2015.07.17-19 Finger Lakes, NY

Amerykanom nie wiele wyszło w życiu, zwłaszcza jeśli chodzi o politykę dni wolnych, ale wyszły in Summer Fridays. Idea pracy tylko pól dnia w piątki w okresie letnim staje się coraz bardziej popularna. Niektóre firmy dają swoim pracownikom każdy piątek wolny, a niektóre tylko 1-2 razy w miesiącu. Amerykanie jako jedna z niewielu gospodarek na świecie nie ma obowiązku dawać swoim pracownikom żadnych dni wolnych. Wszystko włącznie z macierzyńskim to jest tylko i wyłącznie dobra wola pracodawcy. Chciałam tu jeszcze dodać że Amerykanie nie biorą wiele dni wolnych i pomimo, że czasem mają 20 dni płatnych wakacji zużywają 10-15 w ciągu roku. Summer Friday jest chyba jednak bardziej popularny, widać to po korkach jakie są w każdy letni weekend. Mamy wrażenie, że coraz więcej ludzi opuszcza miasto latem.

Tak wiec po ok. 2h jazdy w korkach i przejechaniu tylko 40 mil wreszcie mogliśmy cieszyć się z Summer Friday, z jazdy i czekającej nas przygody z Finger Lakes. Ten weekend planowaliśmy spędzić z naszymi przyjaciółmi, którzy bardzo lubią winka, więc naturalnym wyborem okazał się rejon Finger Lakes, który bardzo nam się spodobał (byliśmy tu niecałe dwa miesiące temu)

Watkins Glen, miasteczko do którego jechaliśmy znajduje się ok. 4.5h od Nowego Jorku (250 mil). Nam droga oczywiście zajęła dyzo więcej. Masa ludzi wyjeżdżających na weekendy, tanie ceny paliwa na pewno nie pomagają w zmniejszeniu korków, ale dlaczego Amerykanie puszczają większość autostrad przez miasta to już nie wiemy. Większość transportu na wschodnim wybrzeżu z północy na południe używa autostrady 95, która oczywiście przechodzi przez miasto Nowy Jork. Tak jakby nie można było zrobić jakiejś obwodnicy żeby odciążyć to i tak już przepełnione miasto. Ostatnio jeździliśmy po Hiszpanii, która gospodarczo jest za Stanami ale żeby wjechać z autostrady do miasta trzeba jechać kawałek od zjazdu. Co sprawia, że tiry jeżdżą dalej od miasta i nie robią się duże korki na autostradach.

W końcu dotarliśmy na kemping Watkins Glen. Jest to chyba największy na jakim do tej pory byliśmy, ma 305 pól na namioty. Położony w samym środku parku stanowego Watkins Glen. Nam kemping się bardzo spodobał. Czyściutkie toalety, ładnie położy, dla chętnych pełno placów zabaw jak i duży basen. Gdyby nie komary to wszystko byłoby idealnie.

Nasi kochani przyjaciele przywitali nas na kempingu przepyszną kolacją. Serwowali Pork Chops, Kansas Cut a'la Beatka (przepyszna wieprzowinka).
A potem to jak zwykle polaków długie dyskusje przy ognisku....i do spania w nowym namiocie. Jak już wiecie ze wcześniejszych wpisów, jesteśmy na etapie kupowania namiotu. Tym razem do testowania wzięliśmy namiot firmy REI Half Dome Plus. Jest to dwu osobowy namiot, troszkę dłuższy niż normalny, więc można w nim trzymać plecaki itp.

Rano w sobotę obudziła nas burza....nie była to byle jaka burza. Grzmiało już od 6 rano, więc za długo nie pospaliśmy, a kiedy apogeum dotarło nad nasze głowy kolo 8 rano, to aż czuliśmy jak ziemia się trzęsie po każdym grzmocie. Oczywiście z nieba spadały hektolitry wody. Nasz nowy namiocik miał niezłą próbę i zdał egzamin. Jak wreszcie burza przeszła i wszyscy powychodziliśmy z namiotów to jednoznacznie z Darkiem stwierdziliśmy, że namiot zostaje. Przechodząc przez kemping widzieliśmy, że nie wszyscy mieli szczęście i wiele osób cały poranek spędziła na suszeniu wszystkiego co było w namiotach.

My mając fajne namioty i rozłożoną plandekę nad stołem mogliśmy zająć się przygotowywaniem śniadanka. Tym razem wybór padł na pastę z łososia:
Pasta z wędzonego łososia i koperku

8 oz. (225 g) kremowego sera białego (np. Philadelphia)
2 łyżki stołowe posiekanego koperku
2 łyżki stołowe świeżego soku z cytryny
1 łyżka stołowa mleka lub śmietany
1 łyżeczka kaparów (capers)
4 oz. (120 g) wędzonego łososia drobno pokrojonego
dodatkowo parę plastrów łososia do dekoracji
czerwona cebula, łodygi koperki, kapary do przybrania

1. Do miski włóż ser biały, koperek, sok z cytryny, mleko lub śmietanę, kapary i drobno pokrojonego łososia. Ze wszystkiego zrób jednolitą pastę przy wykorzystaniu blendera. Pastę można przechowywać w lodówce do dwóch dni.

2. Bagietkę pokrój na cienkie kanapeczki i podgrzej na grillu lub zrób tosty. Gorące kromeczki posmaruj pastą i przypraw do smaku plastrami łososia, cebulką, koperkiem i kaparami.

Smacznego!!

Po śniadanku nie można się było długo obijać i trzeba było ruszyć na spacerek do kanionu.

Kemping na którym byliśmy jest położony w parku stanowym Watkins Glen, który ma przepiękny kanion powstały 12 tys. lat temu, w okresie kiedy lodowiec się cofał. Jest to dosyć młody kanion i oczywiście nie można go porównywać do klasyki jak Grand Kanion ale jest zdecydowanie warty zobaczenia. Miejsce to jest dosyć popularne i ładnie przygotowane dla pieszych. Chodzi się trasą po dnie wąwozu mijając 19 wodospadów a czasem nawet przechodząc za wodospadem.

Niestety popularność i łatwość dostępu sprawiły że były tam setki ludzi. Nawet ku mojemu zaskoczeniu spotkałam tam kolegę z pracy. Świat jest mały.....

Trasa ma ok. 4 mil ale nie jest techniczna....czasem tylko schody do góry (jest ich 830) mogą być meczące jak się nie ma kondycji i idzie się w upale 35 C.

My pokonaliśmy trasę z przyjemnością, pstrykając wiele zdjęć i podziwiając wodospady.

Widać było, że poziom wody podniósł się po porannej burzy.

Po spacerku wróciliśmy na pole namiotowe i upał zaczął nas dobijać, komary też.... Dzieciaki postanowiły ochłodzić się w basenie a rodzice przy zimnym winku rose. Jak nie byłam nigdy zwolenniczka różowych win tak teraz pijąc rożne wina zaliczam je do trzech kategorii. Pierwsza to oczywiście czerwone wina do jedzenia, jak Cabernet czy Pinot Noir. Druga to winka do sushi jak i po prostu do zrelaksowania się wieczorkiem...tu wygrywa Chardonnay. No i ostatnia kategoria która zaczęła się "tworzyć" po pewnym hiku w Adirondack to wina różowe, które są lekkie, pije się je dość zimne i fajnie ochładzają. Dziś padło na 2014 Saint Roch les Vignes, Rose. Lekkie, orzeźwiające, fajne wybalansowane między owocami a minerałami. O smaku malin, truskawek i białych brzoskwiń. Winko pochodzi ze stolicy win różowych, czyli z Prowansji, Francja.

Odpoczynek jednak nie trwał długo bo trzeba było się wziąć do roboty i nazbierać drzewa w końcu musimy mieć największe ognisko.

Obowiązkowa gra w Blokus - dzieciaki zaczynają nas ogrywać i trzeba nieźle wysilać mózg żeby nie przegrać. I akurat się zaczęło ochładzać na tyle aby pomyśleć o kolacji. Tym razem wymyśliliśmy jagnięcina marynowana w sosie z granatów podawana z sałatką z ogórków i rzodkiewki w kremie Fraiche. Jak to bywa z fancy przepisami przygotowanie zajęło nam prawie 2h. Ale za to jak smakowało.....hmmm.....palce lizać.

No i udało się... ognisko było największe. Było tak duże jak Darek.

A skoro mieliśmy tak dużo drzewa to posiedzieliśmy chyba do 2 w nocy rozprawiając o komarach które same wprosiły się na nasza imprezę i tylko nas denerwowały. Czy wiecie, ze komary zabijają największą ilość ludzi ze wszystkich stworzeń. Liczba sięga ponad 1 mln ludzi rocznie. Główną przyczyną jest oczywiście malaria. Gryzie tylko komarzyca, bo potrzebuje krwi żeby mogła znieść jajeczka. Wypija 3x więcej krwi niż waży i odlatuje w rejony wody aby znieść 300 jajeczek ten cykl powtarza się co jakieś 3-4 dni. Komarzyca żyje do 2 miesięcy, a komar tylko do 10 dni. Czyli następnym razem zabijając komarzyce na swoim ciele pomyśl że zabiłeś 300 a może i więcej komarów.....krwawa masakra.

Chłopakom tak chodziła jagnięcinka po głowie, że w środku nocy stwierdzili że ja odgrzeją..... w ognisku. Ciekawy pomysł i dość dobry....nawet aż tak bardzo się nie spaliła.

Tym razem nie burza nas obudziła tylko słońce. Nie ma to jak rozstawić sobie namiot w słońcu. Namiot szybko się nagrzał i ciężko było w nim wytrzymać i musieliśmy wstawać. Aż tak bardzo jednak na to nie nie narzekaliśmy bo dużo pracy było przed nami. Śniadanko, pakowanie i obowiązkowa wycieczka po winiarniach.

Wchodząc do pierwszej winiarni Miles natrafiliśmy na ciężką decyzję.....okazało się, że poza winami maja tam też piwka. Hmmm.....w taki upal piwko wydaje się lepszym pomysłem. Spróbowaliśmy trzech piwek ale jak to bywa na testowaniu były to bardzo małe dwa łyki na każde piwko. Smak jednak nam został i zamiast pojechać do winiarni pojechaliśmy do browaru Climbing Bines Craft Ale Co.

Piwka mieli ciekawe ale niestety jedyne miejsce do siedzenia było na zewnątrz. Fajnie bo widoki przepiękne....ale raczej nie polecane przy 35C i dużej wilgotności.
Następnym naszym przystankiem (dość krótkim) była już nam dobrze znana winiarnia Red Tail Ridge. Strasznie zasmakował mi ostatnio od nich Riesling, ale niestety już go wyprzedali....widać ze wiem co dobre.

Wreszcie przyszedł czas na najlepszą winiarnię w tym rejonie (przynajmniej z tych, które znamy) Dr. Frank. Winiarnia ta ma winka na wyższym poziomie. Jak to Darek powiedział, takie o których trzeba trochę pomyśleć i można podyskutować o ich smakach. Samo położenie winiarni jest przepiękne i zdecydowanie warto tam wracać.

Nie mieliśmy już za bardzo czasu ani siły na więcej winiarni natomiast lunch wydawał się dobrym pomysłem. Pojechaliśmy zjeść do winiarni Bully Hills. Tu już nie testowaliśmy winka, natomiast jedzonko polecamy, zwłaszcza mięsko, które sami wędzą. Do lunchu wzięliśmy sobie Cabernet Franc, ich produkcji, które piloci wypili...biedni kierowcy tylko spróbowali parę łyków i kupili sobie po butelce do domku.

Słyszałam o tym pomyśle, ale po raz pierwszy spotkałam się z nim w życiu. Non-tipping policy. Podobno niektóre restauracje w Stanach podnoszą stawkę podstawową swoim pracownikom a przez to klient nie ma obowiązku dawania napiwku. Sama idea mi się podoba, bo napiwki czasem dochodzą do 20% (absurd), a pracownicy nie maja zagwarantowanej płacy przy słabym ruchu. Niestety wraz z tym jakość usług powinna zostać nadal na wysokim poziomie. Kelnerka była mila ale niestety pomieszała troszkę nasze zamówienie. Ogólnie i tak jestem za pomysłem mniejsze napiwki, wyższa pensja dla pracowników.....tylko czy amerykanie się przestawią, czy skończy się na tym, że pracownicy mają większe płace, klienci droższe jedzenie a napiwek i tak każdy zostawia w wysokości 15%.
I tak zakończyliśmy kolejny cudowny weekend....do następnego razu....za tydzień Bermudy.....hmmm.....będzie na pewno ciekawie i.....różowo.

Previous
Previous

2015.07.25 Bermuda (dzień 1)

Next
Next

2015.07.04 Białe Góry, NH (dzień 3)