960 roku w tym resorcie odbyła się Olimpiada Zimowa.

​Oczywiście nie miałem ze sobą nart ani butów, ale sprawdziłem wcześniej i dalej wypożyczalnie były czynne. Ubranie miałem z hików, więc byłem ok, a i tak temperatury zapowiadały się wysokie. Troszkę się zmartwiłem jak się dowiedziałem, że bilet kosztuje aż $99. Zwłaszcza, że mają tylko czynne 5 wyciągów i około 10 tras. Podchodzę do okienka i mówię miłej pani, że trochę drogo tu mają. Ona z uśmiechem na ustach mówi, że jak mam bilet na następny sezon albo jak kupię go teraz, to cena będzie tylko $19. Ja jej na to, że ja ze wschodniego wybrzeża i że ja tam na nartach jeżdżę. Na to pani mówi, czy ja mam jakiś bilet na sezon ze wschodniego wybrzeża? Odpowiedziałem, że tak, ale go nie mam przy sobie..... W końcu udało się. Jeszcze chwilę pogadaliśmy i wyszedłem z uśmiechem i z biletem za $19!

​Zapakowałem się do wyciągu Funitel (taka większą gondola na dwóch linach, która może jeździć nawet podczas dużych wiatrów) i pojechałem w góry. Tu już było znacznie więcej śniegu niż na dole.

Wziąłem kolejny wyciąg i wyjechałem jeszcze wyżej. Jeszcze więcej śniegu. Tak się nie mogłem doczekać zjazdów, że nawet nie oglądałem widoków tylko szybko poleciałem na dół. Było ciepło, więc wiadomo, śnieg był miękki i mokry. Noc wcześniej musieli chyba ratrakami to wszystko ładnie ubić, bo nawet muldy nie były za wielkie jak na takie wiosenne narty.

​Ludzi było nawet trochę, prawie wszyscy lokalni. Ich umiejętności narciarskie były na najwyższym poziomie. Widać, że w ciągu sezonu są 50+ dni na nartach. Skoki z obrotami 360, slalom po muldach czy przez las z taką prędkością to potrafią tylko najlepsi. Czasami kolejki się robiły do wyciągów, ale ja wskakiwałem na pojedynczą linię i od razu wsiadałem na wyciąg. Jak to na wiosnę, wszyscy na wyciągach uśmiechnięci, porozpinani z piwem w ręce i gotowi na dyskusje.

​Dowiedziałem się wielu ciekawostek. Jedną z nich jest ilość śniegu. W tym sezonie zima w ich rejonie jest dobra (nie najlepsza), spadło lekko ponad 400 cali śniegu (10 metrów). Jak jest najlepsza zima, taka jak była 2010 i 2011 to mają jeszcze więcej śniegu i zimną wiosnę. Wtedy zamknięcie sezonu jest na 4 lipca (Independence day), kończące się wielką imprezą, bo wiedzą, że za parę miesięcy znowu zacznie sypać śnieg i kolejny sezon się zacznie.

​Wszyscy pracownicy mieli ubrane koszulki z napisem "Thank you El Nino". Oni maja za co dziękować, dostali dużo śniegu. Pamiętam jak byłem w kwietniu na zakończenie sezonu u nas w Okemo, to też widziałem ludzi w koszulkach "Thank you El Nino, for nothing". Była to najgorsza zima na wschodnim wybrzeżu od kilkudziesięciu lat.

​Wyciągi mieli czynne tylko do 14:30, więc nie było czasu na żaden lunch. Lokalni na wyciągach mówili, że to w sumie dobrze, bo mają więcej czasu na imprezę, albo mają czas zagrać w golfa na dole.
Zacząłem sobie jeździć dalej od uczęszczanych tras. Trochę lasami, trochę podchodziłem, trawersowałem dalej. Fajnie było, bo tu jeszcze był taki świeży śnieg i prawie nie było nikogo. Musiałem tylko uważać żeby za daleko nie pojechać, bo dużo wyciągów była już zamknięta, a na sam dół się nie zjedzie. Musiałbym podchodzić na górę, co na tej wysokości i w butach narciarskich zajmuje trochę czasu, a muzyka i piwo na dole czeka.

Była już prawie druga po południu. Postanowiłem pomału się kierować na dół. Tym samym wyciągiem co wyjechałem na górę zjechałem na dół, gdzie było już jak w lato.

​Ilonka też miała intensywny dzień na hikach, więc razem głodni i spragnieni zaatakowaliśmy pizzerię. Oczywiście nie chcieliśmy czekać z godzinę na stolik na zewnątrz, w środku zimne piwko też było zimne.

​Posileni i ugasiwszy pragnienie poszwendaliśmy się jeszcze po miasteczku. Słońce świeciło, cieplutko, muzyka na żywo, lokalne browary serwowały co potrafią najlepiej zrobić, było jak w raju. Idealne zakończenie sezonu. Zakończenie? Ilonka się mnie spytała. Czy aby na pewno już w tym sezonie nie można nigdzie zjechać? Hmmm.... Niektóre resorty w Colorado są wyżej położone, może jeszcze mają śnieg! Albo to co lokalni mówili, że wyciągi może już zamkną, ale góry nie. Idealny sposób na wiosenne nartki. Hike na górę, a potem przepiękny zjazd. Trzeba to przemyśleć.

​Niestety musieliśmy się pożegnać z imprezą, bo nas czekało jeszcze jakieś dwie godziny drogi do naszego kolejnego hotelu. Tym razem w Sacramento, stolicy Kalifornii. Po jakimś czasie wjechaliśmy na autostradę 80 i zobaczyliśmy fajny znak. Raczej dotyczył on samochodów ciężarowych, bo mówił żeby zredukować biegi bo będzie stromo na dół. Przez "jedyne" 40 mil (65 km).
Dwie godziny szybko zleciało i pustynne Sacramento przywitało nas przyjemną 96F (35C) temperaturą.

​Szybka rejestracja w hotelu i na miasto. Nie mieliśmy za dużo czasu ani planów na miasto, więc wybraliśmy ich najbardziej popularną część, waterfront old city.

​Nie nastawialiśmy się na super zwiedzanie miasta. Nawet nie mieliśmy przygotowanego planu. Skoro jednak już spaliśmy w tym mieście to dlaczego mielibyśmy nie wyjść i zobaczyć co się dzieje. I tu nasze zaskoczenie. Z hotelu podjechaliśmy samochodem w kierunku starego miasta. Jak sę okazało, miasto jest zamknięte dla samochodów ale jest duży parking blisko i nie ma problemu z parkowanie. Tak więc zaparkowaliśmy i poszliśmy w kierunku miasta a tu mały szok.....na ulicy pełno muzyki...i ludzi też. Ponieważ ulice są zamknięte dla samochodów to ludzie chodzą gdzie chcą, co krok są jacyś artyści, którzy śpiewają, tańczą czy robią inne sztuczki. Na pierwszy rzut oka przypominało mi to Nowy Orlean. Oczywiście knajpek i restauracji też nie brakowało.

​Idąc w kierunku wody musisz przejść tory.....a na torach są ciufcie...w Sacramento jest muzeum kolejnictwa. Kiedyś przebiegała tędy słynna linia kolejowa Southern Pacific a teraz jest to tylko muzeum. Ale fajnie, że możesz tak sobie pochodzić między tymi pociągami.

​Tak minęła nam godzinka. Stare miasto nie jest duże ale zdecydowanie fajnie się poszwendać po nim. Muszę przyznać, że zostaliśmy pozytywnie zaskoczeni.

Read More