2021.03.03 Steamboat, CO (dzień 5)
Tak jak Ilonka pisała, coraz lepiej poznaje ten resort i coraz bardziej mi się on podoba. Steamboat może nie jest tak wielki jak Vail, Whistler czy Zermatt, ale wystarczająco duży żeby się zgubić i znaleźć jakiś ciekawy lasek czy jeszcze nie rozjeżdżoną polankę.
W poniedziałek i w środę cały dzień jeździłem w Steamboat. Praktycznie od 9 rano do ostatniego krzesełka. W tygodniu jest znacznie mniej ludzi niż w weekend. Na samym dole jeszcze może musiałem parę minut postać w kolejce, ale wyżej to praktycznie non-stop można jeździć. Jak tylko nogi i aklimatyzacja z wysokością na to oczywiście pozwolą.
Pogodę też miałem super. 100% słońca i żadnej chmurki na niebie. Krem na słońce i ciemne gogle albo okulary to podstawa. W godzinach popołudniowych w nasłonecznionych miejscach było aż gorąco. Można by w krótkich spodenkach i w podkoszulku jeździć. W tych miejscach śnieg był mokry, jak podczas wiosennych nart. Natomiast wszędzie indziej mimo ciepła śnieg był dalej zmrożony. Ach te wysokości i ostre słońce.
Wszystkie wyciągi i trasy były otwarte. A mają ich nawet trochę. Dokładnie 169 tras. Można było bez ograniczeń zwiedzać nowe i nieznane dla mnie tereny.
Rano musiała być obowiązkowa rozgrzewka. Jeszcze śnieg był wszędzie dobrze zmrożony, więc gęste kręcenia rozgrzewały nogi i całe ciało. Niebieskie i pojedyncze czarne były najczęściej używane.
Po około godzinie trzeba było się zabierać do roboty i podążać za śladami lokalnych. Steamboat nie ma potężnych obszarów bardzo trudnych tras czy terenów, ale jak chcesz to parę ciekawych się znajdzie.
I znalazłem. Wyciągiem Bar-UE na górę i w lewo. Jest to mój ulubiony wyciąg, ale o tym później. Z tego miejsca można już lekko trawersować albo podejść na nogach do góry jakieś 10 minut. Wjeżdża się do doliny drzewek świątecznych.
Jest to miejsce gdzie jest największa koncentracja najtrudniejszych tras w Steamboat. Tras oznaczonych napisem EX (extreme) albo inaczej potrójny diament.
Paroma trzeba zjechać, żeby później na krzesełku albo w barze było o czym z lokalnymi gadać. Trasy są krótkie, ale bardzo strome, no i oczywiście większość jest przez las. Trzeba uważać żeby się nie wywrócić, bo po tej stromiźnie leciało by się na dół dosyć szybko. Po drodze można by pewnie jakąś choinkę na święta zabrać. Czyli już wiemy dlaczego ten rejon ma taką nazwę.
Święta już były, więc choinek nie pozbierałem. Poniżej tych stromych odcinków są ciekawe, płaskie tereny do zabawy. Trochę lasu, trochę polan. Nawet czasami można tu jeszcze znaleźć nie rozjeżdżony puch parę dni po opadach śniegu.
Steamboat posiada też drugą stronę. Nazywa się Morningside (poranna strona). Duży zalesiony obszar. Drzewa nie rosną gęsto, więc jest zabawa. Jednak nie do końca mi się tu podobało. Odcinek zbyt krótki i płaski. Za bardzo nie można fajnie pokręcić. W sumie to można by tu na kreskę lecieć. Na dodatek jest tylko jeden wyciąg i to w dodatku jeszcze wolny. Kolejka do niego była nawet spora. Zjechałem parę razy i uciekłem z tego miejsca.
Natomiast bardzo spodobała mi się południowa strona resortu. Długie niebieskie trasy, idealne do carvingu.
Dwa szybkie wyciągi obsługują ten rejon. Tak jak wspomniałem, idealne miejsce do carvingu. Była godzina gdzieś 13, więc słoneczko już troszkę podtopiło śnieg. Super się można było wcinać w miękki, ale jeszcze nie mokry śnieg.
Między trasami są oczywiście ciekawe lasy jak ktoś potrzebuje urozmaicenie na chwilę.
Tutaj znalazłem też świetne miejsce na lunch. Zwłaszcza w słoneczną pogodę.
Taco Beast. Naprawdę robią pyszne taco. Najlepsze jest z łosia, przynajmniej dla mnie. Dużo tego tu chodzi po lasach, „łatwo” złapać. Mięsko dobrze wypieczone z warzywami i posypane serkiem. Palce lizać! Do tego oczywiście zimne piwko i przerwa super.
Niestety nie można tak było tylko siedzieć, jeść, pić i nic nie robić. W czasach pracy zdalnej i mi się też coś dostało. Musiałem parę rzeczy do sklepu zrobić na telefonie.
Ale pracować w takim „biurze” to można. Za bardzo nie narzekałem tylko co jakiś czas odrywałem wzrok od telefonu i podziwiałem piękne widoki.
Posiedziałem i popracowałem chyba z godzinę w „biurze” i ruszyłem w moją część góry. W znane, północne tereny.
Wydawało się, że już dobrze znam ten rejon, ale zawsze jak się gdzieś „przypadkowo” skręci to znowu można w ciekawe miejsca wjechać. Była już gdzieś godzina 15, więc nogi też chciały odpoczynku. Wtedy z pomocą przyszedł moj ulubiony wyciąg.
Dlaczego ulubiony? Długi, wolny, w słoneczku i dwu-osobowy. Idealny na popołudniowy odpoczynek. W czasach Covid nie mogą ci nikogo dołożyć do dwu-osobowego krzesełka bo musi być przynajmniej jedno-osobowa przerwa.
Można się wygodnie rozłożyć i opalać. Wypić piwko jak się ma i oglądać narciarzy którzy próbują swoich możliwości na trudnych trasach. Niestety nie można się zdrzemnąć bo to jest Colorado, a w tym stanie stare wyciągi nie mają zamykających poręczy. Można się obudzić na dole na trasie.
Wybiła godzina 16, zamknęli wyciągi i trzeba było zjechać na dół. W słoneczku, łatwymi, miękkimi podtopionymi przez słońce trasami zjechałem na sam dół. Na dole już była wiosna!
Ilonka też już tu była, znalazła miejsce na opalanie i relaks po całym dniu. Na dole mają dużą scenę, gdzie w normalnych czasach (nie Covid) gra muzyka na żywo, ludzie pewnie się bawią i używają każdej chwili żeby być na zewnątrz. Bo stan Colorado z tego słynie. Słynie z ludzi którzy każdą chwilę chcą spędzić na zewnątrz. Czy to góry i narty czy hiki, czy jeziora i rzeki i sporty wodne czy po prostu spacer ścieżką. Wyjdź z domu i używaj przepięknych terenów jakie stan Colorado oferuje.....!!!